czwartek, 29 listopada 2012

5 i Liebster Award.

Ciao :) Zanim będziecie mogli przeczytać rozdział,na sam początek muszę ogłosić,że zostałam nominowana i to dwukrotnie (za to wielkie dzięki) do Liebster Award,przez Mrs.Horan i Milly :)

Nominacja ta jest otrzymana od innego bloggera w ramach uznania za 'dobrze wykonaną robotę'.Po otrzymaniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby,która Cię nominowała.Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań.Nie wolno nominować bloga,który Cię nominował. (c) http://mystoryaboutonedirection-milly.blogspot.com/

A więc:
1.Od jak dawna jesteś Directionerką?
~Myślę,że będzie coś koło półtora roku.
2.Lubisz pisać bloga? Dlaczego?
~Bardzo lubię,bo wtedy zapominam o wszystkim co mnie trapi :)
3.Za co kochasz 1D?
~Pokochałam ich za tych przezabawnych,wariackich i jedynych w swoim rodzaju chłopców z X-Factor'a.
4.Ulubiona piosenka z TMH i UAN.
~Hmm...trudno powiedzieć.Z UAN może Stole My Heart i One Thing,a z TMH jak narazie Little Things.
5.Którego z chłopaków lubisz najbardziej?
~Ich nie da się lubić mniej i bardziej,ale w swoich marzeniach zawsze zaczynałam od Zayna :D
6.Jakie jest twoje największe marzenie?
~Znaleźć TĄ jedną,prawdziwą miłość.
7.Ile masz lat?
~W lutym dobije 17.
8.Co sądzisz o hejtowaniu dziewczyn 1D?
~Sądzę,że to okropna rzecz,oceniać innych jeśli nie zna się ich osobiście.
9.Prowadzisz fanpage o 1D?
~Nie.Bardzo chciałam,ale nie mam na to czasu.
10.Byłaś kiedyś w Londynie?
~Ciałem niestety nie,ale duszą i myślą jestem tam na co dzień :)
11.Czytasz mojego bloga? (http://mystoryaboutonedirection-milly.blogspot.com)
~Zaczęłam czytać,ale nie zawsze mam kiedy ;)


1.Czy należysz jeszcze do jakichś innych fandomów?
~Tak,jestem PotterHead :D + fanka Vampire Diaries
2.Dobrze się uczysz?
~Och...przeciętnie.Najlepiej idzie mi angielski ;)
3.Co lubisz robić w wolnym czasie?
~Spotykać się ze znajomymi,trochę odpoczywać.

4.Masz jakiegoś zwierzaka?
~Tak,suczkę rasy york,Bajkę.

5.Masz jakieś marzenie?
~Mam mnóstwo marzeń! :]
6.Pamiętasz pierwsze 'spotkanie' z One Direction?
~Oczywiście.Pierwszy raz zetknęłam się z nimi na tumblrze jednej fanki.
7.Ulubiona książka lub film?
~Seria ''Harry Potter''
8.Masz rodzeństwo?
~Si,starszą siostrę i brata.
9.Słuchasz jeszcze innej muzyki oprócz 1D?
~Jasne,nie zamykam się tylko na jednym gatunku.Oprócz nich uwielbiam Florence,McFly,Brathanki,Happysad i mnóóstwo innych zespołów.
10.Który z 1D jest twoim faworytem?
~Patrz tu: Ich nie da się lubić mniej i bardziej,ale w swoich marzeniach zawsze zaczynałam od Zayna :D


Nominuję blogi:

http://live-while-you-are-young.blogspot.com/
http://i-swear-on-my-life.blogspot.com/
http://littlethingshx.blogspot.com/
http://i-can-be-your-shelter.blogspot.com/
http://wanna-save-your-heart-tonight.blogspot.com/
http://i-wanna-be-drunk-with1d.blogspot.com/
http://you-can-count-on-me-lila.blogspot.com/
http://giveyourhearta1d.blogspot.com/
http://thisismyparadisebitch.blogspot.com/
http://dont-leave-tonight-stay.blogspot.com/
http://spotkanie-po-koncercie-1d.blogspot.com/

Moje pytania:
1.Opisz w kilku słowach w jaki sposób stałaś się Directionerką.
2.Jakie zdanie o twojej miłości do 1D mają twoi przyjaciele?
3.Kim pragniesz zostać w przyszłości? :)
4.Masz chłopaka? Jeśli tak to co on sądzi o twoim zamiłowaniu? (patrz pkt.2)
5.Wolałabyś: romantyczną kolację z Liamem czy piknik w parku z Niallem?
6.Wolałabyś: wejściówkę na koncert w Polsce czy rozmowę z chłopcami przez skype?
7.Do której chodzisz klasy?
8.Uważasz,że chłopcy się zmienili,jeśli tak to dlaczego?
9.Pamiętasz dobrze czasy x-factora?
10.Marchewki czy twixy? ^^
11.Wyobraź sobie,że masz TYLKO JEDNO ZDANIE,które możesz powiedzieć chłopcom do telefonu.Ale tylko jedno.Co byś im powiedziała?

Uff,nareszcie.Dziękuję jeszcze raz za nominację,to kochana gra :D A teraz zapraszam na niewielki rozdział.
może wszystko to, co było między nami zgasło, może nie damy sobie drugiej szansy,
tak jak nie zapalimy dwa razy tej samej zapałki. może..
a może właśnie za jakiś czas znów będziemy budować wszystko od podstaw,
poznawać siebie na nowo, już jako innych ludzi. może gdy się zmienimy,
nie będziemy już w pełni siebie akceptować. będzie nas różniło coraz więcej rzeczy.
 może wtedy stwierdzimy, że już do siebie nie pasujemy, że nie jesteśmy jak rodzeństwo,
 że to wszystko przepadło.


-Meggie...Meggie,kochanie,co się stało?-podeszłam do niej,a ona powoli utuliła się we mnie.
-On...Jego głos...tak cudownie było go znowu usłyszeć...
-Więc dlaczego płaczesz?
Odwróciła się w momencie zadania tego pytania.Pomału opadła na najbliższy fotel i zamknęła twarz w dłoniach.Pociągnęła rozpaczliwie nosem.
-Nienawidzi mnie.
-Och...-poczułam jak coś ciężkiego opada mi na serce.To niemożliwe.Nie Niall! Podejrzewałabym wszystkich,ale nie Niall'a.
-Nienawidzi mnie,rozumiesz?-wyszeptała.-Zostawiłam go i teraz mnie nienawidzi...
-Ale..niee,Meggie,musiałaś go źle zrozumieć..
-Źle zrozumieć? ''Poważnie,Meggie? Zostawiasz mnie samego z naszym małym dzieckiem,bez słowa pożegnania.Przez kilka tygodni nie odzywasz się,nie dajesz znaku życia...Ja już nie mówię o sobie,ale do cholery,ty masz córkę!-tu przerwała i wybuchnęła płaczem.Po chwili kontynuowała: ,,Naprawdę myślisz,że dzwoniąc po tylu dniach twojej nieobecności przy mnie i przy Suzie,po tym jednym telefonie powiem Ci,że tak naprawdę nic się nie stało? Stało się.Nie wyobrażasz sobie jak mocno przeżywałem każdy dzień,każdą noc...wciąż złudnie mając nadzieję,że otworzysz drzwi z hukiem,a potem z uśmiechem na twarzy położysz zakupy...-tu wzięła głęboki oddech.-Dzisiaj już na to nie liczyłem.Dzisiaj jest mi po prostu przykro''.-dokończyła i zalała się łzami na dobre.

Uspokoiła się choć trochę.Przestała się trząść i mieć niespokojne drgawki,gdy skulona zaczęła wpatrywać się w kominek.Zaparzając gorącą herbatę zdałam sobie sprawę,że tak naprawdę ja wcale nie byłam lepsza.Chociaż w mniejszym stopniu...ale postąpiłam tak samo jak moja przyjaciółka.Tylko czy sensem było użalać się nad sobą? Nie mówię tu o Meggie..ona jednak ma gorszą sytuację.Ale ja...uspokoiłam się tym telefonem do dzieci.Jedyne czego żałuję to to,że nie porozmawiałam z Zaynem,a w głębi duszy czuję,że bardzo się tego boję.
-Proszę Meggie.-podałam jej kubek,a ta ani drgnęła.
-Nie chcę.
-Nie wygłupiaj się,dobrze Ci zrobi.-zaczekałam cierpliwie kilka minut aż się przekonała.
-Wiesz...jeszcze nie wszystko stracone.Możesz to wszystko odbudować.
-Co odbudować? Nie mam już nic...mój mąż mnie nienawidzi.
-Nnnie...nie brałam bym tego tak dosłownie...Bez względu na to co postąpiłaś,on nadal Cię kocha.To w końcu Niall Horan,a nie jakiś nastolatek zmieniający dziewczyny jak skarpetki.Wasza miłość była dla mnie wzorem,nie możesz się poddawać,słyszysz? Warto o nią powalczyć.
Nic nie odpowiedziała.Dopiero po kilku minutach usiadła i pociągnęła nosem.
-Przestraszyłam się.Przestraszyłam się tego..tego nawału odpowiedzialności.Dopiero co byłam beztroską nastolatką...-spuściła wzrok oglądając swoje dłonie i bawiąc się obrączką.-A teraz mam męża i małe dziecko.Mój świat w tak niedługim czasie odwrócił się o 180 stopni i to mnie przeraziło.
Uchwyciłam jej dłoń.
-Wiem.Wiem,że może wydawać się to straszne...nawet nie wyobrażasz ile razy ja panikowałam,mam o dwóch chuliganów więcej od Ciebie.-powiedziałam a ona się zaśmiała.-Dzwoniłam do mamy wypłakując się jej w słuchawkę,nie dawałam rady...
-Ty? Zawsze wyglądałaś na taką silną!
-Pozory.-uśmiechnęłam się blado.-Bywało nawet bardzo ciężko..i jedyną osobą,która potrafiła mnie wtedy uspokoić był Zayn.On jest o wiele lepszym rodzicem ode mnie.Potrafi zachować zimną krew kiedy sytuacja tego wymaga.I wtedy kiedy było ze mnę naprawdę źle,powiedział mi słowa dzięki którym się podniosłam.
-Co to za słowa?-spytała.
-''Rozumiem,że się boisz.Strach jest normalną rzeczą,tym bardziej strach przed odpowiedzialnością.Zostałaś matką w tak młodym wieku,to naturalne,że musisz się bać.Ale pomyśl o tym z innej strony...Nosiłaś każde z tych szkrabów pod swoim sercem przez 9 miesięcy.Pielęgnowałaś i dbałaś o siebie idealnie,mało która kobieta oczekująca dziecka,dba o siebie tak jak ty! Nie wypiłaś ani łyczka alkoholu,nie paliłaś papierosów,nie przemęczałaś się,nie piłaś kawy,dotrzymywałaś diety...mógłbym tak wymieniać bez liku.Robiłaś to wszystko i po porodzie.Nawet wtedy kiedy jedno dziecko próbowało odebrać Ci życie...pokochałaś je.A teraz pomyśl jak te maleństwa,które dopiero teraz wkraczają w wielki świat,jak to one muszą się bać.Boją się nieznanego,tego co ich czeka.Potrzebują kogoś kto pomoże im wejść w ten świat,kto pokaże im jak właściwie żyć.My jako rodzice musimy...musimy pomóc im w tym,chociaż wcale nie jesteśmy idealni.Musimy ich przestrzec żeby nie popełnili błędów,które my popełniliśmy i teraz ich żałujemy.''
Spojrzałyśmy na siebie i zaśmiałyśmy się jednocześnie przez łzy.
-Masz naprawdę MEGA MĄDREGO MĘŻA!-zawołała.
-Wiem...I ty też.
-Tak...Zayn ma rację,musimy nauczyć dzieci,żeby nie popełniły tych błędów co my.Tego błędu co ja...Suzie jest jeszcze taka mała,jak ja mogłam ją zostawić?
-Strach.-uśmiechnęłam się.-Co ty na to...żeby niedługo wrócić?
-Już? Tak szybko?
-Uważam,że Suzie już dość długo wytęskniła się za swoją mamą.Nawet najlepszy ojciec nie zastąpi jej matki,pamiętaj o tym.
-Chyba masz rację.Ale co jeśli Niall mnie nie przyjmie z powrotem? Co jeśli będzie chciał się...
-Nie.Przestań tak myśleć,na pewno będzie wszystko dobrze,zobaczysz.

Na koniec jeszcze tylko wiadomość do All: piosenki z playlisty są wykonania Florence + the machine,jedna to Shake it out a druga Kiss with a Fist.

sobota, 3 listopada 2012

4.

O najważniejszych sprawach najtrudniej opowiedzieć.Najważniejsze sprawy leżą zbyt blisko najskrytszego miejsca twej duszy.

Taki czas,kiedy byłyśmy całkowicie same,z dala od codziennych problemów,był nam potrzebny.Nie tylko Meggie,która zagubiła się w swoim idealnym świecie,ale też mnie...Ja też w pewnym sensie się zagubiłam.Choć nie do końca wiedziałam jak mam się odnaleźć i co jest w tym wszystkim moją metą.
Przegadałyśmy razem pół nocy po czym zmęczone zasnęłyśmy na kanapie objęte jak za dawnych czasów,kiedy mieszkałyśmy wspólnie w Londynie.Ta noc była niezwykła.W ciągu kilku dobrych godzin byłyśmy w stanie przegadać całe nasze życie.I to niesamowite jak szybko ten czas leci,jeszcze przed chwilą urządzałyśmy ten salon,malowałyśmy te ściany,przestawiałyśmy meble...
Obudziłam się w dość drastyczny sposób,bo popchnięta przez kolano ''rudowłosej'' spadłam z kanapy i wylądowałam z hukiem na podłodze.
-Co sie...co jest...-mruknęła Meg podnosząc się gwałtownie.-Mary,gdzie zniknęłaś?
-Jestem...tutaj...auć..-jęknęłam i wstałam powoli ocierając głowę dłonią.-Nic się nie zmieniło,nadal okropnie się rozpychasz.
-W takim razie co ma powiedzieć Niall?-zaśmiała się a po chwili spuściła wzrok.
-Nie chcesz do niego zadzwonić? Napisać?
-Jeszcze nie jestem na to gotowa.Mogę go tym jeszcze bardziej zranić,a tego...tego chyba bym nie przeżyła.
-No dobrze!-zaklaskałam w dłonie.-Mój brzuch daje mi znać,że chętnie by coś przekąsił...jednak z bólem serca muszę to powiedzieć...lodówka jest całkowicie puściutka,w końcu nikogo tu nie było.A więc ja będę odważna i pójdę do sklepu z rozmazanym makijażem i we wczorajszych ciuchach,prosto na pożarcie fotoreporterów.Mam nadzieję,że będziesz ze mnie dumna kiedy jutro pojawi się moje zdjęcie na okładce...Wiedz,że to specjalnie dla Ciebie.-puściłam jej oczko a ona parsknęła.
-Będę się czuła nie tyle dumna jak i zaszczycona.-wygramoliła się i poprawiła poduszki.-To leć,ja w tym czasie się trochę ogarnę.-powiedziała i każda z nas udała się w swoją stronę.
Po piętnastu minutach spotkałyśmy się w kuchni i zamieniłyśmy rolami.Ja poszłam się umyć,a Meg zabrała się za przygotowanie śniadania.

-Masz na dzisiaj jakieś plany?-spytała mnie kiedy pozmywałyśmy i wyłożone przed telewizorem oglądałyśmy poranne wiadomości.(strój Meg)
-Chętnie trochę bym się powygłupiała.-przyznałam i nie musiałam długo czekać na jej odpowiedź.(strój Mary)
Rozpoczęłyśmy od całkowicie szalonego karaoke.Choć żadna z nas nie śpiewała nadzwyczajnie to i tak świetnie się bawiłyśmy,a to było najważniejsze.Tak samo było i z tańcem,choć to,muszę skromnie przyznać,wychodziło nam całkiem całkiem.Pamiętam,że jako mała dziewczynka pragnęłam zapisać się na lekcje tańca.Baletu,tańca nowoczesnego,towarzyskiego...cokolwiek! Jednak moja mama powiedziała,że to wielka strata czasu i pieniędzy i sama zabrała się za nauczanie mnie,rzecz jasna tańców hinduskich.
Gdy to wspomniałam,nastąpiło przekazanie pałeczki dla Meggie.
-Jak ty to robisz?! To jakieś niezwykłe,ja tak nie umiem!
-Musisz tak...no...cholera,nie wiem czemu Ci to nie wychodzi.-podrapałam się po głowie i zmęczona opadłam na poduszki.Rozglądnęłam się po salonie.Wszędzie panowała niesamowita atmosfera...Ciemną noc przysłaniały kolorowe zasłony,w głośnikach rozbrzmiewała bollywoodzka muzyka,a światło wydobywało się jedynie od kilkunastu pachnących,kolorowych świeczek.
-Może po prostu masz to w genach.Ja nie jestem nadzwyczajna,tak jak ty...Jestem zwykłym,bladym,rudzielcem.-klapnęła obok mnie.
-Małe sprostowanie; nie jesteś już rudzielcem.-zauważyłam.-Po za tym jesteś niezwykła! W końcu jesteś moją przyjaciółką,musisz taka być.-poruszałam zabawnie brwiami a ona się rozchmurzyła.-Robisz przecudowne zdjęcia,masz kochającego męża....-tu wciągnęłam powietrze.-i przepiękną córeczkę,która na pewno teraz za tobą tęskni.
Meggie zastanowiła się chwilę po czym chwyciła za telefon,przytuliła mnie i wyszła na taras.A ja westchnęłam.Westchnęłam z...bezradności? Siedziałam kilka minut wpatrując się tępo w jedną ze świeczek i doszłam do wniosku,że muszę być rozsądna.Przekonywałam Meg żeby odezwała się do Nialla,a sama zostawiłam swoją rodzinę bez żadnego słowa pożegnania.Przyłożyłam komórkę do ucha.Moje połączenie zostało odebrane już po pierwszym sygnale.
-Mama? Mamo,to ty?-po drugiej stronie słuchawki rozbrzmiał mnie głos Anjali.Można było w nim wyczuć mnóstwo nadziei.I wtedy uświadomiłam sobie jaką okropną byłam matką.
-Tak,słoneczko,to ja.-odpowiedziałam pociągając nosem.
-Jak mogłaś nas tak zostawić! Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęsknimy!
-Uwierz mi,że ja tęsknie za wami sto razy mocniej.Przepraszam,ale musiałam...obiecuję,że jakoś wam to wynagrodzę kiedy wrócę,zgoda?
-A kiedy to będzie? Auuć...Harry,spadaj,ja rozmawiam z mamą!
-Teraz moja kolej!-usłyszałam głos syna i od razu się zaśmiałam.Znowu się kłócili.

-Anjali,kochanie,może ustawisz na głośnomówiący? Chciałabym porozmawiać z wami obojga.
-Jak to się ustawia...-jęknęła.
-Daj,ja to zrobię.
-Nie! Ja sama...
-Ale źle to robisz! Anja...Anjali,to nie ten! Oddawaj!
Musiałam odczekać dobre trzy minuty kiedy w końcu przestali się sprzeczać.Przez ten czas nie mogłam powstrzymać się od śmiechu połączonego z łzami.
-To mamo,kiedy wracasz?-spytał Harry.
-Nie mogę dokładnie powiedzieć,ale postaram się jak najszybciej.
-Wyjechałaś do pracy? Nagrywasz jakiś film?
-Nie,Anjali...Razem z ciocią Meggie miałyśmy bardzo pilną sprawę,wiesz?
-Czyli ciocia jest z tobą? Dzięki Bogu! My wszyscy tak się o nią martwiliśmy!
-Nooo! Jedynie Wujek Liam i Ciocia Danielle mówią,że wszystko jest w porządku.A nawet sam wujek Niall chodzi przybity,więc musi być coś...
-Siedź Cicho,Harry! Miałeś tego nie mówić!-syknęła Anjali i znowu zaczęła się kłótnia.
-A jak tam Naina?!-zawołałam przekrzykując ich przez co się uciszyli.-i...i wasz tata?
-Naina w porządku,ciągle śpi,je i bawi się z ciocią Lizzie.Czyli standard.-powiedziała Anjali.
-A tata chodzi ciągle zamyślony i mamy wrażenie jakby go nie było.Chyba musi bardzo za tobą tęsknić.
Słowa Harry'ego przysporzyły mnie o dziwne poczucie winy.Po kilku minutach przekonań,że nie zapomnę odezwać się do nich jutro,pożegnałam się bo do pokoju wróciła Meggie.Jej wyraz twarzy był nijaki.Na początku się uśmiechnęła,a potem...a potem niespodziewanie wybuchnęła płaczem.

poniedziałek, 29 października 2012

magiczne opowiadanie.

wszystkich fanów i fanki Harryego Pottera serdecznie zapraszam na moje nowe opowiadanie,którego akcja toczy się w Hogwarcie! mam nadzieję,że część z was wpadnie :) xx
http://hogwartismyhome.blogspot.com

piątek, 26 października 2012

3.

Chyba się bałam. Tak to na pewno był strach. Ale czy Ty byś się nie bał? Ryzykować utratę wszystkiego, aby zyskać coś co może ulotnić się równie szybko jak przybyło? Mam prawo się bać, każdy ma.
Nie wiem dlaczego tak zareagował...myślałam,że kto jak kto,ale on na prawdę mnie zrozumie.Tak dużo wymagałam? Nie wydaje mi się.
W każdym bądź razie,ja uważam,że dobrze zrobiłam.Może to i mnie przyda się odpoczynek od tej codzienności w której chyba sama zaczęłam się gubić...Gdy dojechałam taksówką pod dom i wysiadłam z samochodu,moją twarz uderzył świeży,orzeźwiający powiew przyniesiony z plaży.Spojrzałam w kierunku morza i uśmiechnęłam się słysząc fale obijające się o brzeg.Tak..to tu wszystko się zaczęło.
Chwyciłam walizkę w dłoń i pociągnęłam ku drzwiom.Wyciągnęłam kluczę i przekręciłam zamek w drzwiach co od razu,chodź niepozorne,połączyło się z narastającą ekscytacją.To w tym domu zakochałam się i praktycznie pod tym domem zakochiwałam się,po raz pierwszy tak naprawdę.
Przeszłam kilka kroków,postawiłam walizę w przedpokoju a sama udałam się w kierunku salonu.
-Meggie?-spytałam niepewnie z nadzieją,że rudowłosa za chwilę zmaterializuje się przede mną i zdziwiona rozdziawi usta,wypytując skąd się tu wzięłam.Po dokładnym przeszukaniu każdego kąta w domu,mogłam stwierdzić,że niestety nikogo w nim nie ma.Lekko zawiedziona położyłam się na kanapie i patrząc w sufit zaczęłam zastanawiać się.Spytacie nad czym? Nad życiem...nad życiem swoim i Zayna.Próbowałam udawać,że wszystko jest w porządku ale już od dawna odczuwałam,że coś jest nie tak.Ale nie z mojej strony,Broń Boże! Kochałam go jak nigdy,był moją jedyną miłością.Więc może to on...może po prostu już mu się znudziłam?
Tym pytaniem zakończyłam swoje rozmyślanie,gdyż mój umysł skoncentrował się na śnie,który wkrótce mnie nawiedził.Był to dziwny sen...miejsce,które było mi na pewno znane,ale była w nim jakaś osoba,której twarzy nie mogłam zapamiętać...Gdy tylko podbiegła w moją stronę,jej twarz rozmyła się i nie mogłam stwierdzić niczego,nawet jej płci.
Przebudziłam się i zabrałam za małe przywrócenie tego domu do porządku.Jak na razie było tam zimno,chłodno i nieprzyjemnie,dlatego sprzątnęłam to co tego wymagało,włączyłam telewizor,wymieniłam zasłony na kolorowe aby ocieplić pomieszczenie a przy okazji zasłoniłam je gdyż zaczynało się ściemniać.Nastawiłam wodę na herbatę,włączyłam ogrzewanie i z uśmiechem na twarzy wyłożyłam się pod kocem.Nareszcie...nareszcie mogłam pobyć trochę w samotności,bez zmartwień czy dzieci już śpią,czy Zayn w trasie jest cały i zdrowy i czy aby o czymś nie zapomniałam.Wreszcie tak jak za dawnych czasów mogłam pocieszyć się sama sobą.
Jak tylko zegar wybił 21,usłyszałam przekręcanie zamka i stukot czyichś stóp.Ktoś widząc zapalone światła i odgłos telewizora,jakby zatrzymał się na chwilę i dopiero po chwili zbliżył się do salonu z pytaniem:
-Kto tu jest?
I mnie zrobiło się lżej na sercu,kiedy usłyszałam głos Meggie.
-Meg!-zawołałam i podbiegłam przytulając się do niej.Tak jak przypuszczałam,nie małe było jej zdziwienie.
-Co ty tu...skąd się wzięłaś?
-Przeczytałam...no wiesz...Musiałam być z tobą w takiej chwili.-spuściłam wzrok.
-Głuptasie...
-No co?
-Nie mam pojęcia....-westchnęła ale uśmiechnęła się pod nosem.-Nie mam pojęcia,która normalna przyjaciółka przyjechałaby dla mnie na drugi koniec świata.
-Ja.-także się uśmiechnęłam i ponownie się uściskałyśmy.
Nagle wybuchnęłam śmiechem a ona spojrzała na mnie zdziwiona.
-Co jest?
-Nic...po prostu...bo widzisz..w głowie nadal nazywam Cię rudowłosą a kompletnie zapomniałam,że obydwie się przefarbowałyśmy!-zawołałam i tym razem ona do mnie dołączyła.
-Może tak już będzie.Dla siebie już zawsze takie będziemy.Takimi siebie zapamiętamy.
-Tęsknie za czasami kiedy naszym jedynym problemem było to,że spóźnia się promocja w centrum handlowym...-westchnęłam i znowu obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem,lądując przy tym na kanapie.
-Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła.Dziękuję,że przyjechałaś tutaj za mną.To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
-Czyli się nie gniewasz?
-Gniewam? No jasne,że nie!
I wtedy przypomniały mi się słowa Zayna.Momentalnie do ust nasunęła mi się odpowiedź 'To przyjaźń,Zayn...Wiem kiedy moja przyjaciółka mnie potrzebuje,a ty,nawet jeśli jesteś moim mężem,nie powinieneś tego kwestionować'.Teraz na pewno trochę za nim tęsknie.I czekam.I na pewno nie wiem co dalej.
Dziękuję,że jeszcze tu wchodzicie.Mniej was,o wiele mniej...ale warto czasem odezwać się dla tych kilku osób :) Grazie,xoxo.

  

poniedziałek, 8 października 2012

2.

Wyprzeć się tego, co się ma najlepszego, to podłość.

-Może chciałbyś się gdzieś przejść? Posiedzę z Suzie.-zaproponowałam zabawiając małą.-Niall? Słuchasz mnie?
-A powiedz mi,co mi to da?
-No nie wiem...Pomyślisz o wszystkim na spokojnie,świeże powietrze dobrze Ci zrobi.Zawsze lepsze to niż siedzenie w zamkniętych czterech ścianach.-powiedziałam spokojnie a on spuścił wzrok.Po kilku minutach podniósł się i wychodząc kiwnął głową.Uznałam to za podziękowanie.
Jako,że nastał wieczór,nakarmiłam Suzie a następnie postawiłam przed wieczorynką,przy której i tak zasnęła.Korzystając z wolnej chwili,wspięłam się po schodach i uchyliłam drzwi sypialni Meggie i Nialla.Chciałam poszukać czegoś...czegoś co mogłoby mi podpowiedzieć gdzie ona może się podziewać.Problem tkwił w tym,że wszystko na pierwszy rzut oka było normalnie...
Powoli podeszłam do szafy i otworzyłam ją.Tak jak podejrzewałam,zniknęła spora część ubrań.Już sięgałam do biurka kiedy usłyszałam otwieranie wejściowych drzwi,więc zeszłam na dół.Blady uśmiech Nialla - to zawsze coś.
-Poradzisz sobie?-spytałam i poczochrałam go pieszczotliwie po włosach.Blondyn kiwnął,pocałował mnie w czoło i skierował się do salonu.Wzdychając wyszłam na ciemną już ulicę i powolnym krokiem wróciłam do siebie.Dzieci już spały a ich opiekunką nie była Lizzie tylko Zayn,który od razu zauważył,że coś jest nie tak.Opowiedziałam mu o wszystkim,a on przytulił mnie do siebie i pogłaskał po głowie.
-Jak myślisz,gdzie mogła wyjechać?-spytał.
-Nie wiem...nie mam bladego pojęcia.Wątpię żeby pojechała do Leeds.
-No a może jest miejsce w którym mogłaby odpocząć? Gdzieś gdzie bardzo lubi przebywać?
Zastanowiłam się chwilę.Nie pamiętałam żeby było miejsce w którym Meg czułaby się lepiej niż w domu.
-Jej miejsce zawsze było przy Niallu.-powiedziałam równocześnie z myślami.
-Miałem na myśli miejsce,zanim związała się z Niallem.
Spojrzał na mnie znacząco i wtedy pojawiła się w mojej głowie nowa myśl.
-Los..Los Angeles! Tam gdzie się poznaliśmy...-podniosłam się.-Wydaje Ci się,że może tam być?
-Nie wiem,to ty znasz ją dłużej.Ale z tego co wiem,czuła się tam bardzo dobrze,tak?
Pokiwałam głową,ucałowałam go w policzek i popędziłam na górę zostawiając go zdziwionego.Po chwili zbiegłam na dół.
-Masz rację,ona musi tam być! Dlatego jutro z samego rana wylatuję.Zostaniesz z dziećmi? Lizzie na pewno Ci pomoże,poradzicie sobie we dwójkę...
-Stop stop stoop! Opowiadasz mi o tym,że Niall został sam a teraz ty też chcesz mnie zostawić?-uniósł brew.-To jest ich sprawa,Mary.
-No przecież sam podpowiedziałeś mi gdzie ona może być.To chyba jasne,że chcę im pomóc.
-Miałem na myśli telefon..skype'a,jakiegoś maila,ale nie żebyś od razu pakowała się do samolotu!
-Meggie jest moją przyjaciółką,Niall też,a ich małżeństwo potrzebuje pomocy! Spróbuj mnie zrozumieć.
-Już raz próbowałaś się wtrącać w ich sprawy,pamiętasz? I doskonale poradzili sobie bez Ciebie.
-Co nie znaczy,że teraz sobie poradzą.Jeśli nie chcesz zostawać z dziećmi sam,wystarczy powiedzieć,coś wymyślę.Myślałam jednak,że chociaż trochę mnie wesprzesz.-rzuciłam i zdenerwowana zamknęłam się w sypialni.Rano wstałam,spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy,ucałowałam śpiące dzieciaki i samochodem pojechałam na lotnisko.Jak tylko wylądowałam zadzwoniłam do George'a z prośbą odebrania auta z lotniska,miał zapasowe kluczyki.Nie powiem,miał nie małe zdziwko jak dowiedział się,że jestem w Los Angeles.

nie nazwałabym tego nowym początkiem...jednakże,przyszła mi myśl i nie chciałam jej zapodziać.pomyślałam też,że się ucieszycie :) a i mnie jest fajnie znowu tu coś dodać.jednakże nie będę tego ciągnęła tak jak wcześniej.ciao ;*

niedziela, 7 października 2012

1.

A może warto byłoby się zastanowić, czego tak naprawdę oczekujemy od życia i dopiero później decydować o niektórych sprawach?

-To wszystko stało się za szybko...o wiele za szybko.-usłyszałam w słuchawce telefonu,a potem się rozłączyła.Nie wiem o co jej chodziło,ale sądząc po tonie jej głosu,wiedziałam,że nic dobrego.Zostawiłam dzieci pod opieką Lizzie i przebiegłam przez ulicę.Naiwna zapukałam do drzwi,mając nadzieję,że to ona otworzy,ale nie...w drzwiach stanął Niall.
-Nie ma jej.-usłyszałam jego pusty głos.-Nie ma jej,i nie pytaj gdzie wyszła bo nie wiem.-odwrócił się na pięcie i skierował do kuchni a ja pomału podążyłam za nim.
-Chcesz herbaty?-spytał gdy usiadłam niepewnie przy blacie.
-Poproszę.A gdzie Suzie?
-Śpi.-odpowiedział bez większych emocji.Po raz pierwszy widziałam go tak...obojętnego.
-Powiedz mi,co się wydarzyło?-spytałam ale nie dostałam odpowiedzi.Złapałam go za dłoń.-Niall...
-Nic się nie wydarzyło! Obudziłem się i już jej nie było.Zostawiła tylko tą głupią kartkę!
Chwyciłam ją i przeczytałam kilkakrotnie.

Nie wiem czy dobrze robię...nie wiem czy dobrze zrobiłam.Zastanawiam się od pewnego czasu...A może warto byłoby się zastanowić,czego tak naprawdę oczekujemy od życia i dopiero później decydować o niektórych sprawach? Może to wszystko stało się za szybko?

Dopiero teraz uświadomiłam sobie co musiał czuć.Z widniejącą wściekłością podał mi przed nos filiżankę z herbatą.Po chwili zarzucił na swoje ramię pieluszkę,przelał mleko do butelki i zniknął na schodach,uspokajając bez przekonania swoją płaczącą córeczkę.
-Co ty narobiłaś,Meggie...-jęknęłam.-Co ty najlepszego zrobiłaś...

niedziela, 12 sierpnia 2012

Epilog.

  • Liam,Danielle,Louis i Eleanor urządzili podwójne,huczne weselisko.
  • Od samego początku wesela Niall był nawalony w trzy dupy i niespodziewanie oświadczył się Meggie...bez pierścionka.Biedaczka zemdlała z wrażenia.
  • Harry zakochał się w opiekunce małych Malików,którą była...Lizzy!
  • Mary wróciła do kariery aktorskiej jak tylko Naina skończyła dwa latka.
  • Zayn i Marina nadali synowi imię swojego najlepszego przyjaciela dlatego,że chcieli go jakoś pocieszyć.
  • Mimo długich oporów blondynki,Lizzy w końcu zgodziła się na randkę z Harrym.
  • Kariera Mary rozwijała się do takiego stopnia,że utworzyła ona swój własny serial.
  • Powstał film dokumentalny o życiu Mary,Zayna,Meggie,Nialla,Louisa,Liama,Harry'ego,
    Danielle i Eleanor.
  • Anajli i Harry Jr. poszli w ślady mamy i od małego występowali w reklamach dziecięcych.
  • W urodziny Nialla,Meggie oznajmiła wszystkim,że jest w ciąży,a ten poczuł się wtedy
    najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
  • Eleanor rozwijała swą karierę modelki.
  • Liam i Danielle poważnie rozważają adoptowanie dziecka.
  • Meggie ukończyła studia i stała się jednym z najlepszych fotografów Wielkiej Brytanii.
  • One Direction nadal podbijało świat.
...oraz przede wszystkim: wszyscy już na zawsze pozostali najlepszymi przyjaciółmi!
Smutno ogłaszać mi,że to koniec...ale zawsze to musi nadejść.Jestem zdumiona,że tyle ludzi zechciało czytać moje amatorskie wypociny...Tak naprawdę kiedy zakładałam tego bloga,nie myślałam,że je w ogóle zakończę,to była kompletnie niespodziewana decyzja,a tu proszę: 71 obserwatorów,ponad 67 tys.wyświetleń i mnóstwo komentarzy.Osobiście czuję się spełniona :')
Mam nadzieję,że nie zapomnicie o mnie,nadal piszę pozostałe opowiadania: Forgive me my weakness i Unusual Direction,na które serdecznie was zapraszam.
Nie będę zdradzała wam za wiele,bo sama nie wiem czy do tego w ogóle dojdzie,ale być może odezwę się tu czasem z jakimś 'ponadprogramowym' rozdzialikiem pisanym całkowicie spontanicznie? ^^ Kto jest za,niech da znać a ja obiecuję,że kiedyś to rozważę.
Przyszedł czas na podziękowania.Przede wszystkim,najbardziej pragnę podziękować mojej przyjaciółce Sabinie (na bloggerze JustNiall lub Malinowaa) za to,że była ze mną od samego początku.Śledziła każdy rozdział,każde zmiany,poganiała mnie do rozdziałów i przede wszystkim wspierała...Wy też możecie jej podziękować bo bez niej Steal Heart by nie powstało.No i tak jak już wspominałam..to właśnie ona była moją inspiracją do stworzenia naszej Meggie ;)

Wielkie podziękowania również dla Pauliny z m.in.TEGO bloga,która komentowała niemalże każdy rozdział.Nie obędzie się też bez wirtualnych całusów dla Mrs.Horan i All,które powalały mnie swoimi komentarzami,jesteście genialne dziewczyny :D No i nie zapomnę o Gajane,Gabrysi i Martynie z którymi piszę na gg i które też mnie dopingowały ;)
Na pewno nie uda mi się wymienić tu wszystkich osób,ale i do nich ślę serdeczne podziękowania:
 Kiss Me,Tiger,Styles smilexx,kaya98,Essence,Caroline,Lila,Alex Glina,Dream,Malikowa,
Robin WOHOOO,Kaiss,Paula,Lena Olszewska,Shokrotka,gabejsjusz,malinowa mamba,
Alenka,meisie812,te wszystkie kochane Anonimki i inni...

TEN BLOG NIGDY BY BEZ WAS NIE ISTNIAŁ.AMEN.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Pielgrzymka.

Moje kochane,myślałam,że wyrobię się z Epilogiem do poniedziałku,ale jednak nie dam rady.Cały ten stres (bo idę pierwszy raz),pakowanie itd.nie pozwalają mi myśleć teraz o tym,więc bardzo was przepraszam,ale musicie zaczekać do przyszłego tygodnia.Mam nadzieję,że dotrwacie.I kurcze,ja też się o mało co nie poryczałam przez te wasze komentarze! JA TEŻ WAS KOCHAM!!!
Ps.Życzcie mi powodzenia i trzymajcie kciuki :D

piątek, 3 sierpnia 2012

53 Rozdział

W tym roku udało mi się zdobyć wszystko, czego chciałam i wszystko o czym marzyłam… Ale gdzieś po drodze straciłam nawet więcej.Ostatecznie,w jakiś magiczny sposób,zyskałam jeszcze więcej.


-Błagam Cię,Mary nie zostawiaj mnie...-załkałem ściskając mocno jej rękę.-Nie umieraj,proszę...
Otworzyła oczy i spojrzała na mnie słabym wzrokiem,uśmiechając się delikatnie.
-Podaj mi swoją dłoń.-zrobiłem to o co poprosiła.Przyłożyła ją do swojej piersi.-Czujesz? To moje serce.Pamiętaj,że odkąd Cię poznałam biło tylko dla Ciebie.Teraz bije słabiej...ale bije.Jeszcze walczy.
-Kocham Cię.-pochyliłem się nad nią i pocałowałem ją w usta z okropnym bólem.Nie potrafiłem opanować emocji,nie obchodziło mnie to,że moi przyjaciele patrzą zza szyby jak płaczę...Już nic mnie nie obchodziło.Po kilku godzinach czuwania przy Mary,lekarz kazał zostawić mi ją samą żeby odpoczęła.Nie mogłem znieść myśli,że kiedy tam wrócę może nie być jej już..żywej.Przepłakałem całą noc wśród przyjaciół,którzy też nie stronili od łez.Gdy lekarze przenieśli ją do sali operacyjnej o trzeciej w nocy,przestraszeni czuliśmy jak odchodzi.Siedzieliśmy pod salą i dosłownie...umieraliśmy razem z nią.Po godzinie wyszedł jeden z lekarzy i spojrzał na nas ze współczuciem.Na moment zamarło we mnie serce.
-Opanowaliśmy sytuację.Będzie trudno...ale prawdopodobnie przeżyje.-odetchnęliśmy wtedy z tak okropną ulgą! Tak okropną,że aż ten spadający ciężar musiał zaboleć nas wszystkich.Odwróciłem się w ich kierunku,wszyscy zaczęli się ściskać aż w końcu podbiegli do mnie i tulili wszyscy naraz.Po raz pierwszy od dobrych kilku godzin...uśmiechnąłem się.

| Mary |
Rozchyliłam powoli powieki i pierwsze co rzuciło się moim oczom to widok śpiącego Zayna na krześle,z głową opartą o moją dłoń.Uśmiechnęłam się i spojrzałam w bok gdzie jak się okazało,na kanapie,jedna na drugiej,leżały Meggie,Danielle i Eleanor,a na ziemi tuż pod ich nogami Niall,Liam,Louis i Harry.Zachichotałam widząc jak Harry marszczy nos przez sen,i wtedy poczułam okropny ból.Byłam słaba,okropnie słaba ale czułam pełną parą,że żyję.Zauważyłam,że Meg zaczyna kręcić się niemiłosiernie aż w końcu otworzyła oczy.Kiedy zakapowała gdzie się znajduje,momentalnie jej wzrok przeniósł się na mnie.Wybałuszyła oczy a ja się wyszczerzyłam.
-Żyję,Meggie!-zawołałam cichutko i momentalnie złapałam się za brzuch,a ona podbiegła do mnie nie budząc przy tym nikogo i ni stąd ni zowąd przytuliła się do mnie.
-Ale mi Ciebie brakowało.-szepnęła a ja objęłam ją w pasie.
-Mnie Ciebie też,rudzielcu.Dziękuję,że byliście tu ze mną przez cały czas...To musiało być męczące.
-Męczące?-prychnęła.-Męczące? Nasza męka w porównaniu z twoją walką o życie...ech,nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę..-zasłoniła twarz w dłoniach a ja uśmiechnęłam się lekko.
-Jednak ten twardziel Cooper ma czasami ludzkie odruchy.-dźgnęłam ją w brzuch a ona zachichotała przez łzy i jeszcze raz mnie przytuliła.
-Tylko nie umieraj już więcej,dobra?-pociągnęła nosem.-Nie chce żeby wszyscy znowu widzieli jak...no wiesz,płaczę.
-Postaram się nie umierać.-wybuchnęłam cichutkim śmiechem i szybko tego pożałowałam.Czułam jak wszystko mnie boli.Kaszląc momentalnie złapałam się za brzuch i wtedy przebudził się Zayn.
-O matko,nic Ci nie jest?-Meggie pochyła się nade mną zmartwiona.-Ja już lepiej nic nie mówię!
Po kilku minutach udało mi się w końcu doprowadzić do porządku.Niedługo po Zaynie obudziła się i reszta.Posiedzieli ze mną godzinę kiedy wszyscy prócz Danielle poszli do domu coś zjeść i się przebrać.
-Jeszcze raz...witamy wśród żywych,Mary.-zachichotała i pocałowała mnie w policzek.Wcześniej choćby chciała nie mogła się do mnie dopchać bo chłopcy wyłożyli się na moim łóżku uniemożliwiając nawet doprowadzenie powietrza.
-Dzięki.Danielle...mogę mieć do Ciebie prośbę?
-Oczywiście.O co chodzi?
-Chciałabym zobaczyć moją córeczkę.-powiedziałam a ona pokiwała głową i wyszła z sali.Po dziesięciu minutach przyprowadziła do mnie malutkie zawiniątko.
-Naina...-szepnęłam a dzieciątko momentalnie się uspokoiło.Była taka cudowna...Tuliłam ją do swojej piersi i nie mogłam się na nią napatrzyć.Była wprost identyczna do Anjali kiedy ta się rodziła.Leżałyśmy tak we trzy dobrą godzinę kiedy przyszła pielęgniarka i zabrała małą na jakieś dodatkowe badania.Jednak nie na długo pozostałyśmy same,bo niebawem do sali wleciało sześć osób: moi rodzice,Kevin,Josh,Anjali i Harry.
-MAAMO!-bliźniaki zawołały w tym samym momencie i rzuciły się na mnie a ja nie zważając na okropny ból w okolicy brzucha,objęłam je z całej siły i wtuliłam do siebie.
-Jak ja się za wami stęskniłam!-zawołałam dość cicho,bo nie byłam w stanie głośniej.
-My za tobą tez.-powiedziała Anjali.
-Baldziej.-dodał Harry i obydwoje objęli mnie swoimi rączkami w pasie i nie puścili.
-Nie da rady,baldziej to tylko ja mogłam.-pocałowałam ich w czółka i przywitałam się z resztą.Moja mama oczywiście na samym początku wybuchnęła okropnym płaczem i zarażając też tym Danielle,która nadal siedziała obok mnie.Nie mogłam uwierzyć jak mój mały braciszek Kevin podrósł,nie mówiąc o Joshu,który wyglądał już jak prawdziwy mężczyzna.Minęły kolejne dwie godziny kiedy wrócił zespół wraz z Meggie i wtedy zrobił się już totalny chaos.Całe szczęście,że byłam przeniesiona na specjalną salę w której był totalny luksus,a o to wszystko zadbał Zayn.Gdy moja rodzina poszła zobaczyć małą Nainę,zostałam tylko z moim mężem i przyjaciółmi.Spojrzałam na nich wszystkich i uśmiechnęłam się najszczerzej jak potrafiłam.
Wypisali mnie ze szpitala dopiero po tygodniu,lekarze nadal nie byli pewni więc woleli mieć mnie na wszelki wypadek pod obserwacją.Rodzice wrócili do Bradford,a ja z powrotem znalazłam się w naszym ukochanym domu.Nie minęły dwa tygodnie jak byłam już prawie w pełni sił.Chłopcy koncertowali,bliźniaki szalały jak zwykle,ale bardzo pokochały nową siostrzyczkę.Choć Meggie i Niall przeprowadzili się z powrotem do siebie,a wcale nie daleko bo do domu tuż po drugiej stronie ulicy (o to wszystko zadbał Malik i Horan),to Meg,Danielle i Eleanor przesiadywały u mnie codziennie.

Pewnego sierpniowego wieczora wyszłam na mój ukochany balkon z kubkiem herbaty i spojrzałam na księżyc,który właśnie wyłaniał się z poza dachu domu Meg i Nialla.O mało co nie zrzuciłam kubka na rabatkę kwiatów przed domem,kiedy poczułam jak Zayn staje obok mnie i opiera się o barierkę.Bez słowa objął mnie a ja oprócz jego pięknych perfum poczułam tą specyficzne uczucie otaczającego mnie bezpieczeństwa.Byliśmy razem.Obydwoje w piżamach i szlafrokach,w końcu we własnym domu,który tylko nocą wydaje się być spokojny,z niemowlakiem obok naszego łóżka i dwójką nieznośnych,chrapiących właśnie urwisów tuż za ścianą.Spojrzałam na Zayna i zachichotałam.
-No co?
-Niic,po prostu...kocham ten twój kilkudniowy zarost i poskręcaną grzyweczkę.

-Ech...ja też to kocham..-zarzucił grzywą ja zachichotałam.
-Nie uważasz,że to wszystkie jest takie jakby...magiczne?-spytałam.
-Magiczne? Co masz na myśli?
-No wiesz...natrafiliśmy na siebie niespodziewanie i zaprzyjaźniliśmy się już na drugi dzień.Przyjaźń przerodziła się w zauroczenie,potem zakochanie...aż w końcu w prawdziwą miłość.Mieliśmy lepsze i gorsze chwilę,nawet rozstaliśmy się przez mój jeden,głupi błąd.Ale coś z powrotem nas do siebie przywiodło,zakochaliśmy się w sobie na nowo,pewnie w głębi duszy nawet nigdy nie przestaliśmy się kochać...Żeby nie popełnić już żadnych głupich błędów oświadczyłeś mi się w moje urodziny i to jeszcze w miejscu w którym nasza wspólna historia się rozpoczęła,co było z twojej strony baardzo romantyczne.-uśmiechnęłam się.-Nasza miłość rozkwitła wydając na świat dwójkę dzieci.Po kilku latach wspaniałego życia zapragnęło nam się kolejnego dziecka i to właśnie wtedy omal nie umarłam.Ale żyję.Mamy swój własny dom,trójkę dzieci,grupę wspaniałych przyjaciół,ty nadal swoim głosem podbijasz świat i...och,czy to aby nie za dużo argumentów żeby wyczuć w tym magię?
-Jesteś dziś bardzo twórcza.-podsumował a ja się zaśmiałam.-Nazywaj to sobie jak chcesz...magią,przeznaczeniem,ale ja nie będę się w to wgłębiał.Kocham Cię i to jest najważniejsze!-chwycił moją twarz w swoje dłonie,pocałował mnie namiętnie po czym upił spory łyk herbaty.
-Wariat...-zaśmiałam się a on puścił mi oczko.Staliśmy tak w ciszy kiedy naprzeciwko nas zaświeciło się światło,rozsunęły drzwi i na balkonie pojawili się Niall i Meggie.Nie mogąc się powstrzymać zaśmiałam się i pomachałam do przyjaciółki.
-Jutro idę spać do was!!-zawołała a echo jej głosu potoczyło się po całej ulicy.-Ten dupek tak się rozpycha,że drugi raz spadłam z łóżka!
-Nie moja wina,że nie kontroluje swoich ruchów przez sen.-blondyn wzruszył ramionami a ja spojrzałam na Zayna,który aż popluł się swoją herbatą.
-Magia.-uśmiechnęłam się do niego,pocałowałam w usta po czym westchnęłam i spoglądnęłam w kierunku oświetlonego Big Bena,majaczącego w oddali.-Taak...to zdecydowanie magia.

ale ale...będzie jeszcze króciutki punktowy epilog,tuż przed moją pielgrzymką,którą ruszam w poniedziałek.Wraz z epilogiem pojawią się wszystkie podziękowania :) xxx

poniedziałek, 30 lipca 2012

52 Rozdział

-Witaj w domu,Zayn...-mruknąłem do siebie wysiadając z samolotu.Uwielbiałem Bradford,w końcu tam się urodziłem i tam miałem rodzinę..ale to właśnie w Londynie czułem,że jestem we właściwym miejscu.Czekali już na mnie na lotnisku.Meggie,Niall,Harry,Louis i Eleanor.A więc Liam i Danielle musieli być przy niej...
-Cześć stary,jak tam podróż?-spytał Harry i przywitałem się z męską częścią ekipy.Kiedy Meggie podeszła do mnie,uśmiechnęła się blado po czym zawiesiła na mojej szyi.Myślałem,że wybuchnę płaczem.
-Dobrze,że jesteś,Zayn.-szepnęła.
-Co z nią,Meg?-spytałem a ona...zawahała się.Oderwała się ode mnie po czym stanęła obok Nialla i spuściła wzrok.
-Pogorszyło się.-powiedziała smutno Eleanor.Wystarczyły tylko te dwa słowa.Przeprosiłem ich,zabrałem torbę i podbiegłem do pierwszej lepszej taksówki.
-Poczekaj! Jesteśmy samochodami!-zawołał Lou i rzucił mi kluczyki.Jak tylko je złapałem szybko wsiadłem do auta,a tuż za mną wgramolił się Lou i Eleanor.Nie czekaliśmy aż Harry do nas dojedzie tylko ruszyliśmy do szpitala najszybciej jak się dało.Po pięciu minutach byłem już pod salą gdzie czekali Liam i Danielle.Zobaczyłem ją przez szklaną szybę.Podłączona do wielu nieznanych mi aparatur po prostu spała...Nikt nie wiedziałby dlaczego ona się tutaj znajduje gdyby nie okropna bladość jej skóry i wielki brzuch.Tak...nie była sama.To już ósmy miesiąc.
-Zayn..-poderwała się Danielle i momentalnie przytuliła się do mnie,po chwili to samo zrobił Liam.
-Dziękuję,że przy niej zostaliście.-szepnąłem i wszedłem po cichu do środka.Bezszelestnie usiadłem na skraju łóżka i jedną dłonią objąłem jej rękę,podłączoną do wenflonów,a drugą położyłem na brzuchu.
Te dwa gesty wystarczyły żeby przerwać jej sen.
-Wróciłeś.-uśmiechnęła się blado choć na jej twarzy widniał ból.-Jak dzieci?
-Już tęsknią.-przyłożyłem sobie jej dłoń do ust i ucałowałem ją a ona odwzajemniła to muskając nią mój policzek.-Jak się czujesz? To znaczy...jak się czujecie?
-My czujemy się w miarę.-pogłaskała się po brzuchu.-Bywało lepiej.
-Nie mam pojęcia skąd ty bierzesz tyle uśmiechów.-przyznałem szczerze.
-A co,mam tak leżeć i się dołować? Wolę się pouśmiechać.
Wkrótce dołączyła do nas reszta i wspólnie przesiedzieliśmy z Mariną do wieczora,później kazano nam się z nią pożegnać bo ona i dziecko musieli odpocząć.Obiecałem,że przyjdę jutro.
Na całe szczęście nie musiałem być sam w domu,bo na czas ciąży,Niall i Meggie wprowadzili się do nas żeby pomóc.Kiedy my nagrywaliśmy płytę,albo wyjeżdżaliśmy w trasę,Marinie było łatwiej dzięki obecności Meg,przynajmniej zapanowały jakoś nad tymi dwoma urwisami.Gdy przewieziono ją do szpitala obiecali pomóc i mi.
-Ciesze się,że jesteście teraz ze mną.Nie chciałoby mi się wracać do pustego domu.-wyznałem a oni uśmiechnęli się i zabraliśmy się za kolacje.Następnego dnia z samego ranka odwiedziłem Mary,która przysięgła mi,że czuje się już dużo lepiej i wtedy spokojnie mogłem jechać na próbę.Kolejne dni przebiegały bez większych komplikacji.Lekarz codziennie rozmawiał ze mną nad jej stanem i trudno było cokolwiek przewidzieć...Z dnia na dzień było różnie: raz było wszystko w normie,a raz jej stan diametralnie się zmieniał.Dni mijały aż w końcu nadszedł dzień w którym mieliśmy zagrać pierwszy koncert z piosenkami z nowej płyty.Na całe szczęście nie musiałem nigdzie wyjeżdżać bo był on w Londynie.

Mijała już połowa koncertu kiedy Niall został po cichu ściągnięty ze sceny.Zauważyliśmy to z chłopakami kątem oka,ale kontynuowaliśmy skutecznie występ.Już miałem rozpoczynać moją moją solówkę kiedy Horan mi przerwał.
-Bardzo Was przepraszam,ale muszę przerwać.Zayn...zaczęło się.-podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach a ja stałem i patrzyłem na niego zdziwiony.
-Co się zaczęło?
-Twoje dziecko właśnie wychodzi na świat.
-Mary rodzi,no leć do niej,ciołku!!-zawołali jednocześnie Louis i Harry i wtedy dopiero to do mnie dotarło.Pierwsze co zrobiłem to wybałuszyłem oczy i złapałem się za głowę.
-Będę ojcem!
-Ty już jesteś ojcem,masz dwójkę dzieci!-zawołał nagle Paul wchodząc na scenę i podając mi telefon do ręki.-To telefon od twojej żony.No odbierz!
Spojrzałem na nich wszystkich zdziwionych,fanki najwyraźniej były zszokowane równie jak ja,ale wszyscy chórem zawołali żebym odebrał.Nadal nie dochodziło do mnie to co przed chwilą usłyszałem więc wziąłem tą komórkę.
-Ha..halo?-spytałem i mój głos rozbrzmiał się po całej sali.-Czemu jest takie echo...Podłączyliście moją rozmowę do głośników?!
-MALIK!-zaskrzeczał głos Mariny.-Dla twojej...wiadomości właśnie rodzę twoje trzecie...dziecko! AAAAAAA!
-Mary? Ja...o matko...
-Więc lepiej rusz dupę i przyłaź szybko do szpitala...bo jak nie...AAAAAA! TO ZABIJĘ CIĘ WŁASNYMI RĘKAMI!!!!-wrzasnęła i prawdopodobnie rzuciła telefonem bo coś huknęło.Z oddali ciągle słychać było jej okropne krzyki i uspokojenia pielęgniarek.
-NO LEĆ DO NIEJ!-krzyknął Liam a ja wcisnąłem mikrofon w ręce Hazzy i szybko wybiegłem ze sceny mijając przy tym wyszczerzony zespół.Aż do samego wyjścia towarzyszyły mi rozchodzące się oklaski fanów,ale ja nie skupiałem się na tym tylko wsiadłem szybko do samochodu,którym prędko podjechał Paul.Jak na złość na drodze zrobił się wielki korek.
-PAUL ZRÓB COŚ!!!-wrzasnąłem.
-Nie dam rady choć bym chciał! Chociaż...zapnij pasy!-jak rozkazał tak zrobiłem a ten wyminął ciężarówkę i pędem wyjechał na chodnik.Jechaliśmy tak dopóki nie było ludzi,a kiedy się pojawili wcisnęliśmy się pomiędzy pojazdy.Byliśmy już niedaleko szpitala kiedy usłyszeliśmy za sobą wycie radiowozu.
-Noo nieee....-jęknąłem i zakryłem twarz w dłoniach.-Ja pierdole,akurat dzisiaj?!
-Wysiadaj i leć,ja to załatwię.-powiedział z dziwnym spokojem.
-Serio?
-Tak tak,BIEGNIJ!
Pokiwałem głową po czym wygramoliłem się z auta i biegiem puściłem się w kierunku szpitala.Jak najszybciej dotarłem do sali,w której odbywał się poród i kiedy tam wszedłem zakręciło mi się w głowie na widok Mary,którą po głowie głaskały Eleanor i Danielle.Meggie trzymając ją za rękę wskazała żebym do niej podszedł.
-To twoje miejsce,no dalej!-zawołała a ja spojrzałem na Marinę,która gdyby tylko mogła naprawdę zabiłaby mnie swoim wzrokiem.
-SPÓŹNIŁEŚ SIĘ!!!-ryknęła a ja zdenerwowany przygryzłem dolną wargę.
-Oddychaj Mary,oddychaj...-doradziłem i sam tak zrobiłem,w przeciwieństwie do niej.-Oddychaj głęboko i...i przyj! Przyj cały czas! Pamiętasz jak to było z bliźniakami? Poradziłaś sobie świetnie!-goniłem raz z jednej i drugiej strony cały przejęty.-Przyj! Staraj się,jeszcze mocniej!
-CHCESZ ZA MNIE URODZIĆ TO DZIECKO?!-wybuchnęła cała czerwona kiedy pielęgniarka robiła jej okład na twarzy.-MYŚLISZ,ŻE CO JA ROBIĘ?
-Oj już dobrze,dobrze!-machnąłem ręką i dalej robiłem swoje.Po piętnastu minutach nawroty głowy znowu nastąpiły i to w takim stopniu,że musiałem się napić i przytrzymać stolika.
-Wszystko w porządku,tatuśku?-zapytała mnie Danielle a ja pokiwałem głową.Mary natychmiast odnalazła mnie wzrokiem.
-SPRÓBUJ MI TYLKO ZEMDLEĆ...-spiorunowała mnie wzrokiem i wtedy poczułem jak odpływam.

Rozchyliłem delikatnie powieki i ujrzałem okropnie bijące w oczy,białe światło.Otarłem oczy dłonią i wtedy zlokalizowałem swoje położenie: nadal znajdowałem się na ziemi,tyle że bliżej otwartego okna.Cały obolały wstałem rozmasowując sobie kark i wtedy ujrzałem śpiącą Mary.Chyba...chyba śpiącą.Momentalnie podbiegłem do łóżka i zaraz obok mnie pojawiła się pielęgniarka.
-Już się Pan obudził.Pańska córka została przeniesiona do sali obok,niech się Pan nie martwi,nikt jej nie porwał.-zachichotała widząc moją przerażoną minę.
-C..córka? Mam córkę?-wydukałem a ona z uśmiechem pokiwała głową.Ten gest zniknął z jej twarzy kiedy zerknęła w kierunku Mariny.
-Niestety z Pańską żoną jest bardzo źle.-szepnęła a ja podążyłem za jej wzrokiem.Mary była jeszcze bledsza niż ostatnio i wyraźnie osłabiona,wykończona.Podszedłem do niej i złapałem ją za lodowatą dłoń.
-Co jej się stało? Wyjdzie z tego?-spytałem z nadzieją w głosie a ona spojrzała na mnie smutno.
-Zrobimy co w naszej mocy.-odrzekła i wyszła z sali.Siedziałem tak wpatrując się w jej ciężki oddech kiedy do sali weszła Meggie.
-Zayn...-zaczęła powoli i zaszkliły się jej oczy patrząc na naszą dwójkę.-Mary...Mary jest strasznie słaba,ale wyjdzie z tego,zobaczysz.-zapewniła mnie i położyła rękę na moim ramieniu.
-A co jeśli nie?-zadałem to pytanie,które raniło nas wszystkich,a najbardziej mnie.
-Nie możemy myśleć w ten sposób.-załkała.-Daj jej odpocząć i choć zobaczyć małą.Ona też Cię potrzebuje.
Wtedy przypomniałem sobie o moim dziecku.Na lekko chwiejnych nogach,prowadzony przez Meg wszedłem do sali i stanąłem przy małym łóżeczku otoczonym szklaną powłoką,za którą znajdowała się moja córeczka.Na pierwszy rzut oka pomyślałem,że to Anjali pięć lat wcześniej bo rzeczywiście była identyczna.Uśmiechnąłem się kiedy jej mała rączka ścisnęła się w piąstkę.
-Jak ją nazwiecie?
-Naina.-odpowiedziałem z uśmiechem.-To po hindusku znaczy 'oczy'.
-No proszę...oczka to ona ma śliczne.Czyli tylko Harry ma w miarę normalne imię?-parsknęła a ja uniosłem brew.
-Masz coś do naszych azjatyckich imion? Obydwoje z Mary mamy stamtąd korzenie,dlatego postanowiliśmy ich tak nazwać.A Harry to kompletnie inna historia.
-Nie nie,absolutnie nic nie mam!-uniosła ręce w geście poddania się.-No właśnie,czemu Harry to Harry?
-No wiesz...Duży Harold był wtedy załamany...sama rozumiesz.-wzruszyłem ramionami.Po kilkunastu minutach wpatrywania się w córeczkę wyszliśmy na korytarz gdzie czekała cała reszta.
-Zayn...słyszeliśmy o Mary.Tak strasznie nam przykro...-zaczął Lou a ja spojrzałem na niego zaskoczony.Chyba nic się nie stało?!
-Ale z drugiej strony serdeczne gratulacje,masz kolejnego dzieciaka!-Liam szybko zmienił temat widząc moją minę.
-Dlaczego wam przykro?-ominąłem jego gratulacje.
-Pańska żona walczy o życie.-usłyszałem za sobą głos lekarza.

Widzę,że wszyscy przejęliście się tym co stało się z Mary.Muszę przyznać,że bardzo mnie to cieszy bo właśnie o to mi chodziło :) Teraz pozostaje czekać...

sobota, 28 lipca 2012

51 Rozdział

złap mnie za rękę i chodź. pójdziemy tam gdzie nikt nas nie znajdzie. pozostaniemy razem.

6 lat później...

| Zayn |
Nie ma to jak świeże,wieczorne powietrze...Ogólnie nie ma to jak przechadzać się ciemnymi uliczkami Bradford,co najważniejsze: W SPOKOJU.Ooo tak,od dawna mi tego brakowało.
Jednak kiedy jest się ojcem,tak długo zaznać tej przyjemności nie można,dlatego korzystałem z tego póki mogłem i nie zastanawiając się kupiłem mrożoną kawę,zapaliłem papierosa i rozkoszowałem się samotnością...Nie minęło dziesięć minut odkąd wyszedłem,a już po mnie dzwonili.
-Zayn? Gdzie ty jesteś? Nawet nie zauważyłam kiedy wyszedłeś z domu! Wracaj szybko,twoja mama zaraz tu będzie,chce z tobą porozmawiać.-usłyszałem jak zwykle szybki głos teściowej.-Harold,zostaw te cukierki,za chwilę będzie kolacja!
-Dobrze mamo,zaraz będę...-westchnąłem i prędko się rozłączyłem.Odkąd nie ma w domu Mariny dzieci szaleją jeszcze bardziej niż dotąd.O ile można.
Chcąc nie chcąc,musiałem wracać.Po kilku minutach z powrotem byłem pod domem teściów więc szybko wyrzuciłem papierosa,odetchnąłem głęboko ostatni raz i wkroczyłem do tej...dziczy.
-AAAAAAA! Zostaw! Zostaw moje walkoczyki! Powiem o wsystkim tacie!
-Nie powies bo go nie ma!
-Ale moge zadzwonić!
-Nie,bo nie znasz numelu!
-Co z tego,babcia Trisha mi da!
-Ale ty jesteś glupia....
-Sam jesteś glupi!
-Ty glupsza!
-Nie,bo ty!
-Anjali,Harry przestańcie wreszcie!!-usłyszałem to wszystko jak tylko przekroczyłem próg przedpokoju.Skoro tak dobrze było słychać co oni wyprawiają już tutaj,to co musi się dziać w salonie...
-Ale to wsystko jego wina,babciuu!-Anjali wskazała paluchem na brata,a ten udawał,że nie wie o co chodzi.
-Moja? Powaznie? Chyba musialaś mnie z kimś pomylić.
-Nie plawda! Babciu,on klamie!
-Jakze bym mógl oklamywać wlasną siostlę,kochana babciu?
-Oh,Harry nie bądź już taki czarujący jak twój ojciec chrzestny.-powiedziała a ja się zaśmiałem na samo wspomnienie o Harrym.Harrym Stylesie.
-No dobra,a więc co się tu dzieje?-spytałem wchodząc do salonu.
-Mój ojciec szestny jest w pozo,co nie tato?-Harry podleciał do mnie i przybił mi żółwika jak mieliśmy już to w zwyczaju,natomiast Anjali gdzieś zniknęła.
-No jasne,że tak.Ale powiedz mi teraz gdzie jest twoja siostra?
-Uciekla na góre,pewnie znowu lyczy na balkonie.-wzruszył ramionami a ja zachichotałem.
-Czy wy kiedykolwiek się dogadacie?
-To bardzo wątpliwe,Zayn.-w rozmowę jak zwykle wtrąciła się matka Mary.
-Też tak myślę,mamo.-powiedziałem i ruszyłem na górę.Tak jak podejrzewał Harry,Anjali siedziała na balkonie przytulona do misia i pochlipywała patrząc na bijący księżyc.
-Nawet nie wiesz jak bardzo przypominasz mi teraz twoją matkę...-zacząłem a ona aż podskoczyła.-Też zawsze przychodziła tu kiedy była smutna,też uwielbiała patrzyć w księżyc..no,może z wyjątkiem tego misia.-połaskotałem ją w bródkę a ona zachichotała.-Ale ten śmiech...jest identyczny.Jesteś bardzo do niej podobna,wiesz?-usiadłem obok niej.
-Za to Harry jest baldzo podobny do Ciebie.Skoda tylko,ze jest taki glupi!
-Wyrośnie z tego.Obydwoje wyrośniecie w tak zaskakującym tempie,że nawet się nie postrzeżecie.A po za tym...ja wcale nie byłem lepszy w jego wieku.
-Juz wspólczuje cioci Doniyah.-westchnęła.
-Ooo tak...jej to szczególnie uwielbiałem dopiec...-zaśmiałem się przypominając sobie dzieciństwo.-Ale kiedyś będziecie się z tego śmiać,uwierz mi.-otarłem łzy z jej policzka a ona wgramoliła mi się na kolana.
-Kocham Cię,tato.
-Ooo jakie to słodkie!-parsknąłem a ona obróciła się do mnie twarzą i zmrużyła brwi.
-Wies co powinieneś telaz odpowiedzieć! Ucylam Cię tego!
-Uczyłaś? Nie możliwe,nic sobie nie przypo...
-Taaatoo!
-Oj,tylko się z tobą droczę.-wyszczerzyłem zęby.-Dobrze wiesz,że bardzo Cię kocham.-przytuliłem ją do siebie mocno.Zaskakujące było to,że nawet jej włosy pachniały tak jak włosy Mary...
-Ale baldzo blakuje mi mamy...
-Mnie też,skarbie...mnie też...-westchnąłem i zacząłem gładzić ją po włosach.Nie minęło dziesięć minut jak mała zasnęła,więc wziąłem ją delikatnie na ręce i odstawiłem do łóżka.Byłoby wszystko idealnie,gdyby nie krzyki teściowej z dołu.Anjali momentalnie otworzyła oczy i widząc moją przerażoną minę przyłożyła palec do ust.
-Spoko tato,splóbuję zasnąć jeszcze laz.Uściskaj ode mnie babcię Tlishę,dobla?
-Dobla.-zaśmiałem się i zszedłem na dół.
-Zayn,synu! Jak ja dawno Cię nie widziałam! Na ile przyjechałeś? No i gdzie masz Anjali?-momentalnie zostałem zasypany pytaniami ze strony mojej matki.
-Cześć mamo.-uściskałem ją i popatrzyłem jej prosto w oczy.-Te uściski z dedykacją od małego śpiocha.-wskazałem na samą górę schodów gdzie prawdopodobnie skradała się Anjali.I nie myliłem się,po sekundzie zaczęły posyłać sobie oczka dopóki mała nie ziewnęła i babcia nie zagoniła jej do łóżka.-Jutro wracam z powrotem.
-Co? Dlaczego tak szybko?
-Koniec urlopu,trzeba wracać do pracy.Mamy teraz strasznie dużo roboty,trzeba nagrać wszystkie piosenki jeszcze raz,niedługo premiera nowej płyty.
-Dzieci zostają tutaj?
-Taak,muszę zostawić je w Bradford,inaczej nie poradziłbym sobie z tym wszystkim.Wybacz mi,że nie zostawiam ich u Ciebie,ale ty i tak masz pewnie niezłe zoo w domu.Doniyah przyjechała?
-A no przyjechała,dzieciaki ponoć stęskniły się za nami choć i tak całe dnie spędzają to przed telewizorem to przed komputerem...
-Nie dziw się,takie właśnie jest nasze nowe pokolenie.Mało kto pamięta teraz o starej,dobrej piłce czy przesiadywaniu na podwórku od rana do wieczora.
-Pseprasam barrdzo,ale ja pamiętam!-odezwał się Harry a ja się uśmiechnąłem.
-No tak,ty może akurat wyrośniesz na ludzi.
-A właśnie Harry!-mama złapała go jak próbował czmychnąć na górę.-Słyszałam,że masz nową dziewczynę.Opowiesz mi o niej?
-Ooj babciu,skoda gadać...-machnął ręką.-To byla jedna,wielka pomylka.Zerwalem z nią po tym jak odbylem powazną rozmowę z wujkiem Harrym.
Spojrzała na niego zaskoczona a ja nie mogąc się powstrzymać wybuchnąłem śmiechem.
-Ja chyba zabronię Ci się z nim spotykać!-wskazałem na niego palcem.-Ma na Ciebie zły wpływ! A teraz zmykaj do łóżka,Anjali już pewnie zasnęła.
-Nie będę z nią spał.-powiedział wychodząc po schodach.
-Będziesz i bez gadania.
-Nie będę.Pójdę do wujka Joe'go.
-Wiesz,że Joe późno wróci.Nie będziesz bał się spać samiuśki jak palec w ciemnym pokoju?-uniosłem brew a on zastanowił się na chwilę.
-No dobra,pójdę do niej ale ostatni raz! I robię to tylko dla Ciebie,zebyś się o nią nie martwił.Będzie w dobrych rękach.-zapewnił mnie i uciekł a my z mamą zaśmialiśmy się i poszliśmy na kolację przygotowaną przez tą starszą Anjali.Niedługo potem pojawił się Charlie,mój teść i wtedy też pożegnałem się z mamą.Przespałem noc w starym pokoju Mary i z samego rana wyleciałem do Londynu.

TO NIE JEST JESZCZE OSTATNI ROZDZIAŁ - tak tylko uprzedzam wasze zapytania.
Jak wrażenia? Wesołe? Smutne? Nie wiem co będziecie o tym sądzić więc piszcie.
No i życzę wspaniałego miesiąca wakacji,który nam pozostał :)

Ps.obiecałam jednej czytelniczce Gajane,że wstawię jej rysunek:

środa, 25 lipca 2012

50 Rozdział

 Kocham go tak naprawdę mocno. Kocham go za wszystko. za to, że jest, za jego słodki uśmiech, czułe słowa. kocham go za to, że jest mój. kocham jego usta, policzki, szyję i ręce, którymi mnie przytula. kocham go za wszystko i za nic. kocham go całym sercem i nie zamierzam tego zmieniać.

Nie dałam rady w to uwierzyć...w dalszym ciągu nie dochodziło do mnie to,że jestem zaręczona.I mimo to,że skończyłam dopiero 18 lat,wiedziałam że dobrze robię...Zayn był chłopakiem z którym chciałam spędzić resztę mojego życia i wiedziałam o tym na pewno.
-Denerwujesz się?-spytał mnie gdy samochodem przemierzaliśmy drogę z lotniska,do domu Państwa Malików.Postanowiliśmy wybrać się do Bradford i przekazać dobrą nowinę naszym rodzinom jak najszybciej było to możliwe.Reszta ekipy miała zostać w LA do końca tygodnia i wszyscy mieliśmy się spotkać już w Londynie.
-Ja? Nieee,no coś ty.-skłamałam a on zachichotał i wyszedł pierwszy otwierając przede mną drzwi taksówki.-Dziękuję.Co robimy z bagażami?
-Weźmiemy je do mnie.Ale powiedz mi czy chcesz zostać tu u mnie,czy wolisz iść do rodziców?
-Myślę,że mogliby się obrazić,że jestem w Bradford i nie zostaję na noc u nich.-stwierdziłam.
-W takim razie każdy pójdzie w swoją stronę,ale najpierw się przywitajmy.-pociągnął mnie za rękę i stanęliśmy przed dużymi,śnieżnobiałymi drzwiami,które idealnie dopasowały się kolorem do leżącego wszędzie śniegu.Zayn zadzwonił na dzwonek i już po chwili drzwi otworzyły się,a w nich stanął Pan Malik.
-No nareszcie jesteście,już myśleliśmy,że coś się stało.-powiedział z uśmiechem.Uściskał się z synem,a mnie pocałował w czoło i zaprowadził w stronę kuchni gdzie czekała reszta rodziny.Wszystko w domu Malików wprost biło miłością i ciepłem rodzinnym.
-Marino,skarbie!-zawołała mama Zayna wychodząc już do przedpokoju jak tylko mnie zobaczyła a ja zachichotałam na widok jego miny.Kobieta podbiegła do mnie,ucałowała w oba policzki po czym przytuliła mocno do siebie.-Jak ja się cieszę,że mogę Cię wreszcie poznać!
-Dziękuję Pani,mnie też jest bardzo miło.-uśmiechnęłam się szeroko.
-A za swoim synem to już się nie stęskniłaś?-zapytał ironicznie brunet,a ona posłała mi znaczące spojrzenie.
-Nic się nie zmieniłeś,SYNU.-dała nacisk na ostatnie słowa po czym objęła jego twarz w dłonie.Ja w tym czasie ruszyłam do kuchni i podeszłam do trzech sióstr mojego narzeczonego,które w fartuchach pracowały nad czymś zawzięcie, odwrócone do nas tyłem.
-Cześć! Mogę wiedzieć co tak pięknie pachnie?
-AAAA!-pisnęła najstarsza z nich,Doniyah i złapała się za serce sprawiając przy tym,że zrzuciła na ziemię wielkie worek z mąką.Wszystkie naraz krzyknęłyśmy kiedy mąka wybuchnęła w powietrze obsypując wszystko dookoła,włącznie z nami.-O matko,ale mnie...wystra..wystraszyłaś!
-Wybaczcie...nie chciałam!-zawołałam i zaczęłyśmy kaszleć odganiając od siebie spadającą mąkę.
-Co się tutaj dzieje??-do pomieszczenia wbiegli Państwo Malikowie wraz synem,który jak tylko nas zobaczył wybuchnął ogromnym śmiechem.
-Dziewczyny,co wy to narobiłyście?!-Mama Zayna oparła ręce na biodrach,a ja szybko do niej podbiegłam.
-Nie nie,to wszystko moja wina,chciałam się tylko przywitać,ale nie pomyślałam,że mogą się mnie wystraszyć...-przygryzłam dolną wargę i otrzepałam włosy z mąki.-Bardzo Panią przepraszam...
-Ależ daj spokój,to przecież tylko mąką!-machnęła ręką,poklepała mnie po ramieniu po czym podeszła do dziewczyn i powiedziała,że mają to posprzątać.-Yasser,weź dzieci do salonu,ja zaraz przyniosę herbatę.
-Nie nie nie,ja muszę im pomóc posprzątać,w końcu to moja...-zaczęłam ale ona mi przerwała.
-Nie wygłupiaj się,jesteś naszym gościem!
-Gościem,który zrobił w Państwa domu niezłą rozróbę przebywając tu jedyne pięć minut.-skrzywiłam się a Zayn i jego tata zaśmiali się jednocześnie.-Muszę pomóc,inaczej zrobię coś wbrew sobie,a tego nie lubię.-dodałam i nie czekając na jej pozwolenie,wyrwałam najmłodszej Saffie miotłę z ręki i uśmiechnęłam się do niej,a ona to odwzajemniła.
-Ekhm,mamo...ja bym z nią na twoim miejscu nie dyskutował.-odparł Zayn kiedy ta już otwierała usta.-Wybacz,ale tylko ja mogę się z nią kłócić w takich czy innych sprawach.-szepnął,a ja głośno odchrząknęłam.
-SŁYSZAŁAM TO.-oznajmiłam głośno na co on i jego siostry zachichotały.
-No...no dobrze,skoro tak..-westchnęła i zaprowadziła go do salonu gdzie czekał już Pan Malik.
-Niezłe mamy przywitanie,co? A tak w ogóle to jestem Marina,ale mówcie do mnie Mary.Zayn dużo mi o was opowiadał.
-Mamy nadzieję,że same dobre rzeczy!-zawołała Saffa i przybiła mi niespodziewanie żółwika.-W takim razie wiesz,że jestem Saffa?
-Oczywiście.-wyszczerzyłam zęby.Po chwili Doniyah i Waliyah podeszły do mnie i przedstawiły mi się całując mnie przy tym w policzek.Zastanawiałam się czy wszyscy Malikowie są takimi całuśnikami?
-Ale pierwsze spotkanie rzeczywiście udane,nie ma co!-zawołała Waliyah i wszystkie parsknęłyśmy śmiechem.Po dziesięciu minutach sprzątania kuchnia z powrotem lśniła czystością,a my zadowolone przybiłyśmy sobie piątkę.Ucieszyłam się,że siostry Zayna tak szybko mnie zaakceptowały i niemalże po kilku minutach rozmawiały ze mną jakbyśmy znały się całe życie.Jak tylko odłożyłyśmy wszystko na miejsce,do pomieszczenia wkroczył Pan Yasser.
-Chcąc nie chcąc,lepiej już idźcie do salonu bo wasza matka zaraz zwariuje...-westchnął i nastawił wodę na herbatę.Spojrzałyśmy wszystkie na niego ze zdziwieniem.-No nie może pogodzić się z myślą,że dziewczyna jej jedynego synka właśnie sprząta jej kuchnię!-zawołał z przejęciem a ja się zaśmiałam.Już pokochałam tą rodzinę,była dokładnie taka jak opowiadał mi Zayn.
Saffa złapała mnie swoją malutką rączką i pociągnęła do przepięknego salonu.
-No wreszcie...siadajcie już,siadajcie.-zagoniła nas na kanapy.Ja usiadłam obok Zayna,a Saffa z jego drugiej strony.Koło mnie usiadła Waliyah.
-Błagam,odwiedzaj nas częściej!-szepnęła.
-Normalnie,gdyby Ciebie tu nie było,mama za tą mąkę zrobiłaby nam taką awanturę,że pewnie musiałybyśmy sprzątać nie tylko kuchnię,a cały dom.-dodała Doniyah a ja się zaśmiałam.
-Zrobię wszystko co w mojej mocy.Ale nie przejmujcie się,moja mama jest podobna.
Reszta dnia minęła nam bardzo przyjemnie.Popijając herbatę poznaliśmy się dużo bliżej,a później obiecałam,że pomogę przy pieczeniu pierniczków i tak też było.Gdy zapadał zmrok ustaliliśmy z Zaynem,że zaprosimy jego rodziców na wspólną kolację,a potem pójdziemy do mojego domu.
-Mamo,tato,chodźcie tu na chwilę!-zawołał ich kiedy z dziewczynami staliśmy w przedpokoju.-Słuchajcie,skoro jesteśmy już z Mary tak długo i nareszcie zjechaliśmy do Bradford,to pomyśleliśmy sobie,że może spotkalibyśmy się wszyscy? W sensie wy i rodzina Mariny.
-To świetny pomysł,kochanie,choć mu już zdążyliśmy się poznać.-powiedziała a my wybałuszyliśmy oczy.
-Jak to?
-A no tak to.Spotkałam kiedyś twoją mamę na zakupach,znałam ją już z widzenia,i zaprosiłam twoją rodzinę do nas na kolację,jakiś miesiąc temu.-wyjaśniła i pogłaskała mnie pieszczotliwie po policzku.
-Ale będzie nam bardzo miło spotkać się z nimi ponownie.-dodał z uśmiechem Pan Malik.W takim razie zaprosiliśmy ich na obiad do jednej z restauracji,pożegnaliśmy się i wyszliśmy na mroźne powietrze.
-Nareszcie sami...-westchnął.-Bardzo ich kocham i strasznie się za nimi stęskniłem...
-...ale jesteś wymęczony,tak samo jak i ja,zgadłam?
-Takk..-pochylił się nade mną i pocałował mnie czule w usta.Wtedy kątem oka zauważyliśmy cztery sylwetki kobiet tuż za firanką.Obróciliśmy się w tamtym kierunku,gdzie momentalnie zgasło światło.Zaśmialiśmy się oboje i trzymając się za ręce udaliśmy się do mnie.
Moja rodzina także wiedziała o naszym przyjeździe,ale podobnie jak Malikowie,nie miała bladego pojęcia o naszych zaręczynach.Jak tylko mama wyściskała nas po piętnaście razy i próbowała przekonać na świeże racuchy prosto z piekarnika,mieliśmy zamiar powiedzieć im o wspólnej kolacji.
-Nie marudź mi tu Mary,tylko weź przykład z Zayna i zjadaj te racuchy.-wskazała na niego nakładając mi na talerz.Mulat rzeczywiście wcinał jak się dało,a ja tylko patrzyłam na niego z podziwem.Dopiero co najedliśmy się kurczakiem i pierniczkami.
-Tato,macie na jutro jakieś plany?-spytałam.
-Nie,skarbie,a co?
-No to już macie.Zapraszamy was na małą kolację z rodziną Zayna.Jutro damy wam znać jeszcze gdzie.Pasuje wam o 18?
-Jak najbardziej.-uśmiechnął się tajemniczo.Mam nadzieję,że nie podejrzewa o co chodzi...

| Meggie |
-Nieee no,bez jaj,mamy tu siedzieć jeszcze dwa dni? Tu są nudy! NU-DY!-jęknęłam przeskakując pilotem z programu na program.
-No a co masz zamiar robić w Londynie?-Niall uniósł brew,a ja spojrzałam na niego dobitnie.
-Nadrabiać szkolne zaległości.Zwiałam stamtąd na drugi koniec świata!
-Aa..no..twoja szkoła...-mruknął Liam i podrapał się po głowie.-O tym nie pomyśleliśmy...
-Mówiłam.Kilka razy.
-Co? Niby kiedy?-do rozmowy wtrącił się Lou.
-Jakieś piętnaście razy,ale nie wiedzie o tym dlatego,że nikt nigdy mnie nie słucha!-poderwałam się i skierowałam w kierunku łazienki.
-Oczywiście,że Cię słuchamy...-powiedział leniwie Horan i przejął po mnie pilota.Wychodząc z salonu minęłam się w drzwiach z Harrym.
-Co ona mówiła?-spytał wskazując na mnie a ja warknęłam poirytowana i trzasnęłam drzwiami jak najmocniej się dało.
-Auuuaaa! Nie tak mocno,wciąż jeszcze boli mnie głowa!!-krzyknął a ja wściekła wyciągnęłam swój telefon i zadzwoniłam do Mary.Przegadałyśmy chyba z pół godziny,kiedy do łazienki zaczęła dobijać się Danielle.
-Meggie? Mogłabyś wyjść? Muszę umyć włosy,a Lou kąpie się u góry i mnie nie wpuści.Śpiewając udaje,że mnie nie słyszy...-westchnęła a ja pożegnałam się z przyjaciółką i rozłączając się otworzyłam zamek w drzwiach.-Dzięki,jesteś moją dłużniczką.
-Nie ma za co.-mruknęłam.-I żeby nie było...na Ciebie i El się nie wściekam.
-Dobrze wiedzieć.-puściła mi oczko,a ja z lekkim uśmiechem wspięłam się na górę po schodach.Na swoim łóżku zastałam Nialla,Liama i Harry'ego.
-A wy co,nie macie gdzie spać?
-Ty tu nie owijaj w bawełnę tylko mów co Mary Ci powiedziała.
-Ach...no nic,dojechali po południu,zaprosili swoje rodziny na kolacje i przed chwilą się rozeszli,każdy do swoich domów.Jak na razie podobno nikt niczego nie podejrzewa.Całe szczęście,że wtedy na plaży nie było paparazzich bo wtedy ich niespodzianka by nie wypaliła.Ogólnie myśli,że ich rodzice nie będą mieli nic przeciwko,bo sami się pobierali w młodym wieku...To chyba tyle,tak w skrócie.-zakończyłam swój monolog na jednym wdechu a oni pokiwali głowami.
-A mogłabyś jeszcze raz,tylko ciut wolniej?-poprosił Harry,a ja wzdychając rzuciłam w niego poduszką.
-Wypad z mojego pokoju Styles,wróć jak do końca wytrzeźwiejesz.
-Ja już jestem trzeźwy! Po prostu...mam kaca...małego.-dodał po czym urażony udał się do swojej sypialni.Po chwili to samo zrobił Liam,a Niall zajął łazienkę jak tylko wyszła z niej Danielle.Bowiem Louis nie wyszedł ze swojej aż do północy.

| Mary |
To już dziś.Jak my im to powiemy...nie mam pojęcia.Nie śpię już od dwóch godzin,tylko leżę i zastanawiam się...zastanawiam się nad reakcją moich rodziców.Nie powinno być źle,no ale cóż...
-Zayn? Śpisz?-szepnęłam do słuchawki telefonu leżąc nadal w łóżku.
-Mary...jest 6 nad ranem...myślisz,że co ja teraz mogę robić jak nie spać?-usłyszałam jego zaspany głos.
-No tak,ale myślałam,że ty też tak jak ja nie możesz spać.Bo widzisz,strasznie się boję.
-Czego się boisz?
-No bo widzisz...Ja mam dopiero osiemnaście lat.Osiemnaście lat i już mam zamiar wyjść za mąż! Oni popadną w jakiś szok,mama to chyba dostanie zawału! No i nigdy nie wiadomo co z twoimi rodzicami,przecież z tego co mi mówiłeś wywnioskowałam,że oni do spraw rodzinnych podchodzą bardzo poważnie.I co jeśli się nie zgodzą? Jeśli narobią nam obciachu większego niż...Halo? Zayn,jesteś tam?
-Yhm...
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Yhm...-powtórzył i zachrapał cichutko.
-ZAAAAAYN!!-wrzasnęłam i coś gruchnęło.
-Auua,kobieto,przez Ciebie spadłem z łóżka!!-zawołał a ja zachichotałam.
-Dzięki za pomoc,pa!-cmoknęłam wysyłając mu całuska i rozłączyłam się.Mimo że wyrzuciłam z siebie to co leżało mi na sercu (i mimo tego,że Zayn mnie nie słuchał) wcale nie poczułam się dużo lepiej i i tak nie zasnęłam.Około ósmej usłyszałam,że mama już krząta się po kuchni więc pośpiesznie ubrałam się w coś wygodnego i już miałam zejść na dół kiedy w oczy rzuciły mi się zdjęcia ze ślubu moich rodziców znajdujące się na szafce w ich pokoju.Delikatnie uchyliłam drzwi i weszłam do środka.Moja mama...wyglądała wtedy cudownie.Nie zmieniła się za bardzo od tego czasu.Z pewnością to był jeden z najszczęśliwszych dni w jej życiu.

-Dzień dobry,mamo.-przywitałam się i ucałowałam ją w policzek.Jak cudownie było znów się z nią widzieć i zaczynać dzień tak jak kiedyś.
-Ooo,Mary,a ty już nie śpisz?
-Nie mogłam spać..To pewnie dlatego,że przespaliśmy caluśki lot samolotem.-skłamałam i zaczęłam nasypywać sobie płatki do miski.
-No pewnie tak.Słuchaj kochanie,rozmawiałam wczoraj z twoim ojcem i zgodnie stwierdziliśmy żebyś zaprosiła do nas Zayna i jego rodzinę do nas,będzie nam wszystkim wygodniej.A po za tym oni zapraszali nas już do siebie,więc teraz nasza kolej.
-To bardzo miłe,ale przedyskutuję o tym z Zaynem i damy Ci znać.-powiedziałam i wzięłam się za jedzenie.Malik jak tylko się obudził zadzwonił do mnie już w pełni świadomy a ja przedstawiłam mu propozycję mamy,a jemu wyraźnie się to spodobało.W takim razie nie zostało nic innego jak tylko poinformowanie jego rodziców i przygotowanie posiłków.To pierwsze miał załatwić Zayn,a drugim zajęłam się ja z mamą.O godzinie 17 było już wszystko gotowe,cały dom wysprzątany,więc nie pozostało nam nic innego jak tylko się przyszykować.Na całe szczęście zdążyłam z makijażem i pokręceniem włosów jak tylko przybył Zayn z rodzicami i siostrami.
-Ślicznie Ci w tej sukience.-szepnął mi do ucha kiedy na moment zostaliśmy sami.Nie był to jednak długi moment bo zaraz pojawiła się przy nas Trisha.(wygląd Trishy i Doniyah)
-Mary,kochana,zjawiskowo dzisiaj wyglądasz!-zawołała z zachwytem. 
-Dziękuję bardzo,ale i tak daleko mi do Pani.-uśmiechnęłam się do niej szeroko.
Po wspólnie zjedzonym obiedzie Zayn spojrzał na mnie znacząco a ja pokiwałam głową.Wstał,poprosił o chwilę ciszy,złapał mnie za rękę i odchrząknął.
-Zaprosiliśmy was wszystkich tutaj dzisiaj żeby ogłosić wam...Mary i ja...Ja i Mary...zamierzamy i pragniemy się pobrać.-powiedział i pogładził mnie delikatnie palcem po dłoni żeby dodać mi otuchy.Czułam się wtedy chyba jeszcze gorzej niż w dniu zaręczyn,serce waliło mi tak mocno,że myślałam o tym czy za chwile nie wyrwie mi się z piersi...Ale nie wyrwało.Przy stole zawrzały okrzyki i oklaski,moja mama i Trisha momentalnie się popłakały i złapały nas w objęcia,a mój tata jak i tata Zayna uściskali siebie nawzajem po czym wznieśli toast.Gdy wyściskaliśmy się już wszyscy,co do jednego,głos zabrał mój ojciec.
-To wspaniały moment...szczerze mówiąc,zastanawialiśmy się kiedy wreszcie nam o tym powiecie.
-Jak to?-powiedzieliśmy w tym samym momencie.-Wiedzieliście?
-No w prawdzie nie do końca,ale podejrzewaliśmy to już odkąd zadzwoniliście,że przyjeżdżacie.Oboje.
-A potem zapraszacie na wspólną kolacje...-dodał Yasser.
-A ja od początku wiedziałem,że to wisi w powietrzu.-skwitował Joe a ja uśmiechnęłam się do niego.Byłam przeszczęśliwa,pragnęłam tego ślubu coraz bardziej,z minuty na minutę,z sekundy na sekundę...Anjali i Trisha płakały przez cały czas.Na początku starałam nie zwracać na to uwagi,ale kiedy Donyiah i Walyiah zrobiły to samo,zaraziłam się od nich.Wszystkie w pięć płakałyśmy do tej pory aż Zayn nie pozbierał swojej rodziny i nie wyprowadził na zaśnieżoną ulicę.Jeszcze swojej rodziny...a wkrótce NASZEJ.
I jak wam się podoba? Może nie wyszedł mi najlepszy,ale był tu niezbędny :) Cieszę się,że do samego
końca jesteście ze mną i będzie mi bardzo przykro kończyć bo właściwie dopiero teraz uświadomiłam sobie,że tylu osobom się to podoba.Zaczynając to opowiadanie czytała to tylko moja przyjaciółka Sabina(odpowiednik Meggie ^^ zapraszam na jej bloga: KLIK.) a teraz...gały wychodzą mi za każdym razem kiedy patrzę na statystyki :) Jesteście niesamowici i za to:


Ps.Jedna z was poprosiła mnie żebym dodawała jakieś tam przypomnienia z poprzednich rozdziałów.Przepraszam ale nie będę tak robić z dwóch powodów: a) wydaje mi się to takie trochę podobne do serialów,które mają po tysiące odcinków i przypominają żeby ludzie w niczym się nie pogubili xD b) i tak zostało niewiele do końca,więc to by nie miało sensu. ;)

Ps.2 BARDZO Was zapraszam na moje pozostałe blogi,chciałabym żeby tam też was przybywało!
- Forgive me my weakness
- Unusual Direction

sobota, 21 lipca 2012

49 Rozdział

a potem, ta decyzja przyszła tak nagle, że nie było odwrotu ani zastanawiania się, ani wyboru, ani zgody, ani niezgody, wszystko działo się tak, jakby od zawsze byli razem i od zawsze znali swoje ciała i dusze.
Niestety...następnego dnia wcale nie spędziliśmy tak jak to zaplanowaliśmy.Wszystko wydarzyło się niemalże w jednym momencie.Pierwsze dostaliśmy wiadomość,że Danielle i Eleanor wybrały się do nas wcześniejszym lotem,ale z powodu awaryjnego lądowania doleciały jedynie do Phoenix.Liam i Lou nie czekali na nic tylko pojechali na lotnisko aby dostać się do nich jak najszybciej,a że Meggie zaoferowała im swoją pomoc-zabrali ją ze sobą.Niestety kiedy tylko wzbili się w powietrze pierwszym lepszym lotem,do Nialla zadzwonił manager zespołu oznajmiając,że koniecznie muszą się spotkać.Nie był zadowolony kiedy blondyn przekazał mu,że została ich tylko trójka,a tym bardziej nie spodziewał się,że na spotkanie ma zamiar przybyć tylko dwójka: Niall i Zayn.Pech chciał,że Harry'ego złapała grypa żołądkowa akurat dziesięć minut przed jego telefonem.
-O maamo...bolii..booooli!-jęknął i złapał mnie za rękę zginając się przy tym z bólu.Spojrzałam na niego ze współczuciem,a Horan i Malik chodzili w tę i we w tę zastanawiając się co robić.
-To wy biegnijcie,a ja...no...no dobra,ja z nim zostanę.-westchnęłam kiedy Harry zerknął na mnie błagalnie.
-Och,dziękuję dziękuję dziękuję!-zawołał całując mnie po rękach-Kocham Cię!
-No hola hoola,nie zapędziłeś się troszeczkę?-wyrwało się Zaynowi a ja i Niall uśmiechnęliśmy się do siebie znacząco.Hazza podniósł się powoli nadal ściskając moją rękę.
-Nie zapędziłem.Ja ją kocham!-zawołał po raz drugi patrząc prosto w oczy Zayna.Zastanawiałam się czy Styles nie ma czasem gorączki.
-Masz szczęście,że jesteś chory,inaczej już bym Ci przywalił.
-I myślisz,że ja...-zaczął Harry ale ja stanęłam pomiędzy nimi.
-Dajcie spokój! Harry,to bardzo miłe z twojej strony,że mnie kochasz...
-Mary!-krzyknął z oburzeniem Malik.
-...ale na miłość Boską,Zayn on ma gorączkę i sam nie wie co bredzi!-dotknęłam Styles'owego czoła.-Więc teraz jedźcie już,a ja się nim zajmę.Trzeba zbić tą gorączkę.
-Dziękuuję.Chodź Mary,legniemy sobie w łóżku.-powiedział spokojnie Harry i jak gdyby nigdy nic pociągnął mnie za rękę.Mina Zayna była wtedy bezcenna.
-Niall,trzymaj mnie i powtarzaj,że on...
-Tak tak Zayn,Hazza nie jest w pełni świadomy tego co mówi.Chodź już.
-Mary,a czy mogłabyś przynieść mi coś do picia? I najlepiej jakąś tabletkę,strasznie chce mi się wymiotować choć ból brzucha jakby zelżał...
-No...nie wiem czy coś tu mam,ale dobra...-powiedziałam powoli i podniosłam się,a on złapał mnie za rękę.
-A! I jak już idziesz to może weźmiesz też coś na ząb? Najlepiej coś lekkostrawnego,może owoce?
-Nie za bardzo wczułeś się w tą rolę w iCarly?-uniosłam brew,ale on zignorował moje pytanie.
-Albo marchewki! Lou kupił wczoraj marchewki! Pokroisz mi je tak jak on zawsze to robi?
-Jak sobie życzysz.-odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem i oddaliłam się w kierunku kuchni wywracając przy tym oczami.Zauważyłam kontem oka jak Niall pcha Zayna do wyjścia i zachichotałam.
Jak tylko wróciłam do salonu,Harry zdążył już rozłożyć kanapę i ustawić ją dokładnie naprzeciwko wielkiego telewizora.Nie wiem jakim cudem i na jakich siłach,ale założył prześcieradło i przywlekł swoją pościel.''Czuję,że czeka mnie dłuuugi dzień...''-pomyślałam i postawiłam owoce wraz z marchewkami na stoliku obok łóżka.Gdy odwróciłam się w kierunku Harry'ego zauważyłam,że jest cały rozpalony.
-O matko,Harry,jesteś cały gorący!-krzyknęłam przerażona jak tylko dotknęłam jego twarzy.
-No wiem bo...bo mi gorąco i...okropnie się czuję...-jęknął.
-Masz,wypij tą tabletkę,może nawet lepiej weź dwie...-przygryzłam dolną wargę.-Jak to nie pomoże to nie mam pojęcia co robić...
-Spokojnie,wszystko będzie..doobrze..Może to po prostu nadszedł mój czas...
-Co ty wygadujesz? Nawet się nie wygłupiaj...
-Możesz położyć się obok mnie? Teraz jest mi strasznie...strasznie ziiimno...
-Ja...jasne.-wślizgnęłam się pod kołdrę a on wtulił się do mnie jak małe dziecko do swojej mamusi.Czułam jak po jego ciele chodzą dreszcze,a już po chwili moje uszy dobiegło ciche pochrapywanie.Zasnął na dobrych kilka godzin wciąż we mnie wtulony.Widać było jak jego stan gwałtownie się zmienia: raz twarz była zimna i blada,a raz rozpalona i gorąca.Wieczorem zdawało się być już znacznie lepiej.Całe szczęście,że miałam przed sobą telewizor bo inaczej umarłabym z nudów.Około godziny 21 gdy na dworze zrobiło się już ciemno,Loczek otworzył oczy i mocno się rozciągnął.
-Ooo...już późno....Jak długo spałem?
-Jakiś...-tu spojrzałam na lewą rękę na której powinien znajdować się zegarek.No właśnie,POWINIEN.-...cały dzień...-westchnęłam i ziewnęłam.Zdążyłam tylko rozruszać pod pierzyną kości,jak Harry objął mnie w pasie i położył swoją głowę na mojej piersi.Po chwili znowu cicho pochrapywał.
-No super...miałam ten dzień spędzić sam na sam ze swoim ukochanym,a tymczasem wylądowałam w łóżku z jego najlepszym przyjacielem...-powiedziałam sama do siebie i w tym momencie usłyszałam głos Zayna.
-Czy ja o czymś nie wiem?-spytał i ściągając po drodze buty położył się obok.-Czemu on jest tak blisko? I...czemu,do licha,on tuli się do twojej piersi?!-uniósł brew,a Niall skradający się z tyłu z kanapką aż się zakrztusił.
-Taak,ja też tak uważam,Niall.-parsknęłam a on kiedy się wreszcie uspokoił uśmiechnął się do mnie i pokiwał głową.Nie zwracając na nic uwagi wyłożył się na moich nogach.
-Nie przejmuj się Zayn,mam jeszcze jedną pierś.-uspokoiłam go i sama wybuchnęłam śmiechem na własne słowa.Po chwili to samo zrobił Horan,a Zayn nadal niezbyt zadowolony,położył się podobnie jak Hazza,tyle że z drugiej strony.Po chwili sam zasnął,mrucząc pod nosem co zrobi Harry'emu jak ten tylko wróci do siebie.Dzięki Bogu Niall był pełen energii i umilił mi ten czas,w którym nawet nie miałam jak się ruszyć.
Nie wiem ja długo rozmawialiśmy,ale gdy usnęłam musiało być naprawdę późno.Rano obudziły mnie głosy osób,które ewidentnie znajdowały się tuż obok nas.
-O,Mary już wstaje.-usłyszałam głos Eleanor i momentalnie byłam na nogach.Mimo że odrzuciłam kołdrę na Nialla i podeptałam zarówno Styles'a jak i Malika,nie udało się ich obudzić.
-Elka!-zawołałam i rzuciłam jej się w ramiona,a rozbawiona Danielle dołączyła do nas.
-Wszystkiego najlepszego,wariatko!-krzyknęły jednocześnie a ja wybałuszyłam oczy.
-Co jest,Mary?
-Nie mów,że zapomniałaś!
-O mamo...to już dzisiaj! No tak,no przecież...-złapałam się za głowę-To wszystko przez to,że nie ma tu śniegu! Jejku,dziękuję wam,co za niespodzianka...-zaśmiałam się sama do siebie a one poczochrały mnie po i tak już potarganych włosach.Resztę poranka spędziłyśmy samotnie nad brzegiem morza: Ja,Meggie,Danielle i Eleanor,ponieważ kiedy tylko obudził się Zayn zarządził aby nie było mnie w domu dopóki on mnie nie zawoła.
-No dzięki,ale to moje urodziny i mój dom i ty każesz mi...-zaczęłam jak dowiedziałam się o jego zarządzeniu ale on przerwał mi zatykając moje usta swoją dłonią.
-Ja też Cię kocham,ale teraz spadaj.-pocałował mnie w czoło i wywalił za drzwi.Na szczęście dziewczyny do mnie doszły i wspólnie obijałyśmy się na plaży.
-Musimy założyć dzisiaj sukienki.-mruknęła Eleanor gdy leżałyśmy na piasku.
-A czemu tak?-spytała Meggie.
-A bo tak.Fajnie będzie.
Ja tylko zachichotałam i z powrotem pogrążyłam się w zamyśleniu.Nie mogłam uwierzyć,że mam już 18 lat...pamiętam jak dopiero co kończyłam swoje 13 urodziny...Ostatni raz w domu,ostatni raz z rodziną,ostatni raz jako normalna dziewczyna...Moje rozmyślenia przerwał Zayn,który pojawił się ni stąd ni zowąd stając specjalnie nade mną i zasłaniając słońce.
-Ekhm ekhm..-odchrząknął,a ja go zignorowałam.-Ekhm ekhm...
-Zasłaniasz mi słońce.
-Słońce? Oooch,jak ty ślicznie do mnie mówisz.Dziękuję gwiazdeczko.-powiedział a dziewczyny wybuchnęły śmiechem widząc moją minę.
-No bardzo śmieszne.
-Oj,no nie gniewaj się już,Maaary..-ukucnął przy mnie.-Dzisiaj są twoje urodziny,a ty chcesz się kłócić?
-Nie chcę.Ale mnie wkurzyłeś!
-Dlatego dzisiaj ci to zrekompensuję.A teraz chodź,urządziliśmy Ci skromne przyjęcie.-chwycił moją dłoń i pociągnął nas w kierunku domu.Zanim weszłyśmy na taras gdzie to wszystko miało się odbywać,El zaciągnęła nas na górę przypominając o sukienkach.
-Nie bardzo wiem,którą założyć...-westchnęłam i wyłożyłam się na łóżku.Nie minęła nawet minuta jak dziewczyna rzuciła mi na twarz jedną ze swoich kiecek.

-W tej będzie Ci ładnie.Ale lepiej się pośpiesz,bo tylko my zostałyśmy na górze.
Chcąc nie chcąc zwlekłam się i skierowałam do łazienki.Tam w miarę pośpiesznie nałożyłam na siebie ubranie pożyczone od dziewczyny Louisa,przyozdobiłam się jeszcze kolczykami i nałożyłam makijaż.
-No i co o tym sądzisz,Elea...-przerwałam bo nigdzie jej nie zauważyłam.-El? Jesteś tu?-Cisza.-Cuudnie...dobra,weź się już nie przejmuj tylko złaź na dół,w końcu to tylko urodziny...-westchnęłam i zeszłam po schodach mówiąc sama do siebie.-W sumie to to jest bardzo dziwne,zawsze lubiłam obchodzić swoje urodziny...
-Mary,nie gadaj już tyle do siebie tylko chodź już na ten taras!-usłyszałam głos Meggie i skierowałam się ku szklanym drzwiom.Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to prześlicznie przystrojona w balony i serpentyny weranda,a następnie stół pełen smakołyków,na którym górowały torty.Zaraz zaraz....ale czemu do licha było ich tu pięć?
-To dziwne,bo jeszcze niczego nie zdążyłam się napić,a już mieni mi się przed oczami pięć tortów...-odparłam powoli a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Pod tym względem trudno było nam się zorganizować,nie ustaliliśmy kto miał zamówić tort no i...tak wyszło.-Meg wzruszyła ramionami i podbiegła do mnie pierwsza ciągnąc Nialla za rękę.
-Dawaj to,Niall.-syknęła.
-Co? Aaa,ach tak,prezent...-uśmiechnął się i podał mi ładnie zapakowany kuferek.
-To tak skromnie od nas...-zaczęła,ale blondyn jej przerwał.
-Taaak...takie skromne pięćdziesiąt lakierów do paznokci,żebyś nie miała dylematu.-machnął ręką a ja wybuchnęłam śmiechem i uchyliłam wieczko kuferka.A raczej kufra.
-O mamo,tu są chyba wszystkie kolory!
-Staraliśmy się żeby żadnego nie zabrakło.-uśmiechnęła się.
-Jak dobrze pogrzebiesz to znajdziesz tam jeszcz...aauu!-jęknął bo Meg nadepnęła mu na stopę.-Co ty robisz,kobieto?!
-Deptam Cię.Miałeś nic nie mówić,Mary sama miała je znaleźć!
-Oj oj tam,nie kłóćcie się...Wooow!-wyrwało mi się kiedy zobaczyłam jak z kupki lakierów wynurza ją się przepiękne szpilki.
-Podobają Ci się?-wyszczerzył się Niall.-Sam wybierałem!-oznajmił dumnie a ja pocałowałam go w policzek.-To chyba oznacza,że tak?
-Są boskie,Horanku! Dziękuję Wam!
-Sam wybierał,co oznacza,że nie wiadomo jaki numer wziął,dlatego jak gdyby co,to można wymienić.-dodała rudowłosa,a on spojrzał na nią z poirytowaniem.
-Jak nisko ty mnie cenisz,co?-Zaczęli się kłócić a ja śledziłam ich z rozbawieniem.
-Hello,tu się czeka!-krzyknął Lou-Wypad stąd!-popchał ich ku krzesłom a Eleanor wręczyła mi wielkie pudło.-Ell,czekaj na mnie!
-No to stawaj tu obok mnie! Dobra,Mary...wszystkiego,wszystkiego najlepszego! Mamy nadzieję,że spełnią się wszystkie twoje marzenia,że ty i Zayn przetrwacie ze sobą już bez większych kłótni...
-Dobra,kobieto przejdź do prezentu!-przerwał jej Louis a my obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Widzisz jak on mną kieruje?-westchnęła.-Okej,a więc pierwszy prezent masz już na sobie..-tu wskazała na moją sukienkę.
-A drugi jest w pudełku.Mamy nadzieję,że przyda się kiedyś tobie i twoim dzieciakom,siostrzyczko.
-Jeszcze nie planowałam ciąży,braciszku,ale to bardzo miłe,dzięki!-zaśmiałam się i pozwoliłam im się ucałować.Następni w kolejce byli uśmiechnięci od ucha do ucha Danielle i Liam,którzy wygłosili mi tak wspaniałe życzenia,że popłakałyśmy się przy tym obydwie,a Liam przytulił nas do siebie równocześnie i położył na mojej dłoni pudełeczko w którym był prześliczny komplet złotej biżuterii.Jak tylko otarłyśmy łzy,Payne zabrał swoją ukochaną a przede mną stanął Harry z...tortem,jakąś reklamówką i butelką piwa w ręce.
-Oo, to już ja...-mruknął.-Ja...ja jestem sam.
-Widzę,widzę Haroldzie.-powiedziałam,ale on puścił to mimo uszu.
-Jestem sam,bo nie miałem z kim przyjść.Nie mam dziewczyny,ani żony...wszystko jest do dupy,czuję się jak jakaś,hik!..przyzwoitka...-lamentował i koło niego szybko pojawił się Zayn.
-Styles,może oddasz mi już tą butelkę,co?-spytał i zaczął wyrywać mu napój z ręki.
-NIEEE! Odejdź! Zostaw mnie,hik!..w spokoju!!-wydarł się i popchał go do tyłu,a Malik tylko spojrzał na mnie bezradnie i przepraszająco.
-Harry,ty jesteś kompletnie pijany...-poklepałam go po ramieniu.
-No to co! Tylko to mi,hik!.zostało...Oo-okej,to ja może...do życzeń przejdę,czy coś...
-Nie musisz...
-Ale ja chcę...To najlepszego...no i sto,hik!..lat! Tu masz...tu masz ten no,tort ode mnie i prezent...-wręczył mi reklamówkę i ciasto do ręki tak nie zgrabnie,że o mało co go nie zrzuciłam.-Nie zdążyłem zapakować,sorry.-dodał,pocałował mnie w usta z czego i ja i Zayn się zdziwiliśmy,a potem upijając spory łyk usiadł obok Louisa,który był pogrążony w rozmowie z Liamem.
-Mam skopać mu za to tyłek?-spytał Malik a ja uśmiechnięta pokiwałam głową.
-Biedaczek,jeszcze tego by mu było trzeba.
-Dobra dobra,taki biedny to on nie jest.Ale przejdźmy do Ciebie...-odchrząknął.-Ja tam się na tych życzeniach co prawda nie znam...
-...i mówi to człowiek,który słynie ze swych wspaniałych,złotych myśli?
-Eee...no powiedzmy,że nie jestem dziś na tyle twórczy żeby powiedzieć coś sensownego...i na razie w prezencie ode mnie taki tam bukiecik róż i tort,który czeka razem z innymi na stole.-powiedział jakby trochę zdenerwowany.-A reszta niespodzianki później.-pocałował mnie czule w usta i położył do moich stóp wielki kosz czerwonych róż.
-I to ma być mały bukiecik?!-uniosłam brew a on tylko wzruszył ramionami.-Dziękuję,kochanie.Ale powiedz mi,czym ty się tak denerwujesz?
-Ja? Niczym.-odparł.
-Trzęsą Ci się ręce.
-Po prostu...zdałem sobie sprawę jacy już starzy jesteśmy...Ty 18,mi niedługo styknie 20...
-To nie było zbyt przekonywujące,ale dziękuję za starania.Mam nadzieję,że nic się nie stało.-pocałowałam go w policzek,odłożyłam wszystkie prezenty na kupkę po czym dołączyliśmy do reszty.
-A oto te nasze słynne torty!-zawołała Danielle-Musisz przyjrzeć im się z bliska,specjalnie je podpisaliśmy.
Pochyliłam się nad stołem i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.Wszystkie były tak cudowne...tak...nierealne! I w ogóle nie wyglądały na torty.
-I to naprawdę da się zjeść? O mamo,już czuję te 20 kg więcej!-zawołałam i wszyscy się zaśmialiśmy.
Tak prezentowały się torty:
Od Nialla i Meggie:

Od Zayna:

Od Harry'ego:
Od Louisa i Eleanor:

I od Liama z Danielle:

-Słyszeliśmy,że zaczęłaś już tęsknić za Londynem.-szepnęła mi do ucha Danielle a ja z szerokim uśmiechem pokiwałam głową.
-Jejku...jesteście niesamowici...te cuda są niesamowite! Jest tutaj wszystko co kocham,więc po co wygłupialiście się z prezentami?
-Bo to..twoje urodziny,hik!..no nie?-spytał Harry jakby zastanawiając się nad tym co powiedzieć.
-Tak tak Harry,dziś są urodziny Mary.-westchnęła El patrząc na niego z politowaniem.-Lou,może powinieneś zabrać stąd ten alkohol,co?-szepnęła do swojego chłopaka,a Harry jakby z obawy,że ktoś będzie chciał zabrać mu jego skarb,porwał ze stołu kolejną butelkę i schował pod koszulkę.
Reszta dnia minęła nam na wspaniałej atmosferze.Śmialiśmy się,śpiewaliśmy i oczywiście jedliśmy te pyszne torty.Widać było,że Zayn znowu był beztroski i uśmiechnięty,jednak kiedy zaczęło się ściemniać,ten zniknął gdzieś na pół godziny i kiedy wrócił znowu był podenerwowany.

-Już czas,Zayn?-spytała Danielle,która właśnie bawiła się moimi włosami.Mulat pokiwał głową.
-Czas na co?-zaciekawiłam się.
-Czas na moją niespodziankę...Chodź,Mary.-wyciągnął do mnie dłoń a ja pomachałam reszcie,którzy uśmiechali się do mnie i nie wiedzieć czemu pokazywali Zaynowi,że trzymają kciuki.
-Tylko nie mdlej tam,chłopie!-zawołał Lou a ja zmrużyłam brwi.
-Aaa,a gdzie oni...hik!..idą? I czemu my,hik!,nie idziemy z nimi?!-usłyszeliśmy jeszcze oburzony głos Harry'ego.Odpowiedzi udzielonej przez Eleanor już nie usłyszałam bo Zayn pociągnął mnie na dwór.Szliśmy jakieś dziesięć minut brzegiem po piasku nie odzywając się do siebie słowem,aż w końcu dotarliśmy do...przecudownego miejsca.

-O kurcze...-wypaliłam.
-Podoba Ci się?
-Tu jest...obłędnie...
-Cieszę się.-uśmiechnął się lekko.-Nasz jest ten pierwszy.-pociągnął mnie do stolika i odsunął krzesło abym usiadła.
-Od kiedy ty jesteś taki szarmancki,hm?-puściłam mu oczko a on zachichotał.
-Nie powiedziałem Ci jeszcze tego,ale wyglądasz dzisiaj po prostu oszałamiająco pięknie.-pochylił się nad stołem i ucałował moją dłoń.
-Dziękuję.Ty też całkiem całkiem.
Po krótkiej rozmowie pojawił się u naszego boku kelner podając nam lodowe desery,które ku mojemu zaskoczeniu płonęły ogniem.
-Woow,one...płoną..I skąd one się tu wzięły,przecież jeszcze nic nie zamówiliśmy!
-Byłem tu godzinkę temu i poprosiłem o co nie co...-brunet machnął ręką a ja zaskoczona pokiwałam głową.
-Czym jeszcze mnie dzisiaj zadziwisz?
-Smacznego.-ominął moje pytanie i zabraliśmy się do jedzenia.Po godzinie rozmów i popijania czerwonego wina,Zayn przysunął się do mnie.
-Coś się stało?
-Wiesz,kochanie mam...mam takie dziwne przeczucie...-zaczął.
-Jakie przeczucie?
-Że powinniśmy zapamiętać ten moment do końca życia,że będzie to moment,który będziemy opowiadać naszym wnukom.
-Co masz na myśli?-spytałam a serce zaczęło mi mocniej bić.I wtedy to się stało.Zayn odsunął krzesło,uklęknął przy mnie,wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko po czym otworzył je i zdenerwowany odetchnął głęboko.
-Wyjdziesz za mnie?
Na początku poczułam się tak jakby coś ciężkiego uderzyło mnie w głowę.Następnie...następnie moje oczy napełniły się łzami,serce zaczęło walić jak szalone,a ja zdawałam się nie mieć kompletnego pojęcia co się w okół mnie dzieje.
-Pośpiesz się dziewczyno,ja nie jestem przyzwyczajony do takiej pozycji!-usłyszałam jego głos i dopiero wtedy to do mnie dotarło.Nie wiedzieć czemu jego słowa tak bardzo mnie rozbawiły,że aż wybuchnęłam śmiechem.
-Ja...Zayn...o matko...TAK! Oczywiście,że tak!!-wrzasnęłam a on uradowany,z ulgą na twarzy złapał mnie w swoje ramiona i nie wypuścił aż do momentu kiedy przy naszym stoliku pojawili się nasi przyjaciele.


Ta daaam! Tak ważny w życiu moment,chłopcy się cieszą,a czy wy też się cieszycie? ^^ Haha,no dobra może z deczka się wczułam.Piszcie jak wam się podoba,bo w końcu to końcówki!!
Moment zaręczyn napisałam na podstawie opisu znalezionego na necie,który już od dawna mi się podobał.
Dziękuję wszystkim komentującym,czytającym,obserwującym no i...KOCHAM WAS!