-Witaj w domu,Zayn...-mruknąłem do siebie wysiadając z samolotu.Uwielbiałem Bradford,w końcu tam się urodziłem i tam miałem rodzinę..ale to właśnie w Londynie czułem,że jestem we właściwym miejscu.Czekali już na mnie na lotnisku.Meggie,Niall,Harry,Louis i Eleanor.A więc Liam i Danielle musieli być przy niej...
-Cześć stary,jak tam podróż?-spytał Harry i przywitałem się z męską częścią ekipy.Kiedy Meggie podeszła do mnie,uśmiechnęła się blado po czym zawiesiła na mojej szyi.Myślałem,że wybuchnę płaczem.
-Dobrze,że jesteś,Zayn.-szepnęła.
-Co z nią,Meg?-spytałem a ona...zawahała się.Oderwała się ode mnie po czym stanęła obok Nialla i spuściła wzrok.
-Pogorszyło się.-powiedziała smutno Eleanor.Wystarczyły tylko te dwa słowa.Przeprosiłem ich,zabrałem torbę i podbiegłem do pierwszej lepszej taksówki.
-Poczekaj! Jesteśmy samochodami!-zawołał Lou i rzucił mi kluczyki.Jak tylko je złapałem szybko wsiadłem do auta,a tuż za mną wgramolił się Lou i Eleanor.Nie czekaliśmy aż Harry do nas dojedzie tylko ruszyliśmy do szpitala najszybciej jak się dało.Po pięciu minutach byłem już pod salą gdzie czekali Liam i Danielle.Zobaczyłem ją przez szklaną szybę.Podłączona do wielu nieznanych mi aparatur po prostu spała...Nikt nie wiedziałby dlaczego ona się tutaj znajduje gdyby nie okropna bladość jej skóry i wielki brzuch.Tak...nie była sama.To już ósmy miesiąc.
-Zayn..-poderwała się Danielle i momentalnie przytuliła się do mnie,po chwili to samo zrobił Liam.
-Dziękuję,że przy niej zostaliście.-szepnąłem i wszedłem po cichu do środka.Bezszelestnie usiadłem na skraju łóżka i jedną dłonią objąłem jej rękę,podłączoną do wenflonów,a drugą położyłem na brzuchu.
Te dwa gesty wystarczyły żeby przerwać jej sen.
-Wróciłeś.-uśmiechnęła się blado choć na jej twarzy widniał ból.-Jak dzieci?
-Już tęsknią.-przyłożyłem sobie jej dłoń do ust i ucałowałem ją a ona odwzajemniła to muskając nią mój policzek.-Jak się czujesz? To znaczy...jak się czujecie?
-My czujemy się w miarę.-pogłaskała się po brzuchu.-Bywało lepiej.
-Nie mam pojęcia skąd ty bierzesz tyle uśmiechów.-przyznałem szczerze.
-A co,mam tak leżeć i się dołować? Wolę się pouśmiechać.
Wkrótce dołączyła do nas reszta i wspólnie przesiedzieliśmy z Mariną do wieczora,później kazano nam się z nią pożegnać bo ona i dziecko musieli odpocząć.Obiecałem,że przyjdę jutro.
Na całe szczęście nie musiałem być sam w domu,bo na czas ciąży,Niall i Meggie wprowadzili się do nas żeby pomóc.Kiedy my nagrywaliśmy płytę,albo wyjeżdżaliśmy w trasę,Marinie było łatwiej dzięki obecności Meg,przynajmniej zapanowały jakoś nad tymi dwoma urwisami.Gdy przewieziono ją do szpitala obiecali pomóc i mi.
-Ciesze się,że jesteście teraz ze mną.Nie chciałoby mi się wracać do pustego domu.-wyznałem a oni uśmiechnęli się i zabraliśmy się za kolacje.Następnego dnia z samego ranka odwiedziłem Mary,która przysięgła mi,że czuje się już dużo lepiej i wtedy spokojnie mogłem jechać na próbę.Kolejne dni przebiegały bez większych komplikacji.Lekarz codziennie rozmawiał ze mną nad jej stanem i trudno było cokolwiek przewidzieć...Z dnia na dzień było różnie: raz było wszystko w normie,a raz jej stan diametralnie się zmieniał.Dni mijały aż w końcu nadszedł dzień w którym mieliśmy zagrać pierwszy koncert z piosenkami z nowej płyty.Na całe szczęście nie musiałem nigdzie wyjeżdżać bo był on w Londynie.
Mijała już połowa koncertu kiedy Niall został po cichu ściągnięty ze sceny.Zauważyliśmy to z chłopakami kątem oka,ale kontynuowaliśmy skutecznie występ.Już miałem rozpoczynać moją moją solówkę kiedy Horan mi przerwał.
-Bardzo Was przepraszam,ale muszę przerwać.Zayn...zaczęło się.-podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach a ja stałem i patrzyłem na niego zdziwiony.
-Co się zaczęło?
-Twoje dziecko właśnie wychodzi na świat.
-Mary rodzi,no leć do niej,ciołku!!-zawołali jednocześnie Louis i Harry i wtedy dopiero to do mnie dotarło.Pierwsze co zrobiłem to wybałuszyłem oczy i złapałem się za głowę.
-Będę ojcem!
-Ty już jesteś ojcem,masz dwójkę dzieci!-zawołał nagle Paul wchodząc na scenę i podając mi telefon do ręki.-To telefon od twojej żony.No odbierz!
Spojrzałem na nich wszystkich zdziwionych,fanki najwyraźniej były zszokowane równie jak ja,ale wszyscy chórem zawołali żebym odebrał.Nadal nie dochodziło do mnie to co przed chwilą usłyszałem więc wziąłem tą komórkę.
-Ha..halo?-spytałem i mój głos rozbrzmiał się po całej sali.-Czemu jest takie echo...Podłączyliście moją rozmowę do głośników?!
-MALIK!-zaskrzeczał głos Mariny.-Dla twojej...wiadomości właśnie rodzę twoje trzecie...dziecko! AAAAAAA!
-Mary? Ja...o matko...
-Więc lepiej rusz dupę i przyłaź szybko do szpitala...bo jak nie...AAAAAA! TO ZABIJĘ CIĘ WŁASNYMI RĘKAMI!!!!-wrzasnęła i prawdopodobnie rzuciła telefonem bo coś huknęło.Z oddali ciągle słychać było jej okropne krzyki i uspokojenia pielęgniarek.
-NO LEĆ DO NIEJ!-krzyknął Liam a ja wcisnąłem mikrofon w ręce Hazzy i szybko wybiegłem ze sceny mijając przy tym wyszczerzony zespół.Aż do samego wyjścia towarzyszyły mi rozchodzące się oklaski fanów,ale ja nie skupiałem się na tym tylko wsiadłem szybko do samochodu,którym prędko podjechał Paul.Jak na złość na drodze zrobił się wielki korek.
-PAUL ZRÓB COŚ!!!-wrzasnąłem.
-Nie dam rady choć bym chciał! Chociaż...zapnij pasy!-jak rozkazał tak zrobiłem a ten wyminął ciężarówkę i pędem wyjechał na chodnik.Jechaliśmy tak dopóki nie było ludzi,a kiedy się pojawili wcisnęliśmy się pomiędzy pojazdy.Byliśmy już niedaleko szpitala kiedy usłyszeliśmy za sobą wycie radiowozu.
-Noo nieee....-jęknąłem i zakryłem twarz w dłoniach.-Ja pierdole,akurat dzisiaj?!
-Wysiadaj i leć,ja to załatwię.-powiedział z dziwnym spokojem.
-Serio?
-Tak tak,BIEGNIJ!
Pokiwałem głową po czym wygramoliłem się z auta i biegiem puściłem się w kierunku szpitala.Jak najszybciej dotarłem do sali,w której odbywał się poród i kiedy tam wszedłem zakręciło mi się w głowie na widok Mary,którą po głowie głaskały Eleanor i Danielle.Meggie trzymając ją za rękę wskazała żebym do niej podszedł.
-To twoje miejsce,no dalej!-zawołała a ja spojrzałem na Marinę,która gdyby tylko mogła naprawdę zabiłaby mnie swoim wzrokiem.
-SPÓŹNIŁEŚ SIĘ!!!-ryknęła a ja zdenerwowany przygryzłem dolną wargę.
-Oddychaj Mary,oddychaj...-doradziłem i sam tak zrobiłem,w przeciwieństwie do niej.-Oddychaj głęboko i...i przyj! Przyj cały czas! Pamiętasz jak to było z bliźniakami? Poradziłaś sobie świetnie!-goniłem raz z jednej i drugiej strony cały przejęty.-Przyj! Staraj się,jeszcze mocniej!
-CHCESZ ZA MNIE URODZIĆ TO DZIECKO?!-wybuchnęła cała czerwona kiedy pielęgniarka robiła jej okład na twarzy.-MYŚLISZ,ŻE CO JA ROBIĘ?
-Oj już dobrze,dobrze!-machnąłem ręką i dalej robiłem swoje.Po piętnastu minutach nawroty głowy znowu nastąpiły i to w takim stopniu,że musiałem się napić i przytrzymać stolika.
-Wszystko w porządku,tatuśku?-zapytała mnie Danielle a ja pokiwałem głową.Mary natychmiast odnalazła mnie wzrokiem.
-SPRÓBUJ MI TYLKO ZEMDLEĆ...-spiorunowała mnie wzrokiem i wtedy poczułem jak odpływam.
Rozchyliłem delikatnie powieki i ujrzałem okropnie bijące w oczy,białe światło.Otarłem oczy dłonią i wtedy zlokalizowałem swoje położenie: nadal znajdowałem się na ziemi,tyle że bliżej otwartego okna.Cały obolały wstałem rozmasowując sobie kark i wtedy ujrzałem śpiącą Mary.Chyba...chyba śpiącą.Momentalnie podbiegłem do łóżka i zaraz obok mnie pojawiła się pielęgniarka.
-Już się Pan obudził.Pańska córka została przeniesiona do sali obok,niech się Pan nie martwi,nikt jej nie porwał.-zachichotała widząc moją przerażoną minę.
-C..córka? Mam córkę?-wydukałem a ona z uśmiechem pokiwała głową.Ten gest zniknął z jej twarzy kiedy zerknęła w kierunku Mariny.
-Niestety z Pańską żoną jest bardzo źle.-szepnęła a ja podążyłem za jej wzrokiem.Mary była jeszcze bledsza niż ostatnio i wyraźnie osłabiona,wykończona.Podszedłem do niej i złapałem ją za lodowatą dłoń.
-Co jej się stało? Wyjdzie z tego?-spytałem z nadzieją w głosie a ona spojrzała na mnie smutno.
-Zrobimy co w naszej mocy.-odrzekła i wyszła z sali.Siedziałem tak wpatrując się w jej ciężki oddech kiedy do sali weszła Meggie.
-Zayn...-zaczęła powoli i zaszkliły się jej oczy patrząc na naszą dwójkę.-Mary...Mary jest strasznie słaba,ale wyjdzie z tego,zobaczysz.-zapewniła mnie i położyła rękę na moim ramieniu.
-A co jeśli nie?-zadałem to pytanie,które raniło nas wszystkich,a najbardziej mnie.
-Nie możemy myśleć w ten sposób.-załkała.-Daj jej odpocząć i choć zobaczyć małą.Ona też Cię potrzebuje.
Wtedy przypomniałem sobie o moim dziecku.Na lekko chwiejnych nogach,prowadzony przez Meg wszedłem do sali i stanąłem przy małym łóżeczku otoczonym szklaną powłoką,za którą znajdowała się moja córeczka.Na pierwszy rzut oka pomyślałem,że to Anjali pięć lat wcześniej bo rzeczywiście była identyczna.Uśmiechnąłem się kiedy jej mała rączka ścisnęła się w piąstkę.
-Jak ją nazwiecie?
-Naina.-odpowiedziałem z uśmiechem.-To po hindusku znaczy 'oczy'.
-No proszę...oczka to ona ma śliczne.Czyli tylko Harry ma w miarę normalne imię?-parsknęła a ja uniosłem brew.
-Masz coś do naszych azjatyckich imion? Obydwoje z Mary mamy stamtąd korzenie,dlatego postanowiliśmy ich tak nazwać.A Harry to kompletnie inna historia.
-Nie nie,absolutnie nic nie mam!-uniosła ręce w geście poddania się.-No właśnie,czemu Harry to Harry?
-No wiesz...Duży Harold był wtedy załamany...sama rozumiesz.-wzruszyłem ramionami.Po kilkunastu minutach wpatrywania się w córeczkę wyszliśmy na korytarz gdzie czekała cała reszta.
-Zayn...słyszeliśmy o Mary.Tak strasznie nam przykro...-zaczął Lou a ja spojrzałem na niego zaskoczony.Chyba nic się nie stało?!
-Ale z drugiej strony serdeczne gratulacje,masz kolejnego dzieciaka!-Liam szybko zmienił temat widząc moją minę.
-Dlaczego wam przykro?-ominąłem jego gratulacje.
-Pańska żona walczy o życie.-usłyszałem za sobą głos lekarza.
Widzę,że wszyscy przejęliście się tym co stało się z Mary.Muszę przyznać,że bardzo mnie to cieszy bo właśnie o to mi chodziło :) Teraz pozostaje czekać...
-Cześć stary,jak tam podróż?-spytał Harry i przywitałem się z męską częścią ekipy.Kiedy Meggie podeszła do mnie,uśmiechnęła się blado po czym zawiesiła na mojej szyi.Myślałem,że wybuchnę płaczem.
-Dobrze,że jesteś,Zayn.-szepnęła.
-Co z nią,Meg?-spytałem a ona...zawahała się.Oderwała się ode mnie po czym stanęła obok Nialla i spuściła wzrok.
-Pogorszyło się.-powiedziała smutno Eleanor.Wystarczyły tylko te dwa słowa.Przeprosiłem ich,zabrałem torbę i podbiegłem do pierwszej lepszej taksówki.
-Poczekaj! Jesteśmy samochodami!-zawołał Lou i rzucił mi kluczyki.Jak tylko je złapałem szybko wsiadłem do auta,a tuż za mną wgramolił się Lou i Eleanor.Nie czekaliśmy aż Harry do nas dojedzie tylko ruszyliśmy do szpitala najszybciej jak się dało.Po pięciu minutach byłem już pod salą gdzie czekali Liam i Danielle.Zobaczyłem ją przez szklaną szybę.Podłączona do wielu nieznanych mi aparatur po prostu spała...Nikt nie wiedziałby dlaczego ona się tutaj znajduje gdyby nie okropna bladość jej skóry i wielki brzuch.Tak...nie była sama.To już ósmy miesiąc.
-Zayn..-poderwała się Danielle i momentalnie przytuliła się do mnie,po chwili to samo zrobił Liam.
-Dziękuję,że przy niej zostaliście.-szepnąłem i wszedłem po cichu do środka.Bezszelestnie usiadłem na skraju łóżka i jedną dłonią objąłem jej rękę,podłączoną do wenflonów,a drugą położyłem na brzuchu.
Te dwa gesty wystarczyły żeby przerwać jej sen.
-Wróciłeś.-uśmiechnęła się blado choć na jej twarzy widniał ból.-Jak dzieci?
-Już tęsknią.-przyłożyłem sobie jej dłoń do ust i ucałowałem ją a ona odwzajemniła to muskając nią mój policzek.-Jak się czujesz? To znaczy...jak się czujecie?
-My czujemy się w miarę.-pogłaskała się po brzuchu.-Bywało lepiej.
-Nie mam pojęcia skąd ty bierzesz tyle uśmiechów.-przyznałem szczerze.
-A co,mam tak leżeć i się dołować? Wolę się pouśmiechać.
Wkrótce dołączyła do nas reszta i wspólnie przesiedzieliśmy z Mariną do wieczora,później kazano nam się z nią pożegnać bo ona i dziecko musieli odpocząć.Obiecałem,że przyjdę jutro.
Na całe szczęście nie musiałem być sam w domu,bo na czas ciąży,Niall i Meggie wprowadzili się do nas żeby pomóc.Kiedy my nagrywaliśmy płytę,albo wyjeżdżaliśmy w trasę,Marinie było łatwiej dzięki obecności Meg,przynajmniej zapanowały jakoś nad tymi dwoma urwisami.Gdy przewieziono ją do szpitala obiecali pomóc i mi.
-Ciesze się,że jesteście teraz ze mną.Nie chciałoby mi się wracać do pustego domu.-wyznałem a oni uśmiechnęli się i zabraliśmy się za kolacje.Następnego dnia z samego ranka odwiedziłem Mary,która przysięgła mi,że czuje się już dużo lepiej i wtedy spokojnie mogłem jechać na próbę.Kolejne dni przebiegały bez większych komplikacji.Lekarz codziennie rozmawiał ze mną nad jej stanem i trudno było cokolwiek przewidzieć...Z dnia na dzień było różnie: raz było wszystko w normie,a raz jej stan diametralnie się zmieniał.Dni mijały aż w końcu nadszedł dzień w którym mieliśmy zagrać pierwszy koncert z piosenkami z nowej płyty.Na całe szczęście nie musiałem nigdzie wyjeżdżać bo był on w Londynie.
Mijała już połowa koncertu kiedy Niall został po cichu ściągnięty ze sceny.Zauważyliśmy to z chłopakami kątem oka,ale kontynuowaliśmy skutecznie występ.Już miałem rozpoczynać moją moją solówkę kiedy Horan mi przerwał.
-Bardzo Was przepraszam,ale muszę przerwać.Zayn...zaczęło się.-podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach a ja stałem i patrzyłem na niego zdziwiony.
-Co się zaczęło?
-Twoje dziecko właśnie wychodzi na świat.
-Mary rodzi,no leć do niej,ciołku!!-zawołali jednocześnie Louis i Harry i wtedy dopiero to do mnie dotarło.Pierwsze co zrobiłem to wybałuszyłem oczy i złapałem się za głowę.
-Będę ojcem!
-Ty już jesteś ojcem,masz dwójkę dzieci!-zawołał nagle Paul wchodząc na scenę i podając mi telefon do ręki.-To telefon od twojej żony.No odbierz!
Spojrzałem na nich wszystkich zdziwionych,fanki najwyraźniej były zszokowane równie jak ja,ale wszyscy chórem zawołali żebym odebrał.Nadal nie dochodziło do mnie to co przed chwilą usłyszałem więc wziąłem tą komórkę.
-Ha..halo?-spytałem i mój głos rozbrzmiał się po całej sali.-Czemu jest takie echo...Podłączyliście moją rozmowę do głośników?!
-MALIK!-zaskrzeczał głos Mariny.-Dla twojej...wiadomości właśnie rodzę twoje trzecie...dziecko! AAAAAAA!
-Mary? Ja...o matko...
-Więc lepiej rusz dupę i przyłaź szybko do szpitala...bo jak nie...AAAAAA! TO ZABIJĘ CIĘ WŁASNYMI RĘKAMI!!!!-wrzasnęła i prawdopodobnie rzuciła telefonem bo coś huknęło.Z oddali ciągle słychać było jej okropne krzyki i uspokojenia pielęgniarek.
-NO LEĆ DO NIEJ!-krzyknął Liam a ja wcisnąłem mikrofon w ręce Hazzy i szybko wybiegłem ze sceny mijając przy tym wyszczerzony zespół.Aż do samego wyjścia towarzyszyły mi rozchodzące się oklaski fanów,ale ja nie skupiałem się na tym tylko wsiadłem szybko do samochodu,którym prędko podjechał Paul.Jak na złość na drodze zrobił się wielki korek.
-PAUL ZRÓB COŚ!!!-wrzasnąłem.
-Nie dam rady choć bym chciał! Chociaż...zapnij pasy!-jak rozkazał tak zrobiłem a ten wyminął ciężarówkę i pędem wyjechał na chodnik.Jechaliśmy tak dopóki nie było ludzi,a kiedy się pojawili wcisnęliśmy się pomiędzy pojazdy.Byliśmy już niedaleko szpitala kiedy usłyszeliśmy za sobą wycie radiowozu.
-Noo nieee....-jęknąłem i zakryłem twarz w dłoniach.-Ja pierdole,akurat dzisiaj?!
-Wysiadaj i leć,ja to załatwię.-powiedział z dziwnym spokojem.
-Serio?
-Tak tak,BIEGNIJ!
Pokiwałem głową po czym wygramoliłem się z auta i biegiem puściłem się w kierunku szpitala.Jak najszybciej dotarłem do sali,w której odbywał się poród i kiedy tam wszedłem zakręciło mi się w głowie na widok Mary,którą po głowie głaskały Eleanor i Danielle.Meggie trzymając ją za rękę wskazała żebym do niej podszedł.
-To twoje miejsce,no dalej!-zawołała a ja spojrzałem na Marinę,która gdyby tylko mogła naprawdę zabiłaby mnie swoim wzrokiem.
-SPÓŹNIŁEŚ SIĘ!!!-ryknęła a ja zdenerwowany przygryzłem dolną wargę.
-Oddychaj Mary,oddychaj...-doradziłem i sam tak zrobiłem,w przeciwieństwie do niej.-Oddychaj głęboko i...i przyj! Przyj cały czas! Pamiętasz jak to było z bliźniakami? Poradziłaś sobie świetnie!-goniłem raz z jednej i drugiej strony cały przejęty.-Przyj! Staraj się,jeszcze mocniej!
-CHCESZ ZA MNIE URODZIĆ TO DZIECKO?!-wybuchnęła cała czerwona kiedy pielęgniarka robiła jej okład na twarzy.-MYŚLISZ,ŻE CO JA ROBIĘ?
-Oj już dobrze,dobrze!-machnąłem ręką i dalej robiłem swoje.Po piętnastu minutach nawroty głowy znowu nastąpiły i to w takim stopniu,że musiałem się napić i przytrzymać stolika.
-Wszystko w porządku,tatuśku?-zapytała mnie Danielle a ja pokiwałem głową.Mary natychmiast odnalazła mnie wzrokiem.
-SPRÓBUJ MI TYLKO ZEMDLEĆ...-spiorunowała mnie wzrokiem i wtedy poczułem jak odpływam.
Rozchyliłem delikatnie powieki i ujrzałem okropnie bijące w oczy,białe światło.Otarłem oczy dłonią i wtedy zlokalizowałem swoje położenie: nadal znajdowałem się na ziemi,tyle że bliżej otwartego okna.Cały obolały wstałem rozmasowując sobie kark i wtedy ujrzałem śpiącą Mary.Chyba...chyba śpiącą.Momentalnie podbiegłem do łóżka i zaraz obok mnie pojawiła się pielęgniarka.
-Już się Pan obudził.Pańska córka została przeniesiona do sali obok,niech się Pan nie martwi,nikt jej nie porwał.-zachichotała widząc moją przerażoną minę.
-C..córka? Mam córkę?-wydukałem a ona z uśmiechem pokiwała głową.Ten gest zniknął z jej twarzy kiedy zerknęła w kierunku Mariny.
-Niestety z Pańską żoną jest bardzo źle.-szepnęła a ja podążyłem za jej wzrokiem.Mary była jeszcze bledsza niż ostatnio i wyraźnie osłabiona,wykończona.Podszedłem do niej i złapałem ją za lodowatą dłoń.
-Co jej się stało? Wyjdzie z tego?-spytałem z nadzieją w głosie a ona spojrzała na mnie smutno.
-Zrobimy co w naszej mocy.-odrzekła i wyszła z sali.Siedziałem tak wpatrując się w jej ciężki oddech kiedy do sali weszła Meggie.
-Zayn...-zaczęła powoli i zaszkliły się jej oczy patrząc na naszą dwójkę.-Mary...Mary jest strasznie słaba,ale wyjdzie z tego,zobaczysz.-zapewniła mnie i położyła rękę na moim ramieniu.
-A co jeśli nie?-zadałem to pytanie,które raniło nas wszystkich,a najbardziej mnie.
-Nie możemy myśleć w ten sposób.-załkała.-Daj jej odpocząć i choć zobaczyć małą.Ona też Cię potrzebuje.
Wtedy przypomniałem sobie o moim dziecku.Na lekko chwiejnych nogach,prowadzony przez Meg wszedłem do sali i stanąłem przy małym łóżeczku otoczonym szklaną powłoką,za którą znajdowała się moja córeczka.Na pierwszy rzut oka pomyślałem,że to Anjali pięć lat wcześniej bo rzeczywiście była identyczna.Uśmiechnąłem się kiedy jej mała rączka ścisnęła się w piąstkę.
-Jak ją nazwiecie?
-Naina.-odpowiedziałem z uśmiechem.-To po hindusku znaczy 'oczy'.
-No proszę...oczka to ona ma śliczne.Czyli tylko Harry ma w miarę normalne imię?-parsknęła a ja uniosłem brew.
-Masz coś do naszych azjatyckich imion? Obydwoje z Mary mamy stamtąd korzenie,dlatego postanowiliśmy ich tak nazwać.A Harry to kompletnie inna historia.
-Nie nie,absolutnie nic nie mam!-uniosła ręce w geście poddania się.-No właśnie,czemu Harry to Harry?
-No wiesz...Duży Harold był wtedy załamany...sama rozumiesz.-wzruszyłem ramionami.Po kilkunastu minutach wpatrywania się w córeczkę wyszliśmy na korytarz gdzie czekała cała reszta.
-Zayn...słyszeliśmy o Mary.Tak strasznie nam przykro...-zaczął Lou a ja spojrzałem na niego zaskoczony.Chyba nic się nie stało?!
-Ale z drugiej strony serdeczne gratulacje,masz kolejnego dzieciaka!-Liam szybko zmienił temat widząc moją minę.
-Dlaczego wam przykro?-ominąłem jego gratulacje.
-Pańska żona walczy o życie.-usłyszałem za sobą głos lekarza.
Widzę,że wszyscy przejęliście się tym co stało się z Mary.Muszę przyznać,że bardzo mnie to cieszy bo właśnie o to mi chodziło :) Teraz pozostaje czekać...
Jeeeeny!!!! Świeeetny jesst!!
OdpowiedzUsuńMary musi przeżyć!! Czytając ten rozdział o mało co mi serce nie stanęło!! Ale nie powiem, ponieważ uśmiałam się gdy Mary rodziła i na Zayn'a krzyczała;DD Zresztą każda kobieta tak robi gdy widzi, że mąż mdleje!! Hahah;DD
Czeeeekam na następny!!;DD
Cudowny! *_*
OdpowiedzUsuńBłagam! Nie uśmiercaj Mary! ;)
nie uśmiercaj Mary prosze
OdpowiedzUsuńo matko. no to muszę powiedzieć, że zaskoczyłaś mnie niesamowicie ! nigdy w życiu bym sie nie spodziewała takie toku wydarzeń ! jeju mam nadzieję, że Mary przeżyje nie chce żeby został wdowcem :<<<
OdpowiedzUsuńfenomenalny rozdział, ale błagam niech Mary żyje.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą szybko te dzieciaczki, już trzecie hehe ;d
Malik mówiący Mary co ma robić podczas porodu- The Best!! Harry też był świetny na filmiku, ale o opowiadaniu mowa- nie uśmiercaj Mariny!!
OdpowiedzUsuń/JustNiall
Ejj no !
OdpowiedzUsuńW takim momencie ?!
Dawaj mi kolejny !!
Rozdział superaśny <#
nieeee , nie uśmiercaj Mary : <
OdpowiedzUsuńkocham ją i jego i ciebie też .. xd
No świetny ale ja chce żeby ONA żyła!!!
OdpowiedzUsuńhttp://spotkanie-po-koncercie-1d.blogspot.com/
http://przypadkionedirection.blogspot.com/
przejęło to mało powiedziane. ja już myślałam, że ona nie żyje ! :( ale co do rozdziału, s u p e r <3 tylko niech Mery nie umiera ! niech wszystko dobrze się skończy. bez żadnych pogrzebów :) czekam na nn, wstawiaj jak najszybciej <3 pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńRozdział genialny nic dodać nic ująć, ale błagam tak jak reszta dziewczyn nie uśmiercaj Mery, ona musi przecież żyć dla Zayn'a i dla swoich dzieciaczków, a poza tym nie rób nam tego- swoim czytelniczkom i zakończ tą cudowną historię happy end'em
OdpowiedzUsuńJak możesz zostawić nas tak bez wyjaśnienia! Pisz, jakby ktoś miał ci porwać długopis! xd
OdpowiedzUsuńTy to potrafisz trzymać w napięciu :) Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny... tylko prosze cie nie uśmiercaj Mary jak wszyscy. Musi żyć dla Zayna i dala swoich dzieciaczków :)
OdpowiedzUsuńUghh, jak cię znajdę to ZADŹGAM normalnie, jak można ? Pytam jak ? Nie dość że PRAWIE zabijasz Mary, choć pewnie przeżyje inaczej ci tego nie wybaczę, to jeszcze kończysz w takim momencie. No nic tylko cię zadźgać xD.
OdpowiedzUsuńA Harry to Harry, podobny do wujka, oj podobny :D. Zayn na scenie nie wiedząc co ma zrobić - BEZCENNE - . Ahhahahhah, jaki poród w ogóle, Mary jaka straszna, tak bój się Malik, jak już będzie po wszystkim to ci Marina przywali za to że ją tak zostawiłeś, noo i nie miała na kogo krzczeć! ZAYN EGOISTO ! XDD . A tak na marginesie, to zaczynam gadać do bohaterów twojego opowiadania, wiesz ale muszeee, bo jak to tak nie mówić im co mają robić ^ ^ , to mi psyche ryje, ale to nic. RAZEM ŚPIEWAMY - Nic się nie stało, mów do nich dalej, nic się nie stała i takie tam tru tu tu tu :D
Siesiesiemaaa < 33333
Zaraz to ja cię normalnie zabiję gołymi rękami!!! No żeby w TAKIM momencie?! Oszalałaś?! Cały rozdział bardzo fajny, ale TAAAAAAAAAAAAAKI smutny!!!
OdpowiedzUsuńA teraz słuchaj!!! Mary ma przeżyć! Nie ma innego wyjścia i koniec kropka!!! A swoją drogą to twoje zakończenie jest bardzo podobne do tego z www.samemistakesstory.blogspot.com
nie znam tego bloga,nigdy wcześniej na niego nie wchodziłam więc nie mam pojęcia jakie tam jest zakończenie.wszystko na tym blogu jest wymyślone przeze mnie,bynajmniej niczego nie odgapiałam. ;)
UsuńO fuuuck! Ale będzie dziwnie jak Marina z tego nie wyjdzie. Będę płakać i płakać. :< . Nie chciałabym ci teraz pisać, że masz jej nie uśmiercać i takie tam, bo przecież to twoje opowiadanie, więc sądzę, że jeśli będziesz chciała ją uśmiercić to z jakimś celem. :) A te imiona są dziwne XD . Nawet nie wiedziałam, że Zayn ma hinduskie korzenie :o No proszę, jeszcze się nowych informacji dowiaduję. XD . No kurczę ja chcę happy end < 33
OdpowiedzUsuńMary ma hinduskie korzenie,Zayn ma pakistańskie ;) xx
Usuńale akcja, chce następny, już .
OdpowiedzUsuńKurde no. ! Genialne ale , Mary ma żyć. !
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i szkoda, że opowiadanie się kończy powoli . ;(
Wiesz że nie możesz nam tego zrobić... Mary musi żyć i nie ma innej opcji :)
OdpowiedzUsuńLitości... Mary musi zyć... już się nie moge doczekac następnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuń