Liam,Danielle,Louis i Eleanor urządzili podwójne,huczne weselisko.
Od samego początku wesela Niall był nawalony w trzy dupy i niespodziewanie oświadczył się Meggie...bez pierścionka.Biedaczka zemdlała z wrażenia.
Harry zakochał się w opiekunce małych Malików,którą była...Lizzy!
Mary wróciła do kariery aktorskiej jak tylko Naina skończyła dwa latka.
Zayn i Marina nadali synowi imię swojego najlepszego przyjaciela dlatego,że chcieli go jakoś pocieszyć.
Mimo długich oporów blondynki,Lizzy w końcu zgodziła się na randkę z Harrym.
Kariera Mary rozwijała się do takiego stopnia,że utworzyła ona swój własny serial.
Powstał film dokumentalny o życiu Mary,Zayna,Meggie,Nialla,Louisa,Liama,Harry'ego, Danielle i Eleanor.
Anajli i Harry Jr. poszli w ślady mamy i od małego występowali w reklamach dziecięcych.
W urodziny Nialla,Meggie oznajmiła wszystkim,że jest w ciąży,a ten poczuł się wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Eleanor rozwijała swą karierę modelki.
Liam i Danielle poważnie rozważają adoptowanie dziecka.
Meggie ukończyła studia i stała się jednym z najlepszych fotografów Wielkiej Brytanii.
One Direction nadal podbijało świat.
...oraz przede wszystkim: wszyscy już na zawsze pozostali najlepszymi przyjaciółmi!
Smutno ogłaszać mi,że to koniec...ale zawsze to musi nadejść.Jestem zdumiona,że tyle ludzi zechciało czytać moje amatorskie wypociny...Tak naprawdę kiedy zakładałam tego bloga,nie myślałam,że je w ogóle zakończę,to była kompletnie niespodziewana decyzja,a tu proszę: 71 obserwatorów,ponad 67 tys.wyświetleń i mnóstwo komentarzy.Osobiście czuję się spełniona :')
Mam nadzieję,że nie zapomnicie o mnie,nadal piszę pozostałe opowiadania: Forgive me my weakness i Unusual Direction,na które serdecznie was zapraszam.
Nie będę zdradzała wam za wiele,bo sama nie wiem czy do tego w ogóle dojdzie,ale być może odezwę się tu czasem z jakimś 'ponadprogramowym' rozdzialikiem pisanym całkowicie spontanicznie? ^^ Kto jest za,niech da znać a ja obiecuję,że kiedyś to rozważę.
Przyszedł czas na podziękowania.Przede wszystkim,najbardziej pragnę podziękować mojej przyjaciółce Sabinie (na bloggerze JustNiall lub Malinowaa) za to,że była ze mną od samego początku.Śledziła każdy rozdział,każde zmiany,poganiała mnie do rozdziałów i przede wszystkim wspierała...Wy też możecie jej podziękować bo bez niej Steal Heart by nie powstało.No i tak jak już wspominałam..to właśnie ona była moją inspiracją do stworzenia naszej Meggie ;)
Wielkie podziękowania również dla Pauliny z m.in.TEGO bloga,która komentowała niemalże każdy rozdział.Nie obędzie się też bez wirtualnych całusów dla Mrs.Horan i All,które powalały mnie swoimi komentarzami,jesteście genialne dziewczyny :D No i nie zapomnę o Gajane,Gabrysi i Martynie z którymi piszę na gg i które też mnie dopingowały ;)
Na pewno nie uda mi się wymienić tu wszystkich osób,ale i do nich ślę serdeczne podziękowania: Kiss Me,Tiger,Styles smilexx,kaya98,Essence,Caroline,Lila,Alex Glina,Dream,Malikowa, Robin WOHOOO,Kaiss,Paula,Lena Olszewska,Shokrotka,gabejsjusz,malinowa mamba, Alenka,meisie812,te wszystkie kochane Anonimki i inni...
Moje kochane,myślałam,że wyrobię się z Epilogiem do poniedziałku,ale jednak nie dam rady.Cały ten stres (bo idę pierwszy raz),pakowanie itd.nie pozwalają mi myśleć teraz o tym,więc bardzo was przepraszam,ale musicie zaczekać do przyszłego tygodnia.Mam nadzieję,że dotrwacie.I kurcze,ja też się o mało co nie poryczałam przez te wasze komentarze! JA TEŻ WAS KOCHAM!!!
Ps.Życzcie mi powodzenia i trzymajcie kciuki :D
W tym roku udało mi się zdobyć wszystko, czego chciałam i wszystko o
czym marzyłam… Ale gdzieś po drodze straciłam nawet więcej.Ostatecznie,w jakiś magiczny sposób,zyskałam jeszcze więcej.
-Błagam Cię,Mary nie zostawiaj mnie...-załkałem ściskając mocno jej rękę.-Nie umieraj,proszę...
Otworzyła oczy i spojrzała na mnie słabym wzrokiem,uśmiechając się delikatnie.
-Podaj mi swoją dłoń.-zrobiłem to o co poprosiła.Przyłożyła ją do swojej piersi.-Czujesz? To moje serce.Pamiętaj,że odkąd Cię poznałam biło tylko dla Ciebie.Teraz bije słabiej...ale bije.Jeszcze walczy.
-Kocham Cię.-pochyliłem się nad nią i pocałowałem ją w usta z okropnym bólem.Nie potrafiłem opanować emocji,nie obchodziło mnie to,że moi przyjaciele patrzą zza szyby jak płaczę...Już nic mnie nie obchodziło.Po kilku godzinach czuwania przy Mary,lekarz kazał zostawić mi ją samą żeby odpoczęła.Nie mogłem znieść myśli,że kiedy tam wrócę może nie być jej już..żywej.Przepłakałem całą noc wśród przyjaciół,którzy też nie stronili od łez.Gdy lekarze przenieśli ją do sali operacyjnej o trzeciej w nocy,przestraszeni czuliśmy jak odchodzi.Siedzieliśmy pod salą i dosłownie...umieraliśmy razem z nią.Po godzinie wyszedł jeden z lekarzy i spojrzał na nas ze współczuciem.Na moment zamarło we mnie serce.
-Opanowaliśmy sytuację.Będzie trudno...ale prawdopodobnie przeżyje.-odetchnęliśmy wtedy z tak okropną ulgą! Tak okropną,że aż ten spadający ciężar musiał zaboleć nas wszystkich.Odwróciłem się w ich kierunku,wszyscy zaczęli się ściskać aż w końcu podbiegli do mnie i tulili wszyscy naraz.Po raz pierwszy od dobrych kilku godzin...uśmiechnąłem się.
| Mary |
Rozchyliłam powoli powieki i pierwsze co rzuciło się moim oczom to widok śpiącego Zayna na krześle,z głową opartą o moją dłoń.Uśmiechnęłam się i spojrzałam w bok gdzie jak się okazało,na kanapie,jedna na drugiej,leżały Meggie,Danielle i Eleanor,a na ziemi tuż pod ich nogami Niall,Liam,Louis i Harry.Zachichotałam widząc jak Harry marszczy nos przez sen,i wtedy poczułam okropny ból.Byłam słaba,okropnie słaba ale czułam pełną parą,że żyję.Zauważyłam,że Meg zaczyna kręcić się niemiłosiernie aż w końcu otworzyła oczy.Kiedy zakapowała gdzie się znajduje,momentalnie jej wzrok przeniósł się na mnie.Wybałuszyła oczy a ja się wyszczerzyłam.
-Żyję,Meggie!-zawołałam cichutko i momentalnie złapałam się za brzuch,a ona podbiegła do mnie nie budząc przy tym nikogo i ni stąd ni zowąd przytuliła się do mnie.
-Ale mi Ciebie brakowało.-szepnęła a ja objęłam ją w pasie.
-Mnie Ciebie też,rudzielcu.Dziękuję,że byliście tu ze mną przez cały czas...To musiało być męczące.
-Męczące?-prychnęła.-Męczące? Nasza męka w porównaniu z twoją walką o życie...ech,nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę..-zasłoniła twarz w dłoniach a ja uśmiechnęłam się lekko.
-Jednak ten twardziel Cooper ma czasami ludzkie odruchy.-dźgnęłam ją w brzuch a ona zachichotała przez łzy i jeszcze raz mnie przytuliła.
-Tylko nie umieraj już więcej,dobra?-pociągnęła nosem.-Nie chce żeby wszyscy znowu widzieli jak...no wiesz,płaczę.
-Postaram się nie umierać.-wybuchnęłam cichutkim śmiechem i szybko tego pożałowałam.Czułam jak wszystko mnie boli.Kaszląc momentalnie złapałam się za brzuch i wtedy przebudził się Zayn.
-O matko,nic Ci nie jest?-Meggie pochyła się nade mną zmartwiona.-Ja już lepiej nic nie mówię!
Po kilku minutach udało mi się w końcu doprowadzić do porządku.Niedługo po Zaynie obudziła się i reszta.Posiedzieli ze mną godzinę kiedy wszyscy prócz Danielle poszli do domu coś zjeść i się przebrać.
-Jeszcze raz...witamy wśród żywych,Mary.-zachichotała i pocałowała mnie w policzek.Wcześniej choćby chciała nie mogła się do mnie dopchać bo chłopcy wyłożyli się na moim łóżku uniemożliwiając nawet doprowadzenie powietrza.
-Dzięki.Danielle...mogę mieć do Ciebie prośbę?
-Oczywiście.O co chodzi?
-Chciałabym zobaczyć moją córeczkę.-powiedziałam a ona pokiwała głową i wyszła z sali.Po dziesięciu minutach przyprowadziła do mnie malutkie zawiniątko.
-Naina...-szepnęłam a dzieciątko momentalnie się uspokoiło.Była taka cudowna...Tuliłam ją do swojej piersi i nie mogłam się na nią napatrzyć.Była wprost identyczna do Anjali kiedy ta się rodziła.Leżałyśmy tak we trzy dobrą godzinę kiedy przyszła pielęgniarka i zabrała małą na jakieś dodatkowe badania.Jednak nie na długo pozostałyśmy same,bo niebawem do sali wleciało sześć osób: moi rodzice,Kevin,Josh,Anjali i Harry.
-MAAMO!-bliźniaki zawołały w tym samym momencie i rzuciły się na mnie a ja nie zważając na okropny ból w okolicy brzucha,objęłam je z całej siły i wtuliłam do siebie.
-Jak ja się za wami stęskniłam!-zawołałam dość cicho,bo nie byłam w stanie głośniej.
-My za tobą tez.-powiedziała Anjali.
-Baldziej.-dodał Harry i obydwoje objęli mnie swoimi rączkami w pasie i nie puścili.
-Nie da rady,baldziej to tylko ja mogłam.-pocałowałam ich w czółka i przywitałam się z resztą.Moja mama oczywiście na samym początku wybuchnęła okropnym płaczem i zarażając też tym Danielle,która nadal siedziała obok mnie.Nie mogłam uwierzyć jak mój mały braciszek Kevin podrósł,nie mówiąc o Joshu,który wyglądał już jak prawdziwy mężczyzna.Minęły kolejne dwie godziny kiedy wrócił zespół wraz z Meggie i wtedy zrobił się już totalny chaos.Całe szczęście,że byłam przeniesiona na specjalną salę w której był totalny luksus,a o to wszystko zadbał Zayn.Gdy moja rodzina poszła zobaczyć małą Nainę,zostałam tylko z moim mężem i przyjaciółmi.Spojrzałam na nich wszystkich i uśmiechnęłam się najszczerzej jak potrafiłam.
Wypisali mnie ze szpitala dopiero po tygodniu,lekarze nadal nie byli pewni więc woleli mieć mnie na wszelki wypadek pod obserwacją.Rodzice wrócili do Bradford,a ja z powrotem znalazłam się w naszym ukochanym domu.Nie minęły dwa tygodnie jak byłam już prawie w pełni sił.Chłopcy koncertowali,bliźniaki szalały jak zwykle,ale bardzo pokochały nową siostrzyczkę.Choć Meggie i Niall przeprowadzili się z powrotem do siebie,a wcale nie daleko bo do domu tuż po drugiej stronie ulicy (o to wszystko zadbał Malik i Horan),to Meg,Danielle i Eleanor przesiadywały u mnie codziennie.
Pewnego sierpniowego wieczora wyszłam na mój ukochany balkon z kubkiem herbaty i spojrzałam na księżyc,który właśnie wyłaniał się z poza dachu domu Meg i Nialla.O mało co nie zrzuciłam kubka na rabatkę kwiatów przed domem,kiedy poczułam jak Zayn staje obok mnie i opiera się o barierkę.Bez słowa objął mnie a ja oprócz jego pięknych perfum poczułam tą specyficzne uczucie otaczającego mnie bezpieczeństwa.Byliśmy razem.Obydwoje w piżamach i szlafrokach,w końcu we własnym domu,który tylko nocą wydaje się być spokojny,z niemowlakiem obok naszego łóżka i dwójką nieznośnych,chrapiących właśnie urwisów tuż za ścianą.Spojrzałam na Zayna i zachichotałam.
-No co?
-Niic,po prostu...kocham ten twój kilkudniowy zarost i poskręcaną grzyweczkę.
-Ech...ja też to kocham..-zarzucił grzywą ja zachichotałam.
-Nie uważasz,że to wszystkie jest takie jakby...magiczne?-spytałam.
-Magiczne? Co masz na myśli?
-No wiesz...natrafiliśmy na siebie niespodziewanie i zaprzyjaźniliśmy się już na drugi dzień.Przyjaźń przerodziła się w zauroczenie,potem zakochanie...aż w końcu w prawdziwą miłość.Mieliśmy lepsze i gorsze chwilę,nawet rozstaliśmy się przez mój jeden,głupi błąd.Ale coś z powrotem nas do siebie przywiodło,zakochaliśmy się w sobie na nowo,pewnie w głębi duszy nawet nigdy nie przestaliśmy się kochać...Żeby nie popełnić już żadnych głupich błędów oświadczyłeś mi się w moje urodziny i to jeszcze w miejscu w którym nasza wspólna historia się rozpoczęła,co było z twojej strony baardzo romantyczne.-uśmiechnęłam się.-Nasza miłość rozkwitła wydając na świat dwójkę dzieci.Po kilku latach wspaniałego życia zapragnęło nam się kolejnego dziecka i to właśnie wtedy omal nie umarłam.Ale żyję.Mamy swój własny dom,trójkę dzieci,grupę wspaniałych przyjaciół,ty nadal swoim głosem podbijasz świat i...och,czy to aby nie za dużo argumentów żeby wyczuć w tym magię?
-Jesteś dziś bardzo twórcza.-podsumował a ja się zaśmiałam.-Nazywaj to sobie jak chcesz...magią,przeznaczeniem,ale ja nie będę się w to wgłębiał.Kocham Cię i to jest najważniejsze!-chwycił moją twarz w swoje dłonie,pocałował mnie namiętnie po czym upił spory łyk herbaty.
-Wariat...-zaśmiałam się a on puścił mi oczko.Staliśmy tak w ciszy kiedy naprzeciwko nas zaświeciło się światło,rozsunęły drzwi i na balkonie pojawili się Niall i Meggie.Nie mogąc się powstrzymać zaśmiałam się i pomachałam do przyjaciółki.
-Jutro idę spać do was!!-zawołała a echo jej głosu potoczyło się po całej ulicy.-Ten dupek tak się rozpycha,że drugi raz spadłam z łóżka!
-Nie moja wina,że nie kontroluje swoich ruchów przez sen.-blondyn wzruszył ramionami a ja spojrzałam na Zayna,który aż popluł się swoją herbatą.
-Magia.-uśmiechnęłam się do niego,pocałowałam w usta po czym westchnęłam i spoglądnęłam w kierunku oświetlonego Big Bena,majaczącego w oddali.-Taak...to zdecydowanie magia.
ale ale...będzie jeszcze króciutki punktowy epilog,tuż przed moją pielgrzymką,którą ruszam w poniedziałek.Wraz z epilogiem pojawią się wszystkie podziękowania :) xxx