sobota, 28 stycznia 2012

2 Rozdział

Po długotrwałej podróży samolotem prosto z Londynu do Los Angeles,
zmęczone wyszłyśmy na upragnione,świeże powietrze.
-Ale ulga!-odetchnęłam i okręciłam się w około.
-Widzę,że humorek dopisuje-odezwał się ktoś tuż za naszymi plecami.
Od razu poznałam ten głos.
-Kelly!-zawołałam radośnie na widok swojej managerki.
-Cześć maleńka-zaśmiała się i objęła mnie mocno na przywitanie.
Kelly współpracuje ze mną już od 3 lat.Jest szczęśliwą mamusią po
trzydziestce,chociaż wcale na taką nie wygląda.Wspaniała kobieta,
zawsze mogę na nią liczyć.W tym wielkim świecie,z dala od mojej
rodziny,to ona jest dla mnie jak matka.
-Tak się za tobą stęskniłam! Wyglądasz prześlicznie.Jak tam dzieci?
-Hoho,nie poznaję cię! Czy to aby na pewno ta sama Ivy Bennett?
Coś ty z nią zrobiła?-zawołała do Meggie i też wzięła ją w ramiona.
-Zaczęłam nad nią pracować.Matt do dupek,ale stara Ivy nam
wróci! Już ja tego dopilnuję.
-Nie wracajmy do niego-doradziła Kelly-Cieszę się,że was widzę,
takie pełne radości..-tu spuściła wzrok jakby chciała przekazać nam
coś smutnego.
-Coś się stało?-spojrzałam na nią z ukosa.
-Niee,ależ skąd-uśmiechnęła się
-No dobra...Załatwiłaś nam jakieś zakwaterowanie?-zmieniłam temat.
-Oczywiście.Ochroniarze już tu będą.Podałam im adres,wiedzą gdzie
mają jechać.To spokojna uliczka położona niedaleko plaży.Mieszkają
na niej głownie celebryci,więc nie macie się o co martwić.
-Chałupka nad morzem? No to elegancko! Będę mogła porobić
zdjęcia-uśmiechnęła się Meg.
-Miałam taką nadzieję,że wam się spodoba.

Kiedy przyjechali ochroniarze,pomogli nam załadować do samochodu
wszystkie pakunki,a było ich naprawdę sporo.
-Nie wiem po co tyle tego brałyśmy.Do Londynu zawieziemy 2 razy
tyle-stwierdziłam gdy zobaczyłam jak ochrona męczy się z torbami Meg.
-Musiałam zabrać kilka rzeczy-wzruszyła ramionami
Gdy udało im się wszystko zapakować,wyruszyliśmy w drogę.Meggie
zachwycała się każdym minionym w oknie wieżowcem,bo jeszcze nigdy
tu nie była.W końcu dojechaliśmy na ulicę rzeczywiście dość spokojną,
choć położoną niedaleko centrum.A może to tylko pozory? W końcu
był wieczór.Domek,a raczej dom w którym miałyśmy się zatrzymać,
stał nieopodal klifu wychodzącego na przepiękną plażę.
-Muszę zwiedzić ją już z rana-szepnęłam do Meggie,która cykała
zdjęcia na wszystkie strony.
I tak też było.Rankiem wstałam wyjątkowo wcześnie,nawet wcześniej
niż przypuszczałam.Na pewno dlatego,że trudno jest spać mi w nowych
miejscach.Wygramoliłam się z łóżka i na palcach zeszłam na dół.
Dom był przepiękny.Wszystko było jasne i pomysłowe.Jedynie
kuchnia wyróżniała się czerwonym kolorem.Na razie.Weszłam do
salonu.Zaśmiałam się pod nosem,kiedy pomyślałam jak przemebluje
ją Meg.Ubrana wyszłam na zalaną słońcem plażę.
Tak jak zakładałam,plaża nie była przepełniona ludźmi.Gdzie nie gdzie
ktoś spacerował,ktoś maszerował z kijkami po piasku a ktoś z
nadzieją szukał bursztynów i muszelek.Skierowałam się w stronę ławki.
Po pewnym czasie obok mnie przysiadł się jakiś chłopak.Jedynie co
zdołałam zauważyć,to to,że był bardzo rozespany.Siedziałam tak w
milczeniu sporo czasu,kiedy z zamyślenia wyrwał mnie 'sąsiad'
zachrapując delikatnie.Spojrzałam na niego zaciekawiona.Ten widok
był przezabawny.Nie mogąc się powstrzymać,wybuchnęłam śmiechem
na co on gwałtownie się zerwał.
-Co..co jest??-wymamrotał rozglądając się w około.
-Och,bardzo przepraszam!-pisnęłam-Nie chciałam Cię obudzić..
-Niee,nie szko...zaraz..Ivy..Bennett,tak?-spojrzał na mnie uważnie.
Wtedy zorientowałam się z kim rozmawiam.Ciemna karnacja,czarne
jak węgiel włosy sterczące w każdą stronę,niesamowicie brązowe
tęczówki i ten specyficzny akcent...
-Zayn Malik,jak mniemam?-uśmiechnęłam się
-Miło mi-uścisnął moją dłoń-Jaki ten świat mały.
-Prawda?
-Nigdy bym nie przypuścił,że spotkam kiedyś tak znaną czarownicę-
wyszczerzył zęby.
-I ja bym nie przypuściła,że poznam tak znanego i utalentowanego
mugola.Nawiasem mówiąc,jestem waszą wielką fanką.
-Miło mi to słyszeć.I nawzajem-szepnął
-Kto był tak brutalny,że wygonił Cię na plażę o tej porze?-spytałam
-A spróbowałby ktoś tylko! Niee,po prostu postanowiłem,że przez
tydzień zrobię sobie taki poranny jogging.
-Podziwiam determinację.
-Noo,ja teeeż-ziewnął-Przepraszam-zachichotał
-Nie krępuj się.No,ale na mnie już czas-wstałam-Do zobaczenia.
I powodzenia!
-Dzięki,przyda się-z uśmiechem pomachał mi i zaczął nucić coś
pod nosem.Wydawało mi się jak gdyby to było: Baby You light up
my world like nobody else...


Wiem,że początki zawsze są nudne,ale to wszystko powoli się
rozkręci.Mam już dużo pomysłów,więc wystarczy trochę
poczekać :)

1 komentarz:

  1. Kocham twoje pomysły... Cała prawda.. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;***

    OdpowiedzUsuń