poniedziałek, 30 lipca 2012

52 Rozdział

-Witaj w domu,Zayn...-mruknąłem do siebie wysiadając z samolotu.Uwielbiałem Bradford,w końcu tam się urodziłem i tam miałem rodzinę..ale to właśnie w Londynie czułem,że jestem we właściwym miejscu.Czekali już na mnie na lotnisku.Meggie,Niall,Harry,Louis i Eleanor.A więc Liam i Danielle musieli być przy niej...
-Cześć stary,jak tam podróż?-spytał Harry i przywitałem się z męską częścią ekipy.Kiedy Meggie podeszła do mnie,uśmiechnęła się blado po czym zawiesiła na mojej szyi.Myślałem,że wybuchnę płaczem.
-Dobrze,że jesteś,Zayn.-szepnęła.
-Co z nią,Meg?-spytałem a ona...zawahała się.Oderwała się ode mnie po czym stanęła obok Nialla i spuściła wzrok.
-Pogorszyło się.-powiedziała smutno Eleanor.Wystarczyły tylko te dwa słowa.Przeprosiłem ich,zabrałem torbę i podbiegłem do pierwszej lepszej taksówki.
-Poczekaj! Jesteśmy samochodami!-zawołał Lou i rzucił mi kluczyki.Jak tylko je złapałem szybko wsiadłem do auta,a tuż za mną wgramolił się Lou i Eleanor.Nie czekaliśmy aż Harry do nas dojedzie tylko ruszyliśmy do szpitala najszybciej jak się dało.Po pięciu minutach byłem już pod salą gdzie czekali Liam i Danielle.Zobaczyłem ją przez szklaną szybę.Podłączona do wielu nieznanych mi aparatur po prostu spała...Nikt nie wiedziałby dlaczego ona się tutaj znajduje gdyby nie okropna bladość jej skóry i wielki brzuch.Tak...nie była sama.To już ósmy miesiąc.
-Zayn..-poderwała się Danielle i momentalnie przytuliła się do mnie,po chwili to samo zrobił Liam.
-Dziękuję,że przy niej zostaliście.-szepnąłem i wszedłem po cichu do środka.Bezszelestnie usiadłem na skraju łóżka i jedną dłonią objąłem jej rękę,podłączoną do wenflonów,a drugą położyłem na brzuchu.
Te dwa gesty wystarczyły żeby przerwać jej sen.
-Wróciłeś.-uśmiechnęła się blado choć na jej twarzy widniał ból.-Jak dzieci?
-Już tęsknią.-przyłożyłem sobie jej dłoń do ust i ucałowałem ją a ona odwzajemniła to muskając nią mój policzek.-Jak się czujesz? To znaczy...jak się czujecie?
-My czujemy się w miarę.-pogłaskała się po brzuchu.-Bywało lepiej.
-Nie mam pojęcia skąd ty bierzesz tyle uśmiechów.-przyznałem szczerze.
-A co,mam tak leżeć i się dołować? Wolę się pouśmiechać.
Wkrótce dołączyła do nas reszta i wspólnie przesiedzieliśmy z Mariną do wieczora,później kazano nam się z nią pożegnać bo ona i dziecko musieli odpocząć.Obiecałem,że przyjdę jutro.
Na całe szczęście nie musiałem być sam w domu,bo na czas ciąży,Niall i Meggie wprowadzili się do nas żeby pomóc.Kiedy my nagrywaliśmy płytę,albo wyjeżdżaliśmy w trasę,Marinie było łatwiej dzięki obecności Meg,przynajmniej zapanowały jakoś nad tymi dwoma urwisami.Gdy przewieziono ją do szpitala obiecali pomóc i mi.
-Ciesze się,że jesteście teraz ze mną.Nie chciałoby mi się wracać do pustego domu.-wyznałem a oni uśmiechnęli się i zabraliśmy się za kolacje.Następnego dnia z samego ranka odwiedziłem Mary,która przysięgła mi,że czuje się już dużo lepiej i wtedy spokojnie mogłem jechać na próbę.Kolejne dni przebiegały bez większych komplikacji.Lekarz codziennie rozmawiał ze mną nad jej stanem i trudno było cokolwiek przewidzieć...Z dnia na dzień było różnie: raz było wszystko w normie,a raz jej stan diametralnie się zmieniał.Dni mijały aż w końcu nadszedł dzień w którym mieliśmy zagrać pierwszy koncert z piosenkami z nowej płyty.Na całe szczęście nie musiałem nigdzie wyjeżdżać bo był on w Londynie.

Mijała już połowa koncertu kiedy Niall został po cichu ściągnięty ze sceny.Zauważyliśmy to z chłopakami kątem oka,ale kontynuowaliśmy skutecznie występ.Już miałem rozpoczynać moją moją solówkę kiedy Horan mi przerwał.
-Bardzo Was przepraszam,ale muszę przerwać.Zayn...zaczęło się.-podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach a ja stałem i patrzyłem na niego zdziwiony.
-Co się zaczęło?
-Twoje dziecko właśnie wychodzi na świat.
-Mary rodzi,no leć do niej,ciołku!!-zawołali jednocześnie Louis i Harry i wtedy dopiero to do mnie dotarło.Pierwsze co zrobiłem to wybałuszyłem oczy i złapałem się za głowę.
-Będę ojcem!
-Ty już jesteś ojcem,masz dwójkę dzieci!-zawołał nagle Paul wchodząc na scenę i podając mi telefon do ręki.-To telefon od twojej żony.No odbierz!
Spojrzałem na nich wszystkich zdziwionych,fanki najwyraźniej były zszokowane równie jak ja,ale wszyscy chórem zawołali żebym odebrał.Nadal nie dochodziło do mnie to co przed chwilą usłyszałem więc wziąłem tą komórkę.
-Ha..halo?-spytałem i mój głos rozbrzmiał się po całej sali.-Czemu jest takie echo...Podłączyliście moją rozmowę do głośników?!
-MALIK!-zaskrzeczał głos Mariny.-Dla twojej...wiadomości właśnie rodzę twoje trzecie...dziecko! AAAAAAA!
-Mary? Ja...o matko...
-Więc lepiej rusz dupę i przyłaź szybko do szpitala...bo jak nie...AAAAAA! TO ZABIJĘ CIĘ WŁASNYMI RĘKAMI!!!!-wrzasnęła i prawdopodobnie rzuciła telefonem bo coś huknęło.Z oddali ciągle słychać było jej okropne krzyki i uspokojenia pielęgniarek.
-NO LEĆ DO NIEJ!-krzyknął Liam a ja wcisnąłem mikrofon w ręce Hazzy i szybko wybiegłem ze sceny mijając przy tym wyszczerzony zespół.Aż do samego wyjścia towarzyszyły mi rozchodzące się oklaski fanów,ale ja nie skupiałem się na tym tylko wsiadłem szybko do samochodu,którym prędko podjechał Paul.Jak na złość na drodze zrobił się wielki korek.
-PAUL ZRÓB COŚ!!!-wrzasnąłem.
-Nie dam rady choć bym chciał! Chociaż...zapnij pasy!-jak rozkazał tak zrobiłem a ten wyminął ciężarówkę i pędem wyjechał na chodnik.Jechaliśmy tak dopóki nie było ludzi,a kiedy się pojawili wcisnęliśmy się pomiędzy pojazdy.Byliśmy już niedaleko szpitala kiedy usłyszeliśmy za sobą wycie radiowozu.
-Noo nieee....-jęknąłem i zakryłem twarz w dłoniach.-Ja pierdole,akurat dzisiaj?!
-Wysiadaj i leć,ja to załatwię.-powiedział z dziwnym spokojem.
-Serio?
-Tak tak,BIEGNIJ!
Pokiwałem głową po czym wygramoliłem się z auta i biegiem puściłem się w kierunku szpitala.Jak najszybciej dotarłem do sali,w której odbywał się poród i kiedy tam wszedłem zakręciło mi się w głowie na widok Mary,którą po głowie głaskały Eleanor i Danielle.Meggie trzymając ją za rękę wskazała żebym do niej podszedł.
-To twoje miejsce,no dalej!-zawołała a ja spojrzałem na Marinę,która gdyby tylko mogła naprawdę zabiłaby mnie swoim wzrokiem.
-SPÓŹNIŁEŚ SIĘ!!!-ryknęła a ja zdenerwowany przygryzłem dolną wargę.
-Oddychaj Mary,oddychaj...-doradziłem i sam tak zrobiłem,w przeciwieństwie do niej.-Oddychaj głęboko i...i przyj! Przyj cały czas! Pamiętasz jak to było z bliźniakami? Poradziłaś sobie świetnie!-goniłem raz z jednej i drugiej strony cały przejęty.-Przyj! Staraj się,jeszcze mocniej!
-CHCESZ ZA MNIE URODZIĆ TO DZIECKO?!-wybuchnęła cała czerwona kiedy pielęgniarka robiła jej okład na twarzy.-MYŚLISZ,ŻE CO JA ROBIĘ?
-Oj już dobrze,dobrze!-machnąłem ręką i dalej robiłem swoje.Po piętnastu minutach nawroty głowy znowu nastąpiły i to w takim stopniu,że musiałem się napić i przytrzymać stolika.
-Wszystko w porządku,tatuśku?-zapytała mnie Danielle a ja pokiwałem głową.Mary natychmiast odnalazła mnie wzrokiem.
-SPRÓBUJ MI TYLKO ZEMDLEĆ...-spiorunowała mnie wzrokiem i wtedy poczułem jak odpływam.

Rozchyliłem delikatnie powieki i ujrzałem okropnie bijące w oczy,białe światło.Otarłem oczy dłonią i wtedy zlokalizowałem swoje położenie: nadal znajdowałem się na ziemi,tyle że bliżej otwartego okna.Cały obolały wstałem rozmasowując sobie kark i wtedy ujrzałem śpiącą Mary.Chyba...chyba śpiącą.Momentalnie podbiegłem do łóżka i zaraz obok mnie pojawiła się pielęgniarka.
-Już się Pan obudził.Pańska córka została przeniesiona do sali obok,niech się Pan nie martwi,nikt jej nie porwał.-zachichotała widząc moją przerażoną minę.
-C..córka? Mam córkę?-wydukałem a ona z uśmiechem pokiwała głową.Ten gest zniknął z jej twarzy kiedy zerknęła w kierunku Mariny.
-Niestety z Pańską żoną jest bardzo źle.-szepnęła a ja podążyłem za jej wzrokiem.Mary była jeszcze bledsza niż ostatnio i wyraźnie osłabiona,wykończona.Podszedłem do niej i złapałem ją za lodowatą dłoń.
-Co jej się stało? Wyjdzie z tego?-spytałem z nadzieją w głosie a ona spojrzała na mnie smutno.
-Zrobimy co w naszej mocy.-odrzekła i wyszła z sali.Siedziałem tak wpatrując się w jej ciężki oddech kiedy do sali weszła Meggie.
-Zayn...-zaczęła powoli i zaszkliły się jej oczy patrząc na naszą dwójkę.-Mary...Mary jest strasznie słaba,ale wyjdzie z tego,zobaczysz.-zapewniła mnie i położyła rękę na moim ramieniu.
-A co jeśli nie?-zadałem to pytanie,które raniło nas wszystkich,a najbardziej mnie.
-Nie możemy myśleć w ten sposób.-załkała.-Daj jej odpocząć i choć zobaczyć małą.Ona też Cię potrzebuje.
Wtedy przypomniałem sobie o moim dziecku.Na lekko chwiejnych nogach,prowadzony przez Meg wszedłem do sali i stanąłem przy małym łóżeczku otoczonym szklaną powłoką,za którą znajdowała się moja córeczka.Na pierwszy rzut oka pomyślałem,że to Anjali pięć lat wcześniej bo rzeczywiście była identyczna.Uśmiechnąłem się kiedy jej mała rączka ścisnęła się w piąstkę.
-Jak ją nazwiecie?
-Naina.-odpowiedziałem z uśmiechem.-To po hindusku znaczy 'oczy'.
-No proszę...oczka to ona ma śliczne.Czyli tylko Harry ma w miarę normalne imię?-parsknęła a ja uniosłem brew.
-Masz coś do naszych azjatyckich imion? Obydwoje z Mary mamy stamtąd korzenie,dlatego postanowiliśmy ich tak nazwać.A Harry to kompletnie inna historia.
-Nie nie,absolutnie nic nie mam!-uniosła ręce w geście poddania się.-No właśnie,czemu Harry to Harry?
-No wiesz...Duży Harold był wtedy załamany...sama rozumiesz.-wzruszyłem ramionami.Po kilkunastu minutach wpatrywania się w córeczkę wyszliśmy na korytarz gdzie czekała cała reszta.
-Zayn...słyszeliśmy o Mary.Tak strasznie nam przykro...-zaczął Lou a ja spojrzałem na niego zaskoczony.Chyba nic się nie stało?!
-Ale z drugiej strony serdeczne gratulacje,masz kolejnego dzieciaka!-Liam szybko zmienił temat widząc moją minę.
-Dlaczego wam przykro?-ominąłem jego gratulacje.
-Pańska żona walczy o życie.-usłyszałem za sobą głos lekarza.

Widzę,że wszyscy przejęliście się tym co stało się z Mary.Muszę przyznać,że bardzo mnie to cieszy bo właśnie o to mi chodziło :) Teraz pozostaje czekać...

sobota, 28 lipca 2012

51 Rozdział

złap mnie za rękę i chodź. pójdziemy tam gdzie nikt nas nie znajdzie. pozostaniemy razem.

6 lat później...

| Zayn |
Nie ma to jak świeże,wieczorne powietrze...Ogólnie nie ma to jak przechadzać się ciemnymi uliczkami Bradford,co najważniejsze: W SPOKOJU.Ooo tak,od dawna mi tego brakowało.
Jednak kiedy jest się ojcem,tak długo zaznać tej przyjemności nie można,dlatego korzystałem z tego póki mogłem i nie zastanawiając się kupiłem mrożoną kawę,zapaliłem papierosa i rozkoszowałem się samotnością...Nie minęło dziesięć minut odkąd wyszedłem,a już po mnie dzwonili.
-Zayn? Gdzie ty jesteś? Nawet nie zauważyłam kiedy wyszedłeś z domu! Wracaj szybko,twoja mama zaraz tu będzie,chce z tobą porozmawiać.-usłyszałem jak zwykle szybki głos teściowej.-Harold,zostaw te cukierki,za chwilę będzie kolacja!
-Dobrze mamo,zaraz będę...-westchnąłem i prędko się rozłączyłem.Odkąd nie ma w domu Mariny dzieci szaleją jeszcze bardziej niż dotąd.O ile można.
Chcąc nie chcąc,musiałem wracać.Po kilku minutach z powrotem byłem pod domem teściów więc szybko wyrzuciłem papierosa,odetchnąłem głęboko ostatni raz i wkroczyłem do tej...dziczy.
-AAAAAAA! Zostaw! Zostaw moje walkoczyki! Powiem o wsystkim tacie!
-Nie powies bo go nie ma!
-Ale moge zadzwonić!
-Nie,bo nie znasz numelu!
-Co z tego,babcia Trisha mi da!
-Ale ty jesteś glupia....
-Sam jesteś glupi!
-Ty glupsza!
-Nie,bo ty!
-Anjali,Harry przestańcie wreszcie!!-usłyszałem to wszystko jak tylko przekroczyłem próg przedpokoju.Skoro tak dobrze było słychać co oni wyprawiają już tutaj,to co musi się dziać w salonie...
-Ale to wsystko jego wina,babciuu!-Anjali wskazała paluchem na brata,a ten udawał,że nie wie o co chodzi.
-Moja? Powaznie? Chyba musialaś mnie z kimś pomylić.
-Nie plawda! Babciu,on klamie!
-Jakze bym mógl oklamywać wlasną siostlę,kochana babciu?
-Oh,Harry nie bądź już taki czarujący jak twój ojciec chrzestny.-powiedziała a ja się zaśmiałem na samo wspomnienie o Harrym.Harrym Stylesie.
-No dobra,a więc co się tu dzieje?-spytałem wchodząc do salonu.
-Mój ojciec szestny jest w pozo,co nie tato?-Harry podleciał do mnie i przybił mi żółwika jak mieliśmy już to w zwyczaju,natomiast Anjali gdzieś zniknęła.
-No jasne,że tak.Ale powiedz mi teraz gdzie jest twoja siostra?
-Uciekla na góre,pewnie znowu lyczy na balkonie.-wzruszył ramionami a ja zachichotałem.
-Czy wy kiedykolwiek się dogadacie?
-To bardzo wątpliwe,Zayn.-w rozmowę jak zwykle wtrąciła się matka Mary.
-Też tak myślę,mamo.-powiedziałem i ruszyłem na górę.Tak jak podejrzewał Harry,Anjali siedziała na balkonie przytulona do misia i pochlipywała patrząc na bijący księżyc.
-Nawet nie wiesz jak bardzo przypominasz mi teraz twoją matkę...-zacząłem a ona aż podskoczyła.-Też zawsze przychodziła tu kiedy była smutna,też uwielbiała patrzyć w księżyc..no,może z wyjątkiem tego misia.-połaskotałem ją w bródkę a ona zachichotała.-Ale ten śmiech...jest identyczny.Jesteś bardzo do niej podobna,wiesz?-usiadłem obok niej.
-Za to Harry jest baldzo podobny do Ciebie.Skoda tylko,ze jest taki glupi!
-Wyrośnie z tego.Obydwoje wyrośniecie w tak zaskakującym tempie,że nawet się nie postrzeżecie.A po za tym...ja wcale nie byłem lepszy w jego wieku.
-Juz wspólczuje cioci Doniyah.-westchnęła.
-Ooo tak...jej to szczególnie uwielbiałem dopiec...-zaśmiałem się przypominając sobie dzieciństwo.-Ale kiedyś będziecie się z tego śmiać,uwierz mi.-otarłem łzy z jej policzka a ona wgramoliła mi się na kolana.
-Kocham Cię,tato.
-Ooo jakie to słodkie!-parsknąłem a ona obróciła się do mnie twarzą i zmrużyła brwi.
-Wies co powinieneś telaz odpowiedzieć! Ucylam Cię tego!
-Uczyłaś? Nie możliwe,nic sobie nie przypo...
-Taaatoo!
-Oj,tylko się z tobą droczę.-wyszczerzyłem zęby.-Dobrze wiesz,że bardzo Cię kocham.-przytuliłem ją do siebie mocno.Zaskakujące było to,że nawet jej włosy pachniały tak jak włosy Mary...
-Ale baldzo blakuje mi mamy...
-Mnie też,skarbie...mnie też...-westchnąłem i zacząłem gładzić ją po włosach.Nie minęło dziesięć minut jak mała zasnęła,więc wziąłem ją delikatnie na ręce i odstawiłem do łóżka.Byłoby wszystko idealnie,gdyby nie krzyki teściowej z dołu.Anjali momentalnie otworzyła oczy i widząc moją przerażoną minę przyłożyła palec do ust.
-Spoko tato,splóbuję zasnąć jeszcze laz.Uściskaj ode mnie babcię Tlishę,dobla?
-Dobla.-zaśmiałem się i zszedłem na dół.
-Zayn,synu! Jak ja dawno Cię nie widziałam! Na ile przyjechałeś? No i gdzie masz Anjali?-momentalnie zostałem zasypany pytaniami ze strony mojej matki.
-Cześć mamo.-uściskałem ją i popatrzyłem jej prosto w oczy.-Te uściski z dedykacją od małego śpiocha.-wskazałem na samą górę schodów gdzie prawdopodobnie skradała się Anjali.I nie myliłem się,po sekundzie zaczęły posyłać sobie oczka dopóki mała nie ziewnęła i babcia nie zagoniła jej do łóżka.-Jutro wracam z powrotem.
-Co? Dlaczego tak szybko?
-Koniec urlopu,trzeba wracać do pracy.Mamy teraz strasznie dużo roboty,trzeba nagrać wszystkie piosenki jeszcze raz,niedługo premiera nowej płyty.
-Dzieci zostają tutaj?
-Taak,muszę zostawić je w Bradford,inaczej nie poradziłbym sobie z tym wszystkim.Wybacz mi,że nie zostawiam ich u Ciebie,ale ty i tak masz pewnie niezłe zoo w domu.Doniyah przyjechała?
-A no przyjechała,dzieciaki ponoć stęskniły się za nami choć i tak całe dnie spędzają to przed telewizorem to przed komputerem...
-Nie dziw się,takie właśnie jest nasze nowe pokolenie.Mało kto pamięta teraz o starej,dobrej piłce czy przesiadywaniu na podwórku od rana do wieczora.
-Pseprasam barrdzo,ale ja pamiętam!-odezwał się Harry a ja się uśmiechnąłem.
-No tak,ty może akurat wyrośniesz na ludzi.
-A właśnie Harry!-mama złapała go jak próbował czmychnąć na górę.-Słyszałam,że masz nową dziewczynę.Opowiesz mi o niej?
-Ooj babciu,skoda gadać...-machnął ręką.-To byla jedna,wielka pomylka.Zerwalem z nią po tym jak odbylem powazną rozmowę z wujkiem Harrym.
Spojrzała na niego zaskoczona a ja nie mogąc się powstrzymać wybuchnąłem śmiechem.
-Ja chyba zabronię Ci się z nim spotykać!-wskazałem na niego palcem.-Ma na Ciebie zły wpływ! A teraz zmykaj do łóżka,Anjali już pewnie zasnęła.
-Nie będę z nią spał.-powiedział wychodząc po schodach.
-Będziesz i bez gadania.
-Nie będę.Pójdę do wujka Joe'go.
-Wiesz,że Joe późno wróci.Nie będziesz bał się spać samiuśki jak palec w ciemnym pokoju?-uniosłem brew a on zastanowił się na chwilę.
-No dobra,pójdę do niej ale ostatni raz! I robię to tylko dla Ciebie,zebyś się o nią nie martwił.Będzie w dobrych rękach.-zapewnił mnie i uciekł a my z mamą zaśmialiśmy się i poszliśmy na kolację przygotowaną przez tą starszą Anjali.Niedługo potem pojawił się Charlie,mój teść i wtedy też pożegnałem się z mamą.Przespałem noc w starym pokoju Mary i z samego rana wyleciałem do Londynu.

TO NIE JEST JESZCZE OSTATNI ROZDZIAŁ - tak tylko uprzedzam wasze zapytania.
Jak wrażenia? Wesołe? Smutne? Nie wiem co będziecie o tym sądzić więc piszcie.
No i życzę wspaniałego miesiąca wakacji,który nam pozostał :)

Ps.obiecałam jednej czytelniczce Gajane,że wstawię jej rysunek:

środa, 25 lipca 2012

50 Rozdział

 Kocham go tak naprawdę mocno. Kocham go za wszystko. za to, że jest, za jego słodki uśmiech, czułe słowa. kocham go za to, że jest mój. kocham jego usta, policzki, szyję i ręce, którymi mnie przytula. kocham go za wszystko i za nic. kocham go całym sercem i nie zamierzam tego zmieniać.

Nie dałam rady w to uwierzyć...w dalszym ciągu nie dochodziło do mnie to,że jestem zaręczona.I mimo to,że skończyłam dopiero 18 lat,wiedziałam że dobrze robię...Zayn był chłopakiem z którym chciałam spędzić resztę mojego życia i wiedziałam o tym na pewno.
-Denerwujesz się?-spytał mnie gdy samochodem przemierzaliśmy drogę z lotniska,do domu Państwa Malików.Postanowiliśmy wybrać się do Bradford i przekazać dobrą nowinę naszym rodzinom jak najszybciej było to możliwe.Reszta ekipy miała zostać w LA do końca tygodnia i wszyscy mieliśmy się spotkać już w Londynie.
-Ja? Nieee,no coś ty.-skłamałam a on zachichotał i wyszedł pierwszy otwierając przede mną drzwi taksówki.-Dziękuję.Co robimy z bagażami?
-Weźmiemy je do mnie.Ale powiedz mi czy chcesz zostać tu u mnie,czy wolisz iść do rodziców?
-Myślę,że mogliby się obrazić,że jestem w Bradford i nie zostaję na noc u nich.-stwierdziłam.
-W takim razie każdy pójdzie w swoją stronę,ale najpierw się przywitajmy.-pociągnął mnie za rękę i stanęliśmy przed dużymi,śnieżnobiałymi drzwiami,które idealnie dopasowały się kolorem do leżącego wszędzie śniegu.Zayn zadzwonił na dzwonek i już po chwili drzwi otworzyły się,a w nich stanął Pan Malik.
-No nareszcie jesteście,już myśleliśmy,że coś się stało.-powiedział z uśmiechem.Uściskał się z synem,a mnie pocałował w czoło i zaprowadził w stronę kuchni gdzie czekała reszta rodziny.Wszystko w domu Malików wprost biło miłością i ciepłem rodzinnym.
-Marino,skarbie!-zawołała mama Zayna wychodząc już do przedpokoju jak tylko mnie zobaczyła a ja zachichotałam na widok jego miny.Kobieta podbiegła do mnie,ucałowała w oba policzki po czym przytuliła mocno do siebie.-Jak ja się cieszę,że mogę Cię wreszcie poznać!
-Dziękuję Pani,mnie też jest bardzo miło.-uśmiechnęłam się szeroko.
-A za swoim synem to już się nie stęskniłaś?-zapytał ironicznie brunet,a ona posłała mi znaczące spojrzenie.
-Nic się nie zmieniłeś,SYNU.-dała nacisk na ostatnie słowa po czym objęła jego twarz w dłonie.Ja w tym czasie ruszyłam do kuchni i podeszłam do trzech sióstr mojego narzeczonego,które w fartuchach pracowały nad czymś zawzięcie, odwrócone do nas tyłem.
-Cześć! Mogę wiedzieć co tak pięknie pachnie?
-AAAA!-pisnęła najstarsza z nich,Doniyah i złapała się za serce sprawiając przy tym,że zrzuciła na ziemię wielkie worek z mąką.Wszystkie naraz krzyknęłyśmy kiedy mąka wybuchnęła w powietrze obsypując wszystko dookoła,włącznie z nami.-O matko,ale mnie...wystra..wystraszyłaś!
-Wybaczcie...nie chciałam!-zawołałam i zaczęłyśmy kaszleć odganiając od siebie spadającą mąkę.
-Co się tutaj dzieje??-do pomieszczenia wbiegli Państwo Malikowie wraz synem,który jak tylko nas zobaczył wybuchnął ogromnym śmiechem.
-Dziewczyny,co wy to narobiłyście?!-Mama Zayna oparła ręce na biodrach,a ja szybko do niej podbiegłam.
-Nie nie,to wszystko moja wina,chciałam się tylko przywitać,ale nie pomyślałam,że mogą się mnie wystraszyć...-przygryzłam dolną wargę i otrzepałam włosy z mąki.-Bardzo Panią przepraszam...
-Ależ daj spokój,to przecież tylko mąką!-machnęła ręką,poklepała mnie po ramieniu po czym podeszła do dziewczyn i powiedziała,że mają to posprzątać.-Yasser,weź dzieci do salonu,ja zaraz przyniosę herbatę.
-Nie nie nie,ja muszę im pomóc posprzątać,w końcu to moja...-zaczęłam ale ona mi przerwała.
-Nie wygłupiaj się,jesteś naszym gościem!
-Gościem,który zrobił w Państwa domu niezłą rozróbę przebywając tu jedyne pięć minut.-skrzywiłam się a Zayn i jego tata zaśmiali się jednocześnie.-Muszę pomóc,inaczej zrobię coś wbrew sobie,a tego nie lubię.-dodałam i nie czekając na jej pozwolenie,wyrwałam najmłodszej Saffie miotłę z ręki i uśmiechnęłam się do niej,a ona to odwzajemniła.
-Ekhm,mamo...ja bym z nią na twoim miejscu nie dyskutował.-odparł Zayn kiedy ta już otwierała usta.-Wybacz,ale tylko ja mogę się z nią kłócić w takich czy innych sprawach.-szepnął,a ja głośno odchrząknęłam.
-SŁYSZAŁAM TO.-oznajmiłam głośno na co on i jego siostry zachichotały.
-No...no dobrze,skoro tak..-westchnęła i zaprowadziła go do salonu gdzie czekał już Pan Malik.
-Niezłe mamy przywitanie,co? A tak w ogóle to jestem Marina,ale mówcie do mnie Mary.Zayn dużo mi o was opowiadał.
-Mamy nadzieję,że same dobre rzeczy!-zawołała Saffa i przybiła mi niespodziewanie żółwika.-W takim razie wiesz,że jestem Saffa?
-Oczywiście.-wyszczerzyłam zęby.Po chwili Doniyah i Waliyah podeszły do mnie i przedstawiły mi się całując mnie przy tym w policzek.Zastanawiałam się czy wszyscy Malikowie są takimi całuśnikami?
-Ale pierwsze spotkanie rzeczywiście udane,nie ma co!-zawołała Waliyah i wszystkie parsknęłyśmy śmiechem.Po dziesięciu minutach sprzątania kuchnia z powrotem lśniła czystością,a my zadowolone przybiłyśmy sobie piątkę.Ucieszyłam się,że siostry Zayna tak szybko mnie zaakceptowały i niemalże po kilku minutach rozmawiały ze mną jakbyśmy znały się całe życie.Jak tylko odłożyłyśmy wszystko na miejsce,do pomieszczenia wkroczył Pan Yasser.
-Chcąc nie chcąc,lepiej już idźcie do salonu bo wasza matka zaraz zwariuje...-westchnął i nastawił wodę na herbatę.Spojrzałyśmy wszystkie na niego ze zdziwieniem.-No nie może pogodzić się z myślą,że dziewczyna jej jedynego synka właśnie sprząta jej kuchnię!-zawołał z przejęciem a ja się zaśmiałam.Już pokochałam tą rodzinę,była dokładnie taka jak opowiadał mi Zayn.
Saffa złapała mnie swoją malutką rączką i pociągnęła do przepięknego salonu.
-No wreszcie...siadajcie już,siadajcie.-zagoniła nas na kanapy.Ja usiadłam obok Zayna,a Saffa z jego drugiej strony.Koło mnie usiadła Waliyah.
-Błagam,odwiedzaj nas częściej!-szepnęła.
-Normalnie,gdyby Ciebie tu nie było,mama za tą mąkę zrobiłaby nam taką awanturę,że pewnie musiałybyśmy sprzątać nie tylko kuchnię,a cały dom.-dodała Doniyah a ja się zaśmiałam.
-Zrobię wszystko co w mojej mocy.Ale nie przejmujcie się,moja mama jest podobna.
Reszta dnia minęła nam bardzo przyjemnie.Popijając herbatę poznaliśmy się dużo bliżej,a później obiecałam,że pomogę przy pieczeniu pierniczków i tak też było.Gdy zapadał zmrok ustaliliśmy z Zaynem,że zaprosimy jego rodziców na wspólną kolację,a potem pójdziemy do mojego domu.
-Mamo,tato,chodźcie tu na chwilę!-zawołał ich kiedy z dziewczynami staliśmy w przedpokoju.-Słuchajcie,skoro jesteśmy już z Mary tak długo i nareszcie zjechaliśmy do Bradford,to pomyśleliśmy sobie,że może spotkalibyśmy się wszyscy? W sensie wy i rodzina Mariny.
-To świetny pomysł,kochanie,choć mu już zdążyliśmy się poznać.-powiedziała a my wybałuszyliśmy oczy.
-Jak to?
-A no tak to.Spotkałam kiedyś twoją mamę na zakupach,znałam ją już z widzenia,i zaprosiłam twoją rodzinę do nas na kolację,jakiś miesiąc temu.-wyjaśniła i pogłaskała mnie pieszczotliwie po policzku.
-Ale będzie nam bardzo miło spotkać się z nimi ponownie.-dodał z uśmiechem Pan Malik.W takim razie zaprosiliśmy ich na obiad do jednej z restauracji,pożegnaliśmy się i wyszliśmy na mroźne powietrze.
-Nareszcie sami...-westchnął.-Bardzo ich kocham i strasznie się za nimi stęskniłem...
-...ale jesteś wymęczony,tak samo jak i ja,zgadłam?
-Takk..-pochylił się nade mną i pocałował mnie czule w usta.Wtedy kątem oka zauważyliśmy cztery sylwetki kobiet tuż za firanką.Obróciliśmy się w tamtym kierunku,gdzie momentalnie zgasło światło.Zaśmialiśmy się oboje i trzymając się za ręce udaliśmy się do mnie.
Moja rodzina także wiedziała o naszym przyjeździe,ale podobnie jak Malikowie,nie miała bladego pojęcia o naszych zaręczynach.Jak tylko mama wyściskała nas po piętnaście razy i próbowała przekonać na świeże racuchy prosto z piekarnika,mieliśmy zamiar powiedzieć im o wspólnej kolacji.
-Nie marudź mi tu Mary,tylko weź przykład z Zayna i zjadaj te racuchy.-wskazała na niego nakładając mi na talerz.Mulat rzeczywiście wcinał jak się dało,a ja tylko patrzyłam na niego z podziwem.Dopiero co najedliśmy się kurczakiem i pierniczkami.
-Tato,macie na jutro jakieś plany?-spytałam.
-Nie,skarbie,a co?
-No to już macie.Zapraszamy was na małą kolację z rodziną Zayna.Jutro damy wam znać jeszcze gdzie.Pasuje wam o 18?
-Jak najbardziej.-uśmiechnął się tajemniczo.Mam nadzieję,że nie podejrzewa o co chodzi...

| Meggie |
-Nieee no,bez jaj,mamy tu siedzieć jeszcze dwa dni? Tu są nudy! NU-DY!-jęknęłam przeskakując pilotem z programu na program.
-No a co masz zamiar robić w Londynie?-Niall uniósł brew,a ja spojrzałam na niego dobitnie.
-Nadrabiać szkolne zaległości.Zwiałam stamtąd na drugi koniec świata!
-Aa..no..twoja szkoła...-mruknął Liam i podrapał się po głowie.-O tym nie pomyśleliśmy...
-Mówiłam.Kilka razy.
-Co? Niby kiedy?-do rozmowy wtrącił się Lou.
-Jakieś piętnaście razy,ale nie wiedzie o tym dlatego,że nikt nigdy mnie nie słucha!-poderwałam się i skierowałam w kierunku łazienki.
-Oczywiście,że Cię słuchamy...-powiedział leniwie Horan i przejął po mnie pilota.Wychodząc z salonu minęłam się w drzwiach z Harrym.
-Co ona mówiła?-spytał wskazując na mnie a ja warknęłam poirytowana i trzasnęłam drzwiami jak najmocniej się dało.
-Auuuaaa! Nie tak mocno,wciąż jeszcze boli mnie głowa!!-krzyknął a ja wściekła wyciągnęłam swój telefon i zadzwoniłam do Mary.Przegadałyśmy chyba z pół godziny,kiedy do łazienki zaczęła dobijać się Danielle.
-Meggie? Mogłabyś wyjść? Muszę umyć włosy,a Lou kąpie się u góry i mnie nie wpuści.Śpiewając udaje,że mnie nie słyszy...-westchnęła a ja pożegnałam się z przyjaciółką i rozłączając się otworzyłam zamek w drzwiach.-Dzięki,jesteś moją dłużniczką.
-Nie ma za co.-mruknęłam.-I żeby nie było...na Ciebie i El się nie wściekam.
-Dobrze wiedzieć.-puściła mi oczko,a ja z lekkim uśmiechem wspięłam się na górę po schodach.Na swoim łóżku zastałam Nialla,Liama i Harry'ego.
-A wy co,nie macie gdzie spać?
-Ty tu nie owijaj w bawełnę tylko mów co Mary Ci powiedziała.
-Ach...no nic,dojechali po południu,zaprosili swoje rodziny na kolacje i przed chwilą się rozeszli,każdy do swoich domów.Jak na razie podobno nikt niczego nie podejrzewa.Całe szczęście,że wtedy na plaży nie było paparazzich bo wtedy ich niespodzianka by nie wypaliła.Ogólnie myśli,że ich rodzice nie będą mieli nic przeciwko,bo sami się pobierali w młodym wieku...To chyba tyle,tak w skrócie.-zakończyłam swój monolog na jednym wdechu a oni pokiwali głowami.
-A mogłabyś jeszcze raz,tylko ciut wolniej?-poprosił Harry,a ja wzdychając rzuciłam w niego poduszką.
-Wypad z mojego pokoju Styles,wróć jak do końca wytrzeźwiejesz.
-Ja już jestem trzeźwy! Po prostu...mam kaca...małego.-dodał po czym urażony udał się do swojej sypialni.Po chwili to samo zrobił Liam,a Niall zajął łazienkę jak tylko wyszła z niej Danielle.Bowiem Louis nie wyszedł ze swojej aż do północy.

| Mary |
To już dziś.Jak my im to powiemy...nie mam pojęcia.Nie śpię już od dwóch godzin,tylko leżę i zastanawiam się...zastanawiam się nad reakcją moich rodziców.Nie powinno być źle,no ale cóż...
-Zayn? Śpisz?-szepnęłam do słuchawki telefonu leżąc nadal w łóżku.
-Mary...jest 6 nad ranem...myślisz,że co ja teraz mogę robić jak nie spać?-usłyszałam jego zaspany głos.
-No tak,ale myślałam,że ty też tak jak ja nie możesz spać.Bo widzisz,strasznie się boję.
-Czego się boisz?
-No bo widzisz...Ja mam dopiero osiemnaście lat.Osiemnaście lat i już mam zamiar wyjść za mąż! Oni popadną w jakiś szok,mama to chyba dostanie zawału! No i nigdy nie wiadomo co z twoimi rodzicami,przecież z tego co mi mówiłeś wywnioskowałam,że oni do spraw rodzinnych podchodzą bardzo poważnie.I co jeśli się nie zgodzą? Jeśli narobią nam obciachu większego niż...Halo? Zayn,jesteś tam?
-Yhm...
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Yhm...-powtórzył i zachrapał cichutko.
-ZAAAAAYN!!-wrzasnęłam i coś gruchnęło.
-Auua,kobieto,przez Ciebie spadłem z łóżka!!-zawołał a ja zachichotałam.
-Dzięki za pomoc,pa!-cmoknęłam wysyłając mu całuska i rozłączyłam się.Mimo że wyrzuciłam z siebie to co leżało mi na sercu (i mimo tego,że Zayn mnie nie słuchał) wcale nie poczułam się dużo lepiej i i tak nie zasnęłam.Około ósmej usłyszałam,że mama już krząta się po kuchni więc pośpiesznie ubrałam się w coś wygodnego i już miałam zejść na dół kiedy w oczy rzuciły mi się zdjęcia ze ślubu moich rodziców znajdujące się na szafce w ich pokoju.Delikatnie uchyliłam drzwi i weszłam do środka.Moja mama...wyglądała wtedy cudownie.Nie zmieniła się za bardzo od tego czasu.Z pewnością to był jeden z najszczęśliwszych dni w jej życiu.

-Dzień dobry,mamo.-przywitałam się i ucałowałam ją w policzek.Jak cudownie było znów się z nią widzieć i zaczynać dzień tak jak kiedyś.
-Ooo,Mary,a ty już nie śpisz?
-Nie mogłam spać..To pewnie dlatego,że przespaliśmy caluśki lot samolotem.-skłamałam i zaczęłam nasypywać sobie płatki do miski.
-No pewnie tak.Słuchaj kochanie,rozmawiałam wczoraj z twoim ojcem i zgodnie stwierdziliśmy żebyś zaprosiła do nas Zayna i jego rodzinę do nas,będzie nam wszystkim wygodniej.A po za tym oni zapraszali nas już do siebie,więc teraz nasza kolej.
-To bardzo miłe,ale przedyskutuję o tym z Zaynem i damy Ci znać.-powiedziałam i wzięłam się za jedzenie.Malik jak tylko się obudził zadzwonił do mnie już w pełni świadomy a ja przedstawiłam mu propozycję mamy,a jemu wyraźnie się to spodobało.W takim razie nie zostało nic innego jak tylko poinformowanie jego rodziców i przygotowanie posiłków.To pierwsze miał załatwić Zayn,a drugim zajęłam się ja z mamą.O godzinie 17 było już wszystko gotowe,cały dom wysprzątany,więc nie pozostało nam nic innego jak tylko się przyszykować.Na całe szczęście zdążyłam z makijażem i pokręceniem włosów jak tylko przybył Zayn z rodzicami i siostrami.
-Ślicznie Ci w tej sukience.-szepnął mi do ucha kiedy na moment zostaliśmy sami.Nie był to jednak długi moment bo zaraz pojawiła się przy nas Trisha.(wygląd Trishy i Doniyah)
-Mary,kochana,zjawiskowo dzisiaj wyglądasz!-zawołała z zachwytem. 
-Dziękuję bardzo,ale i tak daleko mi do Pani.-uśmiechnęłam się do niej szeroko.
Po wspólnie zjedzonym obiedzie Zayn spojrzał na mnie znacząco a ja pokiwałam głową.Wstał,poprosił o chwilę ciszy,złapał mnie za rękę i odchrząknął.
-Zaprosiliśmy was wszystkich tutaj dzisiaj żeby ogłosić wam...Mary i ja...Ja i Mary...zamierzamy i pragniemy się pobrać.-powiedział i pogładził mnie delikatnie palcem po dłoni żeby dodać mi otuchy.Czułam się wtedy chyba jeszcze gorzej niż w dniu zaręczyn,serce waliło mi tak mocno,że myślałam o tym czy za chwile nie wyrwie mi się z piersi...Ale nie wyrwało.Przy stole zawrzały okrzyki i oklaski,moja mama i Trisha momentalnie się popłakały i złapały nas w objęcia,a mój tata jak i tata Zayna uściskali siebie nawzajem po czym wznieśli toast.Gdy wyściskaliśmy się już wszyscy,co do jednego,głos zabrał mój ojciec.
-To wspaniały moment...szczerze mówiąc,zastanawialiśmy się kiedy wreszcie nam o tym powiecie.
-Jak to?-powiedzieliśmy w tym samym momencie.-Wiedzieliście?
-No w prawdzie nie do końca,ale podejrzewaliśmy to już odkąd zadzwoniliście,że przyjeżdżacie.Oboje.
-A potem zapraszacie na wspólną kolacje...-dodał Yasser.
-A ja od początku wiedziałem,że to wisi w powietrzu.-skwitował Joe a ja uśmiechnęłam się do niego.Byłam przeszczęśliwa,pragnęłam tego ślubu coraz bardziej,z minuty na minutę,z sekundy na sekundę...Anjali i Trisha płakały przez cały czas.Na początku starałam nie zwracać na to uwagi,ale kiedy Donyiah i Walyiah zrobiły to samo,zaraziłam się od nich.Wszystkie w pięć płakałyśmy do tej pory aż Zayn nie pozbierał swojej rodziny i nie wyprowadził na zaśnieżoną ulicę.Jeszcze swojej rodziny...a wkrótce NASZEJ.
I jak wam się podoba? Może nie wyszedł mi najlepszy,ale był tu niezbędny :) Cieszę się,że do samego
końca jesteście ze mną i będzie mi bardzo przykro kończyć bo właściwie dopiero teraz uświadomiłam sobie,że tylu osobom się to podoba.Zaczynając to opowiadanie czytała to tylko moja przyjaciółka Sabina(odpowiednik Meggie ^^ zapraszam na jej bloga: KLIK.) a teraz...gały wychodzą mi za każdym razem kiedy patrzę na statystyki :) Jesteście niesamowici i za to:


Ps.Jedna z was poprosiła mnie żebym dodawała jakieś tam przypomnienia z poprzednich rozdziałów.Przepraszam ale nie będę tak robić z dwóch powodów: a) wydaje mi się to takie trochę podobne do serialów,które mają po tysiące odcinków i przypominają żeby ludzie w niczym się nie pogubili xD b) i tak zostało niewiele do końca,więc to by nie miało sensu. ;)

Ps.2 BARDZO Was zapraszam na moje pozostałe blogi,chciałabym żeby tam też was przybywało!
- Forgive me my weakness
- Unusual Direction

sobota, 21 lipca 2012

49 Rozdział

a potem, ta decyzja przyszła tak nagle, że nie było odwrotu ani zastanawiania się, ani wyboru, ani zgody, ani niezgody, wszystko działo się tak, jakby od zawsze byli razem i od zawsze znali swoje ciała i dusze.
Niestety...następnego dnia wcale nie spędziliśmy tak jak to zaplanowaliśmy.Wszystko wydarzyło się niemalże w jednym momencie.Pierwsze dostaliśmy wiadomość,że Danielle i Eleanor wybrały się do nas wcześniejszym lotem,ale z powodu awaryjnego lądowania doleciały jedynie do Phoenix.Liam i Lou nie czekali na nic tylko pojechali na lotnisko aby dostać się do nich jak najszybciej,a że Meggie zaoferowała im swoją pomoc-zabrali ją ze sobą.Niestety kiedy tylko wzbili się w powietrze pierwszym lepszym lotem,do Nialla zadzwonił manager zespołu oznajmiając,że koniecznie muszą się spotkać.Nie był zadowolony kiedy blondyn przekazał mu,że została ich tylko trójka,a tym bardziej nie spodziewał się,że na spotkanie ma zamiar przybyć tylko dwójka: Niall i Zayn.Pech chciał,że Harry'ego złapała grypa żołądkowa akurat dziesięć minut przed jego telefonem.
-O maamo...bolii..booooli!-jęknął i złapał mnie za rękę zginając się przy tym z bólu.Spojrzałam na niego ze współczuciem,a Horan i Malik chodzili w tę i we w tę zastanawiając się co robić.
-To wy biegnijcie,a ja...no...no dobra,ja z nim zostanę.-westchnęłam kiedy Harry zerknął na mnie błagalnie.
-Och,dziękuję dziękuję dziękuję!-zawołał całując mnie po rękach-Kocham Cię!
-No hola hoola,nie zapędziłeś się troszeczkę?-wyrwało się Zaynowi a ja i Niall uśmiechnęliśmy się do siebie znacząco.Hazza podniósł się powoli nadal ściskając moją rękę.
-Nie zapędziłem.Ja ją kocham!-zawołał po raz drugi patrząc prosto w oczy Zayna.Zastanawiałam się czy Styles nie ma czasem gorączki.
-Masz szczęście,że jesteś chory,inaczej już bym Ci przywalił.
-I myślisz,że ja...-zaczął Harry ale ja stanęłam pomiędzy nimi.
-Dajcie spokój! Harry,to bardzo miłe z twojej strony,że mnie kochasz...
-Mary!-krzyknął z oburzeniem Malik.
-...ale na miłość Boską,Zayn on ma gorączkę i sam nie wie co bredzi!-dotknęłam Styles'owego czoła.-Więc teraz jedźcie już,a ja się nim zajmę.Trzeba zbić tą gorączkę.
-Dziękuuję.Chodź Mary,legniemy sobie w łóżku.-powiedział spokojnie Harry i jak gdyby nigdy nic pociągnął mnie za rękę.Mina Zayna była wtedy bezcenna.
-Niall,trzymaj mnie i powtarzaj,że on...
-Tak tak Zayn,Hazza nie jest w pełni świadomy tego co mówi.Chodź już.
-Mary,a czy mogłabyś przynieść mi coś do picia? I najlepiej jakąś tabletkę,strasznie chce mi się wymiotować choć ból brzucha jakby zelżał...
-No...nie wiem czy coś tu mam,ale dobra...-powiedziałam powoli i podniosłam się,a on złapał mnie za rękę.
-A! I jak już idziesz to może weźmiesz też coś na ząb? Najlepiej coś lekkostrawnego,może owoce?
-Nie za bardzo wczułeś się w tą rolę w iCarly?-uniosłam brew,ale on zignorował moje pytanie.
-Albo marchewki! Lou kupił wczoraj marchewki! Pokroisz mi je tak jak on zawsze to robi?
-Jak sobie życzysz.-odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem i oddaliłam się w kierunku kuchni wywracając przy tym oczami.Zauważyłam kontem oka jak Niall pcha Zayna do wyjścia i zachichotałam.
Jak tylko wróciłam do salonu,Harry zdążył już rozłożyć kanapę i ustawić ją dokładnie naprzeciwko wielkiego telewizora.Nie wiem jakim cudem i na jakich siłach,ale założył prześcieradło i przywlekł swoją pościel.''Czuję,że czeka mnie dłuuugi dzień...''-pomyślałam i postawiłam owoce wraz z marchewkami na stoliku obok łóżka.Gdy odwróciłam się w kierunku Harry'ego zauważyłam,że jest cały rozpalony.
-O matko,Harry,jesteś cały gorący!-krzyknęłam przerażona jak tylko dotknęłam jego twarzy.
-No wiem bo...bo mi gorąco i...okropnie się czuję...-jęknął.
-Masz,wypij tą tabletkę,może nawet lepiej weź dwie...-przygryzłam dolną wargę.-Jak to nie pomoże to nie mam pojęcia co robić...
-Spokojnie,wszystko będzie..doobrze..Może to po prostu nadszedł mój czas...
-Co ty wygadujesz? Nawet się nie wygłupiaj...
-Możesz położyć się obok mnie? Teraz jest mi strasznie...strasznie ziiimno...
-Ja...jasne.-wślizgnęłam się pod kołdrę a on wtulił się do mnie jak małe dziecko do swojej mamusi.Czułam jak po jego ciele chodzą dreszcze,a już po chwili moje uszy dobiegło ciche pochrapywanie.Zasnął na dobrych kilka godzin wciąż we mnie wtulony.Widać było jak jego stan gwałtownie się zmienia: raz twarz była zimna i blada,a raz rozpalona i gorąca.Wieczorem zdawało się być już znacznie lepiej.Całe szczęście,że miałam przed sobą telewizor bo inaczej umarłabym z nudów.Około godziny 21 gdy na dworze zrobiło się już ciemno,Loczek otworzył oczy i mocno się rozciągnął.
-Ooo...już późno....Jak długo spałem?
-Jakiś...-tu spojrzałam na lewą rękę na której powinien znajdować się zegarek.No właśnie,POWINIEN.-...cały dzień...-westchnęłam i ziewnęłam.Zdążyłam tylko rozruszać pod pierzyną kości,jak Harry objął mnie w pasie i położył swoją głowę na mojej piersi.Po chwili znowu cicho pochrapywał.
-No super...miałam ten dzień spędzić sam na sam ze swoim ukochanym,a tymczasem wylądowałam w łóżku z jego najlepszym przyjacielem...-powiedziałam sama do siebie i w tym momencie usłyszałam głos Zayna.
-Czy ja o czymś nie wiem?-spytał i ściągając po drodze buty położył się obok.-Czemu on jest tak blisko? I...czemu,do licha,on tuli się do twojej piersi?!-uniósł brew,a Niall skradający się z tyłu z kanapką aż się zakrztusił.
-Taak,ja też tak uważam,Niall.-parsknęłam a on kiedy się wreszcie uspokoił uśmiechnął się do mnie i pokiwał głową.Nie zwracając na nic uwagi wyłożył się na moich nogach.
-Nie przejmuj się Zayn,mam jeszcze jedną pierś.-uspokoiłam go i sama wybuchnęłam śmiechem na własne słowa.Po chwili to samo zrobił Horan,a Zayn nadal niezbyt zadowolony,położył się podobnie jak Hazza,tyle że z drugiej strony.Po chwili sam zasnął,mrucząc pod nosem co zrobi Harry'emu jak ten tylko wróci do siebie.Dzięki Bogu Niall był pełen energii i umilił mi ten czas,w którym nawet nie miałam jak się ruszyć.
Nie wiem ja długo rozmawialiśmy,ale gdy usnęłam musiało być naprawdę późno.Rano obudziły mnie głosy osób,które ewidentnie znajdowały się tuż obok nas.
-O,Mary już wstaje.-usłyszałam głos Eleanor i momentalnie byłam na nogach.Mimo że odrzuciłam kołdrę na Nialla i podeptałam zarówno Styles'a jak i Malika,nie udało się ich obudzić.
-Elka!-zawołałam i rzuciłam jej się w ramiona,a rozbawiona Danielle dołączyła do nas.
-Wszystkiego najlepszego,wariatko!-krzyknęły jednocześnie a ja wybałuszyłam oczy.
-Co jest,Mary?
-Nie mów,że zapomniałaś!
-O mamo...to już dzisiaj! No tak,no przecież...-złapałam się za głowę-To wszystko przez to,że nie ma tu śniegu! Jejku,dziękuję wam,co za niespodzianka...-zaśmiałam się sama do siebie a one poczochrały mnie po i tak już potarganych włosach.Resztę poranka spędziłyśmy samotnie nad brzegiem morza: Ja,Meggie,Danielle i Eleanor,ponieważ kiedy tylko obudził się Zayn zarządził aby nie było mnie w domu dopóki on mnie nie zawoła.
-No dzięki,ale to moje urodziny i mój dom i ty każesz mi...-zaczęłam jak dowiedziałam się o jego zarządzeniu ale on przerwał mi zatykając moje usta swoją dłonią.
-Ja też Cię kocham,ale teraz spadaj.-pocałował mnie w czoło i wywalił za drzwi.Na szczęście dziewczyny do mnie doszły i wspólnie obijałyśmy się na plaży.
-Musimy założyć dzisiaj sukienki.-mruknęła Eleanor gdy leżałyśmy na piasku.
-A czemu tak?-spytała Meggie.
-A bo tak.Fajnie będzie.
Ja tylko zachichotałam i z powrotem pogrążyłam się w zamyśleniu.Nie mogłam uwierzyć,że mam już 18 lat...pamiętam jak dopiero co kończyłam swoje 13 urodziny...Ostatni raz w domu,ostatni raz z rodziną,ostatni raz jako normalna dziewczyna...Moje rozmyślenia przerwał Zayn,który pojawił się ni stąd ni zowąd stając specjalnie nade mną i zasłaniając słońce.
-Ekhm ekhm..-odchrząknął,a ja go zignorowałam.-Ekhm ekhm...
-Zasłaniasz mi słońce.
-Słońce? Oooch,jak ty ślicznie do mnie mówisz.Dziękuję gwiazdeczko.-powiedział a dziewczyny wybuchnęły śmiechem widząc moją minę.
-No bardzo śmieszne.
-Oj,no nie gniewaj się już,Maaary..-ukucnął przy mnie.-Dzisiaj są twoje urodziny,a ty chcesz się kłócić?
-Nie chcę.Ale mnie wkurzyłeś!
-Dlatego dzisiaj ci to zrekompensuję.A teraz chodź,urządziliśmy Ci skromne przyjęcie.-chwycił moją dłoń i pociągnął nas w kierunku domu.Zanim weszłyśmy na taras gdzie to wszystko miało się odbywać,El zaciągnęła nas na górę przypominając o sukienkach.
-Nie bardzo wiem,którą założyć...-westchnęłam i wyłożyłam się na łóżku.Nie minęła nawet minuta jak dziewczyna rzuciła mi na twarz jedną ze swoich kiecek.

-W tej będzie Ci ładnie.Ale lepiej się pośpiesz,bo tylko my zostałyśmy na górze.
Chcąc nie chcąc zwlekłam się i skierowałam do łazienki.Tam w miarę pośpiesznie nałożyłam na siebie ubranie pożyczone od dziewczyny Louisa,przyozdobiłam się jeszcze kolczykami i nałożyłam makijaż.
-No i co o tym sądzisz,Elea...-przerwałam bo nigdzie jej nie zauważyłam.-El? Jesteś tu?-Cisza.-Cuudnie...dobra,weź się już nie przejmuj tylko złaź na dół,w końcu to tylko urodziny...-westchnęłam i zeszłam po schodach mówiąc sama do siebie.-W sumie to to jest bardzo dziwne,zawsze lubiłam obchodzić swoje urodziny...
-Mary,nie gadaj już tyle do siebie tylko chodź już na ten taras!-usłyszałam głos Meggie i skierowałam się ku szklanym drzwiom.Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to prześlicznie przystrojona w balony i serpentyny weranda,a następnie stół pełen smakołyków,na którym górowały torty.Zaraz zaraz....ale czemu do licha było ich tu pięć?
-To dziwne,bo jeszcze niczego nie zdążyłam się napić,a już mieni mi się przed oczami pięć tortów...-odparłam powoli a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Pod tym względem trudno było nam się zorganizować,nie ustaliliśmy kto miał zamówić tort no i...tak wyszło.-Meg wzruszyła ramionami i podbiegła do mnie pierwsza ciągnąc Nialla za rękę.
-Dawaj to,Niall.-syknęła.
-Co? Aaa,ach tak,prezent...-uśmiechnął się i podał mi ładnie zapakowany kuferek.
-To tak skromnie od nas...-zaczęła,ale blondyn jej przerwał.
-Taaak...takie skromne pięćdziesiąt lakierów do paznokci,żebyś nie miała dylematu.-machnął ręką a ja wybuchnęłam śmiechem i uchyliłam wieczko kuferka.A raczej kufra.
-O mamo,tu są chyba wszystkie kolory!
-Staraliśmy się żeby żadnego nie zabrakło.-uśmiechnęła się.
-Jak dobrze pogrzebiesz to znajdziesz tam jeszcz...aauu!-jęknął bo Meg nadepnęła mu na stopę.-Co ty robisz,kobieto?!
-Deptam Cię.Miałeś nic nie mówić,Mary sama miała je znaleźć!
-Oj oj tam,nie kłóćcie się...Wooow!-wyrwało mi się kiedy zobaczyłam jak z kupki lakierów wynurza ją się przepiękne szpilki.
-Podobają Ci się?-wyszczerzył się Niall.-Sam wybierałem!-oznajmił dumnie a ja pocałowałam go w policzek.-To chyba oznacza,że tak?
-Są boskie,Horanku! Dziękuję Wam!
-Sam wybierał,co oznacza,że nie wiadomo jaki numer wziął,dlatego jak gdyby co,to można wymienić.-dodała rudowłosa,a on spojrzał na nią z poirytowaniem.
-Jak nisko ty mnie cenisz,co?-Zaczęli się kłócić a ja śledziłam ich z rozbawieniem.
-Hello,tu się czeka!-krzyknął Lou-Wypad stąd!-popchał ich ku krzesłom a Eleanor wręczyła mi wielkie pudło.-Ell,czekaj na mnie!
-No to stawaj tu obok mnie! Dobra,Mary...wszystkiego,wszystkiego najlepszego! Mamy nadzieję,że spełnią się wszystkie twoje marzenia,że ty i Zayn przetrwacie ze sobą już bez większych kłótni...
-Dobra,kobieto przejdź do prezentu!-przerwał jej Louis a my obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Widzisz jak on mną kieruje?-westchnęła.-Okej,a więc pierwszy prezent masz już na sobie..-tu wskazała na moją sukienkę.
-A drugi jest w pudełku.Mamy nadzieję,że przyda się kiedyś tobie i twoim dzieciakom,siostrzyczko.
-Jeszcze nie planowałam ciąży,braciszku,ale to bardzo miłe,dzięki!-zaśmiałam się i pozwoliłam im się ucałować.Następni w kolejce byli uśmiechnięci od ucha do ucha Danielle i Liam,którzy wygłosili mi tak wspaniałe życzenia,że popłakałyśmy się przy tym obydwie,a Liam przytulił nas do siebie równocześnie i położył na mojej dłoni pudełeczko w którym był prześliczny komplet złotej biżuterii.Jak tylko otarłyśmy łzy,Payne zabrał swoją ukochaną a przede mną stanął Harry z...tortem,jakąś reklamówką i butelką piwa w ręce.
-Oo, to już ja...-mruknął.-Ja...ja jestem sam.
-Widzę,widzę Haroldzie.-powiedziałam,ale on puścił to mimo uszu.
-Jestem sam,bo nie miałem z kim przyjść.Nie mam dziewczyny,ani żony...wszystko jest do dupy,czuję się jak jakaś,hik!..przyzwoitka...-lamentował i koło niego szybko pojawił się Zayn.
-Styles,może oddasz mi już tą butelkę,co?-spytał i zaczął wyrywać mu napój z ręki.
-NIEEE! Odejdź! Zostaw mnie,hik!..w spokoju!!-wydarł się i popchał go do tyłu,a Malik tylko spojrzał na mnie bezradnie i przepraszająco.
-Harry,ty jesteś kompletnie pijany...-poklepałam go po ramieniu.
-No to co! Tylko to mi,hik!.zostało...Oo-okej,to ja może...do życzeń przejdę,czy coś...
-Nie musisz...
-Ale ja chcę...To najlepszego...no i sto,hik!..lat! Tu masz...tu masz ten no,tort ode mnie i prezent...-wręczył mi reklamówkę i ciasto do ręki tak nie zgrabnie,że o mało co go nie zrzuciłam.-Nie zdążyłem zapakować,sorry.-dodał,pocałował mnie w usta z czego i ja i Zayn się zdziwiliśmy,a potem upijając spory łyk usiadł obok Louisa,który był pogrążony w rozmowie z Liamem.
-Mam skopać mu za to tyłek?-spytał Malik a ja uśmiechnięta pokiwałam głową.
-Biedaczek,jeszcze tego by mu było trzeba.
-Dobra dobra,taki biedny to on nie jest.Ale przejdźmy do Ciebie...-odchrząknął.-Ja tam się na tych życzeniach co prawda nie znam...
-...i mówi to człowiek,który słynie ze swych wspaniałych,złotych myśli?
-Eee...no powiedzmy,że nie jestem dziś na tyle twórczy żeby powiedzieć coś sensownego...i na razie w prezencie ode mnie taki tam bukiecik róż i tort,który czeka razem z innymi na stole.-powiedział jakby trochę zdenerwowany.-A reszta niespodzianki później.-pocałował mnie czule w usta i położył do moich stóp wielki kosz czerwonych róż.
-I to ma być mały bukiecik?!-uniosłam brew a on tylko wzruszył ramionami.-Dziękuję,kochanie.Ale powiedz mi,czym ty się tak denerwujesz?
-Ja? Niczym.-odparł.
-Trzęsą Ci się ręce.
-Po prostu...zdałem sobie sprawę jacy już starzy jesteśmy...Ty 18,mi niedługo styknie 20...
-To nie było zbyt przekonywujące,ale dziękuję za starania.Mam nadzieję,że nic się nie stało.-pocałowałam go w policzek,odłożyłam wszystkie prezenty na kupkę po czym dołączyliśmy do reszty.
-A oto te nasze słynne torty!-zawołała Danielle-Musisz przyjrzeć im się z bliska,specjalnie je podpisaliśmy.
Pochyliłam się nad stołem i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.Wszystkie były tak cudowne...tak...nierealne! I w ogóle nie wyglądały na torty.
-I to naprawdę da się zjeść? O mamo,już czuję te 20 kg więcej!-zawołałam i wszyscy się zaśmialiśmy.
Tak prezentowały się torty:
Od Nialla i Meggie:

Od Zayna:

Od Harry'ego:
Od Louisa i Eleanor:

I od Liama z Danielle:

-Słyszeliśmy,że zaczęłaś już tęsknić za Londynem.-szepnęła mi do ucha Danielle a ja z szerokim uśmiechem pokiwałam głową.
-Jejku...jesteście niesamowici...te cuda są niesamowite! Jest tutaj wszystko co kocham,więc po co wygłupialiście się z prezentami?
-Bo to..twoje urodziny,hik!..no nie?-spytał Harry jakby zastanawiając się nad tym co powiedzieć.
-Tak tak Harry,dziś są urodziny Mary.-westchnęła El patrząc na niego z politowaniem.-Lou,może powinieneś zabrać stąd ten alkohol,co?-szepnęła do swojego chłopaka,a Harry jakby z obawy,że ktoś będzie chciał zabrać mu jego skarb,porwał ze stołu kolejną butelkę i schował pod koszulkę.
Reszta dnia minęła nam na wspaniałej atmosferze.Śmialiśmy się,śpiewaliśmy i oczywiście jedliśmy te pyszne torty.Widać było,że Zayn znowu był beztroski i uśmiechnięty,jednak kiedy zaczęło się ściemniać,ten zniknął gdzieś na pół godziny i kiedy wrócił znowu był podenerwowany.

-Już czas,Zayn?-spytała Danielle,która właśnie bawiła się moimi włosami.Mulat pokiwał głową.
-Czas na co?-zaciekawiłam się.
-Czas na moją niespodziankę...Chodź,Mary.-wyciągnął do mnie dłoń a ja pomachałam reszcie,którzy uśmiechali się do mnie i nie wiedzieć czemu pokazywali Zaynowi,że trzymają kciuki.
-Tylko nie mdlej tam,chłopie!-zawołał Lou a ja zmrużyłam brwi.
-Aaa,a gdzie oni...hik!..idą? I czemu my,hik!,nie idziemy z nimi?!-usłyszeliśmy jeszcze oburzony głos Harry'ego.Odpowiedzi udzielonej przez Eleanor już nie usłyszałam bo Zayn pociągnął mnie na dwór.Szliśmy jakieś dziesięć minut brzegiem po piasku nie odzywając się do siebie słowem,aż w końcu dotarliśmy do...przecudownego miejsca.

-O kurcze...-wypaliłam.
-Podoba Ci się?
-Tu jest...obłędnie...
-Cieszę się.-uśmiechnął się lekko.-Nasz jest ten pierwszy.-pociągnął mnie do stolika i odsunął krzesło abym usiadła.
-Od kiedy ty jesteś taki szarmancki,hm?-puściłam mu oczko a on zachichotał.
-Nie powiedziałem Ci jeszcze tego,ale wyglądasz dzisiaj po prostu oszałamiająco pięknie.-pochylił się nad stołem i ucałował moją dłoń.
-Dziękuję.Ty też całkiem całkiem.
Po krótkiej rozmowie pojawił się u naszego boku kelner podając nam lodowe desery,które ku mojemu zaskoczeniu płonęły ogniem.
-Woow,one...płoną..I skąd one się tu wzięły,przecież jeszcze nic nie zamówiliśmy!
-Byłem tu godzinkę temu i poprosiłem o co nie co...-brunet machnął ręką a ja zaskoczona pokiwałam głową.
-Czym jeszcze mnie dzisiaj zadziwisz?
-Smacznego.-ominął moje pytanie i zabraliśmy się do jedzenia.Po godzinie rozmów i popijania czerwonego wina,Zayn przysunął się do mnie.
-Coś się stało?
-Wiesz,kochanie mam...mam takie dziwne przeczucie...-zaczął.
-Jakie przeczucie?
-Że powinniśmy zapamiętać ten moment do końca życia,że będzie to moment,który będziemy opowiadać naszym wnukom.
-Co masz na myśli?-spytałam a serce zaczęło mi mocniej bić.I wtedy to się stało.Zayn odsunął krzesło,uklęknął przy mnie,wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko po czym otworzył je i zdenerwowany odetchnął głęboko.
-Wyjdziesz za mnie?
Na początku poczułam się tak jakby coś ciężkiego uderzyło mnie w głowę.Następnie...następnie moje oczy napełniły się łzami,serce zaczęło walić jak szalone,a ja zdawałam się nie mieć kompletnego pojęcia co się w okół mnie dzieje.
-Pośpiesz się dziewczyno,ja nie jestem przyzwyczajony do takiej pozycji!-usłyszałam jego głos i dopiero wtedy to do mnie dotarło.Nie wiedzieć czemu jego słowa tak bardzo mnie rozbawiły,że aż wybuchnęłam śmiechem.
-Ja...Zayn...o matko...TAK! Oczywiście,że tak!!-wrzasnęłam a on uradowany,z ulgą na twarzy złapał mnie w swoje ramiona i nie wypuścił aż do momentu kiedy przy naszym stoliku pojawili się nasi przyjaciele.


Ta daaam! Tak ważny w życiu moment,chłopcy się cieszą,a czy wy też się cieszycie? ^^ Haha,no dobra może z deczka się wczułam.Piszcie jak wam się podoba,bo w końcu to końcówki!!
Moment zaręczyn napisałam na podstawie opisu znalezionego na necie,który już od dawna mi się podobał.
Dziękuję wszystkim komentującym,czytającym,obserwującym no i...KOCHAM WAS!

poniedziałek, 16 lipca 2012

Kolejne opowiadanie!

Moi kochani,chciałam was serdecznie zaprosić na mój nowy blog z opowiadaniem o naszym ulubionym One Direction: Forgive me my weakness!
Zdecydowałam się jak na razie na 1D,a co będzie z Harrym Potterem zobaczymy.Bardzo bym chciała żeby tamto opowiadanie też wam się spodobało i żeby choć część z was trwała ze mną też na tamtym blogu,jak i na Unusual Direction.Mnie też będzie przykro kończąc ze Steal Heart, ale cóż takie jest życie... ;) Jeszcze raz gorąco was zapraszam i ufam,że zostaniecie ze mną :) xxx

sobota, 14 lipca 2012

48 Rozdział

 Uśmiech to magia.Powstaje z niczego a potrafi zdziałać cuda.

 | Mary |
Następnego dnia zostaliśmy sami.Kiedy obudziliśmy się i zeszliśmy na dół,w kuchni czekała na nas karteczka z podpisami całej piątki i informacją,że ''ulatniają się na cały dzień żebyśmy mogli nacieszyć się sobą''.
-Wariaci...-westchnęłam z uśmiechem i usiadłam na kuchennym blacie.-Robisz śniadanko.
-Haha...no chciałoby się.A ty to co?
-A ja będę siedziała,przyglądała Ci się i podziwiała twoją urodę...
-Jeśli myślałaś,że mnie tym komplementem przekupisz...-zaczął i przygryzając dolną wargę objął mnie w pasie a ja się zaśmiałam.
-To mi się udało?
-A no właśnie nie!-cmoknął mnie w policzek i zabrał się za buszowanie po lodówce,a ja w tym czasie odbyłam poranną toaletę i ubrałam się.Gdy wróciłam,kuchnia i jadalnia były puste,z resztą jak pozostała część domu.Już miałam wołać Zayna,kiedy ujrzałam jego sylwetkę na tarasie.
-Dzisiaj zjemy na świeżym powietrzu.-poinformował mnie i szarmancko się uśmiechnął odsuwając przy tym dla mnie krzesło.Ja tylko wywróciłam oczami i dosiadłam się do stołu,a on kręcił się wokół niego poprawiając wszystko po kilka razy.

-Czy ty już z rana musisz paradować mi tu tak bez koszulki i demoralizować tą gołą klatą?-spytałam.
-Tak,ponieważ podczas gdy ty brałaś sobie orzeźwiający prysznic ja musiałem robić śniadanie,więc teraz masz za swoje!
-No dobra dobra.Ale siadaj już i zostaw to,wszystko jest już perfekcyjnie!-zawołałam a on uśmiechnął się delikatnie i usiadł obok mnie.-Smacznego kochanie.
-Nawzajem.-uśmiechnęłam się i zabraliśmy się za jedzenie.Widok był wprost przecudny.Za każdym razem kiedy tu przebywałam nie zwracałam uwagi na urok tego miejsca.Może potrzeba mi było do tego ukochanej osoby...albo po prostu porządnego śniadania a nie wiecznie przypalonych tostów.-W sumie to fajnie mieć takie śniadania...Ja,Zayn i jego klata.-palnęłam a on zakrztusił się jedzeniem.Gdy po kilku minutach udało mu się przywrócić do porządku spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem.
-No co?
-Weź mi już tak nie słodź,bo się zarumienię!-zachichotał a ja mu zawtórowałam.Po pochłonięciu dosłownie wszystkiego co było na stoliku (oczywiście wszystkiego co było jadalne) oparłam głowę o jego nagi tors i spojrzałam na plażę.
-Pięknie tu...
-Ooj pięknie...ale ty jesteś jeszcze piękniejsza.
-No wreszcie jakiś komplement z twojej strony!-parsknęłam a on poruszał zabawnie brwiami.
-Robiłem to specjalnie.Ale myślę,że takie komplementy wypowiadane co pewien czas są o wiele wartościowsze od tych,które powtarza się co dziesięć minut,nie uważasz?
-Oj Malik...ty,twoja klata i te twoje mądrości...-westchnęłam a on znowu się zaśmiał.
-Czyli ja nie jestem po prostu Zayn,tylko dzielę się na Zayna i jego klatę?
-Yhmm...Nie mów nic przez chwilę.Łącząc szum fal z biciem twojego serca,tuż pod moim uchem,powstaje cudowna melodia...moja ulubiona.
-I weź tu mów o rozważnych komplementach...-teatralnie wywrócił oczami po czym pocałował mnie czule w usta.-Kocham Cię...
-Ja ciebie też.
-...ale mówię Ci to tylko raz dzisiejszego dnia,więc naciesz się chwilą.-dokończył a ja zmrużyłam brwi.
-Dupek!
-Dupek i jego klata.-poprawił mnie a ja zaśmiałam się w duszy.
-A więc dupku i jego klato,lepiej idźcie się ubrać i zniknijcie mi z pola widzenia,inaczej to wy będziecie musieli posprzątać po dzisiejszym śniadaniu.
-W takim razie już nas nie ma!-poderwał się i całując mnie przelotem w policzek poleciał do łazienki.

| Meggie |
-Wiesz Niall...spotkanie Ciebie było najlepszą rzeczą w moim życiu.-powiedziałam opierając się o jego ramię.Siedzieliśmy na płocie,a dokładniej na porośniętym klifie wychodzącym na przepiękną plażę,a w tym samym czasie Harry,Louis i Liam objadali się lodami w kawiarence położonej w tym pięknym miejscu.To właśnie tutaj po raz pierwszy wybraliśmy się na spacer: ja,Niall,Marina i Zayn.Mój chłopak co po chwilę odwracał się w ich kierunku,widocznie ciągnęło go do tej ochładzającej pyszności.
-To bardzo...bardzo słodkie,ale masz dopiero siedemnaście lat,dużo czasu...przed tobą...
-No niby tak,ale i tak czuję się wspaniale,że jesteśmy razem.Nic lepszego dotychczas mi się jeszcze nie trafiło.Ale co z tego,że ja Ci to mówię skoro ty i tak mnie nie słuchasz...-westchnęłam po czym zaśmiałam się cichutko.-No leć po te lody skoro tak Cię do nich ciągnie!
-Serio? Nie będziesz zła? Oni mi takiego smaka robią jak tylko się odwrócisz...-przygryzł dolną wargę zakłopotany,nie wiedząc czy ma zostawić swoją dziewczynę dla lodów,czy też jako prawdziwy gentleman odpuścić sobie i machnąć na to ręką.-No specjalnie to robicie!-jęknął a oni wyszczerzyli zęby.
-Oj Niall,ja już się przyzwyczaiłam,że twój przypadek nie potrafi wybrać pomiędzy jedzeniem a swoją dziewczyną.-zeskoczyłam z drewnianego płotku i usiadłam obok Liama.-Ale jak już idziesz to mi też przynieś.-powiedziałam,a ten ruszył do kawiarenki z przybitą miną.
I ta mina gościła na jego twarzy już do końca dnia,dlatego zaczęło mnie to bardzo zastanawiać...W końcu nic złego i kłopotliwego się nie wydarzyło.Zagadka rozwiązała się wieczorem,tuż przed tym jak mieliśmy wejść do domu.
-Poczekaj...-odezwał się i w tym momencie przystanęłam ja,Lou,Harry i Liam.-Niee,nie wy,ona.-złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.-A wy sio!
-Pff,też mi coś...-mruknął Harry i ruszył do środka,a Liam z uśmiechem poklepał go po plecach.Gdy już zniknęli za drzwiami puścił moją rękę i spojrzał mi w oczy.
-Meggie...chcę żebyś wiedziała,że to nie jest tak,że jedzenie jest dla mnie ważniejsze od Ciebie.-zaczął a ja zachichotałam.
-A więc o to chodzi? I tylko dlatego byłeś ciągle taki przybity?
-Uświadomiłaś mi,że ja jako twój chłopak...okropnie Cię traktuję i zaniedbuję! Ale to się zmieni,obiecuję! I wiedz,że jesteś dla mnie najważniejsza pod słońcem.
-Wcale nie traktujesz mnie okropnie...udowadniasz to choćby teraz.Mogę się pochwalić jakiego romantycznego mam chłopaka,skoro mówi mi takie rzeczy nieopodal plaży,przy zachodzie słońca.-uśmiechnęłam się i położyłam dłoń na jego policzku doprowadzając do tego,że i on się uśmiechnął.-I jeśli o mnie chodzi,to jedzenie może być moja konkurentką.
-Dziękuję.-szepnął i pocałował mnie czule w usta.

| Mary |
-Już myślałam,że ta trójka was gdzieś zapodziała!-zawołałam jak tylko Meg i Niall weszli do jadalni.
-No zachowywali się dzisiaj nieznośnie,ale aż tak bardzo ich nie poniosłooo...-westchnął blondyn i z uśmiechem wziął Meggie na kolana.
-Przynajmniej nieznośnie,a nie tak jak wy,ciągle sobie słodzicie i się obściskujecie..Nie dobrze się od tego robi...-odrzekł Harry z obrzydzeniem a ja trzepnęłam go w głowę.-Auua! Za co?!
-Zachowuj się,Styles.To,że ty nie masz z kim się obściskiwać to nie znaczy,że inni mają się z tym przy tobie kryć.
-I ty Brutusie przeciwko mnie? Odezwała się ta,co pewnie robiła dzisiaj to samo.-burknął i w tym samym czasie do jadalni wszedł Zayn.
-A nie prawda,bo my dzisiaj zachowywaliśmy się całkiem przyzwoicie.I proszę mi tu nie burkać na moją dziewczynę.-też trzepnął go w loki,na co Liam wybuchnął śmiechem.
-Jak to dobrze odpocząć sobie dzisiaj z roli Daddy'ego...!-rozciągnął się i wyłożył nogi na stół.
-To świetnie,kochaniutki,ale nogi ze stołu! To nie ty wysprzątałeś dzisiaj cały dom...-przypomniałam mu.
-A co ty dzisiaj taka Matka Polka* się zrobiłaś?-Hazza uniósł brew a ja zmierzyłam go wzrokiem.
-Ten dzień miał być niby dla nas idealny,po to żebyśmy nacieszyli się sobą,jak to napisaliście...Tylko ciekawe która para chciałaby cieszyć się swoją obecnością wśród brudu,kurzu i wszędzie porozwalanych rzeczy.
-Mało tego,na naszym łóżku znaleźliśmy stare marchewki i gacie Louisa!-dodał z oburzeniem Zayn.
-A co wyście chcieli robić w łóżku w samym środku dnia?-Lou uniósł brew ale szybko wybałuszył oczy widząc dobijające spojrzenie Malika.-Aaa too! No dobra,przepraszam,że zepsułem wam upojną....-przerwał widząc tym razem moje srogie spojrzenie.-...tak,tak,już się zamykam.
-No i dlatego,że my sobie tu dzisiaj posprzątaliśmy,wy jutro znowu się ulatniacie,a my posiedzimy sobie w tej olśniewającej czystości.-uśmiechnęłam się na samą myśl jutrzejszego dnia,a Zayn zabawnie poruszał brwiami w moim kierunku.
-Dzięki Bogu,że nie ma z nami tutaj Danki i Elki,bo chyba bym zwariował...-westchnął Loczek i udał się samotnie do salonu.
-Mówimy mu,że przylatują po jutrze?-spytał Liam a Lou pokręcił głową.
-Lepiej go nie dobijajmy.

*Wiem,że nie pasuje do nich określenie Matki Polki,ale ważne że wiecie o co mi chodzi.Tym bardziej nie pasowałoby chyba Matka Brytyjka czy coś xD

No i jest ;) nie mam czasu żeby napisać kilka słów do was bo mnie zrzucają z laptopa.Dziękuję
za komentarze,jesteście kochani ;*

niedziela, 8 lipca 2012

47 Rozdział

Może i nie byłam jakoś strasznie dojrzała i idealna, ale kochałam. Kochałam cię całą swoją niedojrzałością.

Nadszedł ten dzień w którym to mój chłopak miał być wypisany ze szpitala.Mój chłopak...jak to ładnie brzmi...Tęskniłam za tym całym swoim sercem.
-A więc mamy dwa warianty...Wariant A.Dołączamy do naszych plażowiczów w boskim i słonecznym LA. Luub Wariant B.Zostajemy tutaj w boskim i zmarzniętym NY.Co wybierasz?-zapytał pakując swoje rzeczy do samochodu a ja z zaciekawieniem przyglądałam się jego sprawności fizycznej.
-Nadal nie mogę uwierzyć,że oszukiwałeś mnie z tą nogą przez tyle dni...-zacmokałam i krzyżując ręce na piersi oparłam się o maskę auta.
-No wiesz...gdyby nie to,to nie odwiedzałabyś mnie tak często.Ktoś w końcu musiał pomóc temu biednemu kalece...-wywrócił oczami po czym podszedł do mnie i zawiesił swoje dłonie na moich biodrach.
-I tak bym Cię odwiedzała,bo źle na mnie działasz.Przyciągasz jak magnez...
-Achh,jestem okropny...
-No jesteś.Ale za to Cię ko...ko..-W tym momencie się zacięłam.Miałam powiedzieć mu co dokładnie do niego czuję,tak po prostu? Sama nie byłam na sto procent pewna,a nawet jeśli to nie myślałam,że powiem mu to tak po prostu-ot tak,na szpitalnym parkingu.
-Hm?
-Kochanie popatrz,to Tom!-zawołałam zmieszana i pomachałam ręką w kierunku przyjaciela,który podszedł do nas z wielkim uśmiechem na twarzy.Zauważyłam,że Zayn jakby spochmurniał i przybliżył mnie do siebie jeszcze bardziej.
-Cześć gołąbeczki,jak miło was znowu widzieć w komplecie!
-I Ciebie też miło widzieć,Tom.-powiedział Zayn niezbyt przekonująco.
-Och,daj spokój Zayn,przecież dobrze wiesz,że między mną a Mary nigdy nic nie było,co? Przyjaźnię się z nią tak samo jak i z tobą,szkoda żeby nasze relacje popsuły się przez jakieś beznadziejne plotki.
-No właśnie,Zayn...Nie masz się o co martwić,jestem twoja.TWOJA,słyszysz?!-krzyknęłam roześmiana i poklepałam go z boku powodując przy tym,że na jego twarzy pojawił sie lekki uśmiech.
-No niech wam będzie...-westchnął-Co u Ciebie słychać?
-A w porządku,w porządku.Nie mam zbytnio czasu bo lada chwila mam samolot,wyskoczyłem tylko po coś na ząb.-wskazał na torbę pełną jedzenia.
-Wracacie do Londynu?-spytałam.
-Taaak,wszędzie dobrze,ale w domu najlepiej...Dobra,spadam bo już do mnie wydzwaniają,narazie!
-Szerokiego lotu!-zawołaliśmy.Pokiwał tylko w podzięce głową i z telefonem przy uchu popędził w kierunku lotniska,które znajdowało się niedaleko stąd.
-A więc co wybieramy?-Zayn spojrzał na mnie.
-To może dołączmy do tych wariatów,nie bądźmy tacy samolubni.



3 dni później...

-No nareszcie jesteście! Już myśleliśmy,że wolicie zostać w tym okropnym mrozie...-Meggie aż się otrzepała na wspomnienie zimy,która nawiedziła Nowy Jork.
-Ja tam do tego mrozu nic nie mam,ale za wami się stęskniłam.-obcałowałam ją po czym poszłam uściskać się z resztą.Nie ma porównania co do klimatu,który tak diametralnie się zmienił...Z tej zmiany temperatury i ciśnienia aż rozbolała mnie głowa.Muszę przyznać,że stęskniłam się za przyjaciółmi równie mocno jak za moim i Meggie domem tuż przy plaży,który podarowała nam Kelly.Wynajmowany dom chłopców już dawno został komuś odsprzedany,dlatego wszyscy osiedlili się u nas.
-Co dzisiaj robimy?-zapytał Niall
-Ja się nie ruszam z domu.Będę cały dzień wylegiwała się na kanapie w tym boskim,chłodnym saloniku...-westchnęłam i rzeczywiście wyłożyłam się tuż przed telewizorem nie słuchając ich dyskusji.Skończyło się tak,że Liam,Zayn i Lou poszli na plażę,Harry na miasto a ja z Niallem i Meggie zostaliśmy w środku.
-Wiedzieliśmy,że wasz powrót to będzie tylko kwestia czasu.-odezwał się Horan kiedy zajadaliśmy desery lodowe przygotowane przez rudowłosą.
-Masz na myśli nasz powrót tutaj czy ogólnie,do siebie?
-Ogólnie,do siebie.-powtórzył.
-Aha...no ja szczerze mówiąc nie do końca w to wierzyłam,ale dziękuję,że wy nie traciliście nadziei.
-Nie ma sprawy.Meggie,mogę dokładkę?!-krzyknął w stronę kuchni.
-Jak on może,to ja też chcę!!
-Ale ja chcę więcej!!
-Niee,ja chcę więcej!!
-Ale ja jestem jej chłopakiem!
-A ja jej przyjaciółką już od daaaaawna!
-To nie ma nic do rzeczy! Bo chłopak to chłopak...
Oprócz bezsensownej kłótni dziwne było to,że wciąż krzyczeliśmy mimo,że siedzieliśmy zaledwie metr od siebie.Moja przyjaciółka musiała się rzeczywiście na nas wkurzyć bo gdy tylko pojawiła się w salonie,zakradając się od tyłu otworzyła pudełko pełne lodów i przedzielając jego zawartość na równą połowę,wyrzuciła lody na naszą dwójkę.I wtedy się zaczęło! Wrzeszcząc i piszcząc z zimna,cali poklejeni rzuciliśmy się pędem na Meggie,ale pech chciał,że obydwoje poślizgnęliśmy się na panelach i jak dłudzy wyłożyliśmy się pod jej nogami.
-Chcieliście lody,to macie.-skwitowała po czym dumnym krokiem ruszyła do kuchni pozmywać naczynia.Nie zostało nam nic innego jak dołączenie do chłopców,dlatego jak tylko się podnieśliśmy,pobiegliśmy w kierunku plaży.Cała trójka leżała na kocu opalając się,a my nawet się z nimi nie witając wskoczyliśmy w ubraniach do wody,w biegu wyciągając z kieszeni portfele i telefony.Po kilku minutach wspólnej zabawy cali mokrzy wyłożyliśmy się na piasku przez co po chwili wyglądaliśmy jak kotlety w panierce.
-Na mózg wam padło?-nasze zachowanie skwitował nie kto inny jak Lou a my uśmiechnięci i zmęczeni tylko pokiwaliśmy głowami.Czułam jak moje powieki coraz to wolniej opadają i opadają...aż w końcu zamknęły się i zmorzył mnie głęboki sen.Było to niezwykłe ukojenie dla mojej migreny.Gdy obudziłam się po kilku godzinach było już całkowicie ciemno.Nadal leżałam na piasku,z tym wyjątkiem,że przykryta kocem a u mego boku znajdował się Zayn podziwiający fale obijające się o brzeg.
-Ooo mamo,czuję jak wszystko mnie boli...-jęknęłam i pomału się podniosłam.-Jak długo tu jesteś?
-Odkąd zasnęłaś.Słuchaj Mary,musimy porozmawiać...-wyprostował się i usiadł na przeciwko mnie.Przestraszył mnie ton i powaga jego głosu.Widziałam,że toczy zawziętą walkę z myślami i już podejrzewałam co chce mi powiedzieć.-Zakochałem się.
-Och...-poczułam jak serce staje mi w miejscu a do oczu napływają łzy.Wiedziałam,że z Perrie nie wszystko było jeszcze skończone,czułam to od samego początku...Tylko co ja mam w tej chwili zrobić? Walczyć i nie poddawać się do końca? To chyba nie dla mnie...Może ja po prostu nie mogłam mieć go dla siebie? Może miałam już tą szansę,którą tak idealnie spieprzyłam i na moje miejsce Zayn musi znaleźć sobie kogoś innego...kogoś lepszego,kto go nie zostawi...-W takim razie...Powiedz jej.
-Powiedziałem.-odpowiedział jakby zaskoczony moją reakcją.
-I co powiedziała?-spytałam patrząc tępo w horyzont.
-Powiedz jej.-nadal zdziwiony uniósł brew.-I właśnie tego nierozu...
-MIAŁEŚ NA MYŚLI MNIE?!-podniosłam się nadal płacząc ale nie wiedziałam czy ze smutku czy szczęścia,a chyba tak od tak,po prostu.
-No a kogo innego?!-zapytał urażony i także wstał.
-No myślałam...myślałam,że mówisz o Perrie,że...że wróciliście do siebie...
-CO?! Chodziło mi o Ciebie,głuptasie! Jak nisko ty mnie cenisz,co? Przecież nie mógłbym zrobić Ci czegoś tak okropnego!-zawołał z wyrzutem.
-Kurde...przepraszam,ja rzeczywiście...Idiotka.-westchnęłam.
-No nie przesadzajmy...-on także wzdychnął opadając z emocji-Jesteś...jesteś dla mnie wszystkim.Wszystkim,rozumiesz? To,że jesteś taka roztrzepana,zwariowana,czasem drażliwa...To wszystko utrzymuje mnie przy życiu.-powiedział i spuścił głowę.
-Co ty wygadujesz? Chyba nie chciałeś...O matko,to przeze mnie tak? Przez to,że Cię zostawiłam?-zasłoniłam sobie usta ręką a łzy znowu zgromadziły się w oczach-To fakt,zbyt mocno wierzę,zbyt mocno kocham,za bardzo ufam,jestem szalona ale i jak naiwna...za bardzo nieracjonalna,często zbyt sarkastyczna,ale pamiętaj dupku! Zrobię dla Ciebie wszystko...I błagam Cię,już nigdy nie miej tak okropnych,samobójczych myśli pod tą boską czupryną!-zawołałam łapiąc go za włosy a on przytulił mnie do siebie mocno.
-Obiecuję.A ty obiecaj,że już nigdy mnie nie zostawisz.
-Choćby nie wiem co...Cholera,obiecuję!-załkałam i pocałowałam go zachłannie w usta.-Kocham Cię,Zayn.Kocham i teraz już o tym wiem...

Mimo tego,że było ciemno zauważyłam,że brunet uśmiecha się lekko.
-Tak długo czekałem na to aż się odważysz...Ale warto było.-cmoknął mnie delikatnie w czoło po czym oparł swoją brodę o moją głowę.-Ja Ciebie też kocham,Mary.
Spieprzyłam trochę ten rozdział,no ale cóż...musiałam w końcu wtoczyć ten piękny moment ze słowem
'kocham' :') Mimo,że mnie tak bardzo prosicie,będę kończyła powoli to opowiadanie,bo nie mogę niczego ciągnąć w nieskończoność.Stałoby się to monotonne,a już mam zaplanowaną końcówkę.
Ale mocno wierzę w to,że będziecie wpadać na moje drugie opowiadanie: KLIK.
I zamierzam zacząć pisać kolejne,zastanawiam się jeszcze czy dalej o One Direction czy może o czarodziejach,Howagrcie itp. No zobaczymy,w każdym bądź razie was wtedy powiadomię.Oczywiście nie usunę tej strony żeby kto chciał mógł do niej wrócić,a może natrafi na nią ktoś nowy :)
DOSTAŁAM SIĘ DO LICEUM! Yeaahh,sorry ale musiałam xDD
Moja reakcja jak kumpela do mnie zadzwoniła że się dostałam:

I kiedy powiedziała,że jestem w klasie humanistycznej:

I to jeszcze z moją przyjaciółką:

I z moim wrogiem...:

Ale to nic,będę przejmować się tym później.Gdy powiedziałam przyjaciółce,że
będziemy razem...:

Zadzwoniła po rodziców i razem pojechaliśmy to uczcić:

Po drodze wstąpiliśmy do szkoły żeby zobaczyć kogo będziemy mieć w klasie.
Nasza reakcja na to,że jest 8 chłopaków:

Oraz nasza reakcja na to,że nasz wróg nr.2 nie dostał się do liceum! :



Dobra,bije mi ale to nic XD Jutro mam pierwsze spotkanie z nową klasą i jeśli nie będzie burzy (której
tak bardzo się boję,grrr) no i jeśli moja kumpela będzie dała rady,to się wybierzemy.Trzymajcie kciuki! :D

PS.Do KiSs Me: Ja jestem z lutego ^^
Dziękuję wszystkim za gratulacje,wiarę w to że się dostanę,niedocenianie braku weny (mam tu szczególnie na myśli Mrs.Horan xDD),długaśne komentarze All (które uwwielbiam czytać ^^) i ogólnie wszystkim z całego serca MASSIVE THANK YOU!!


Ps.2- z racji tego,że nie mam jak czytać wszystkich waszych blogów,polecę i zareklamuję wszystkie blogi których adresy podacie w komentarzach,więc do roboty,czekam!! ;)